Jest nagranie z potrącenia pieszego w Warszawie. Wszystko widać, jak na dłoni
Policjanci zatrzymali kierowcę, który potrącił przebiegającego przez przejście na czerwonym świetle pieszego i uciekł z miejsca zdarzenia. To Tomasz U., który w 2020 roku zjechał miejskim autobusem z pasażerami z mostu Grota-Roweckiego w Warszawie.
Spis treści:
Do potrącenia pieszego doszło przed godziną 6:00 rano w środę na rondzie Tybetu na warszawskiej Woli. Na opublikowanym w mediach społecznościowych nagraniu widać jak pieszy wbiega na przejście, gdy już zapaliło się czerwone światło, zmuszając do hamowania ruszający samochód z kamerą. Następnie zza tego auta wbiega na drugi pas - wprost pod nadjeżdżające czarne auto, jak się później okazało, prowadzone przez Tomasza U.
Pieszy na czerwonym świetle wbiegł pod auto, a kierowca uciekł
Po potrąceniu kierowca odjechał z miejsca wypadku. 48-letni pieszy w stanie ciężkim został przewieziony do szpitala.
Jeszcze tego samego dnia policjanci odnaleźli i zatrzymali kierowcę. Okazało się, że to Tomasz U. - kierowca, który 25 czerwca 2020 roku spowodował tragiczny wypadek na moście Grota-Roweckiego. Kierowany wówczas przez niego autobus linii 186 z firmy Arriva, którym podróżowało 40 osób, przebił bariery energochłonne i spadł z wiaduktu. W wypadku zginęła jedna pasażerka, ranne zostały 22 osoby, z czego trzy były w stanie ciężkim.
Prokuratura zarzuciła Tomaszowi U. naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym oraz "niedostosowanie taktyki i techniki jazdy do zmieniającej się sytuacji drogowej", co uniemożliwiło mu zahamowanie, a w konsekwencji doprowadziło do katastrofy w ruchu lądowym". Tomasz U. był pod wpływem amfetaminy i miał porcję narkotyku schowaną w skrytce kabiny kierowcy.
Policja odnalazła i zatrzymała kierowcę. To nie pierwszy wypadek na jego koncie
Sąd Okręgowy w Warszawie w 2022 roku uznał, że oskarżony nieumyślnie spowodował katastrofę w ruchu lądowym oraz umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym i skazał go na 7 lat więzienia oraz dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych.
Ponadto mężczyzna miał wypłacić nawiązki na rzecz poszkodowanych w katastrofie m.in. firmy Arriva Bus Transport Polska 30 tys., firmy Autostrada Mazowiecka Sp. z o.o. kwoty 10 tys. oraz na rzecz osób pokrzywdzonych w wypadku.
Wypadek miejskiego autobusu w Warszawie
Wyrok został zaskarżony zarówno przez obrońcę, jak i prokuraturę. Obrońca Tomasza U. adwokat Ewa Waszkowiak powiedziała po wyroku, że w apelacji wniosła przede wszystkim o zmianę wysokości wymierzonej kary i wymierzenie Tomaszowi U. możliwe jak najłagodniejszej oraz zasądzonych nawiązek. - Są podmioty, które w mojej ocenie absolutnie się do tej nawiązki nie kwalifikują, więc chcemy, żeby sąd apelacyjny zwrócił na to uwagę - mówiła.
Natomiast prokuratura uważa, że sąd dokonał niewłaściwych ustaleń przyjmując, że Tomasz U. nieumyślnie doprowadził do katastrofy w ruchu lądowym. - Powyższe znalazło również przełożenie na karę wymierzoną oskarżonemu, która zdaniem prokuratora powinna być surowsza - mówiła ówczesna rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Aleksandra Skrzyniarz.
Tomasz U. nie miał prawa siadać za kierownicę
Apelacja nie wypłynęła jednak na fakt, że Tomasz U. ma cały czas orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów. W efekcie Tomasz U. odpowie za nieudzielenie pomocy potrąconemu, ucieczkę z miejsca zdarzenia i prowadzenie pojazdu bez uprawnień. Sąd będzie musiał również ocenić, czy i w jakim stopniu, przyczynił się do potrącenia pieszego.
Tomasz U. ma wyrok 7 lat więzienia. Dlaczego nie jest zamknięty?
W sprawie wypadku autobusu prowadzonego przez Tomasz U. sąd okręgowy w Warszawie wydał wyrok pod koniec 2022 roku. Sąd uznał, że oskarżony nieumyślnie spowodował katastrofę w ruchu lądowym oraz umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym i skazał go na 7 lat więzienia oraz dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych.
Mężczyzna nie trafił do więzienia bo w lutym 2023 roku od wyroku apelację złożyły zarówno obrońca, jak prokuratura. Sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, a tam - wciąż czeka na wyznaczenie terminu rozprawy. Sąd apelacyjny ma zaległości i w pierwszej kolejności na wokandę trafiają sprawy, w których jest zastosowany tymczasowy areszt, czy sprawy zagrożone przedawnieniem. "Tu nie było zastosowanego środka zapobiegawczego" - wyjaśniła rzecznik prasowa Sądu Apelacyjnego w Warszawie ds. karnych sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak
Podkreśliła, że Sąd Apelacyjny w Warszawie, jak i "większość sądów w Polsce jest w bardzo głębokim kryzysie po latach zarządzania nim w taki, a nie w inny sposób". "Po prostu staramy się wyjść z zaległości. Jeszcze kilka lat temu wszystkie sprawy terminowaliśmy w ciągu dwóch miesięcy, także przeważnie po trzech, czterech miesiącach sprawa była już na terminie od wpłynięcia. W tej chwili czeka się trzy, cztery lata" - zaznaczyła rzecznik prasowa Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Tomasz U. nie był wcześniej karany. W areszcie przebywał od 25 czerwca do 15 września 2020 roku, później sąd zdecydował o zmianie środka zapobiegawczego na dozór, zakaz opuszczania krajów i zabronił mu prowadzenia pojazdów mechanicznych. Prokuratura odwoływała się od tej decyzji, uważając ją za niesłuszną, ale została ona utrzymana w mocy. 31-latek przed sądem I instancji odpowiadał, więc z tzw. wolnej stopy.