ITD ukradło zdjęcie? Tak, ale tylko na chwilę i to w celach wyższych, więc...
Trzeba przyznać, że kierownictwo Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego we Wrocławiu to prawdziwi twardziele. Wiedzą, że reprezentują władzę.
Tę prawdziwą władzę, a nie jakąś tam czwartą, jak niekiedy nazywa się media. Dlatego nie będą przejmować się dziennikarzyną, któremu narobili nieprzyjemności, przy okazji sięgając po cudzą własność. Przecież uczynili to niechcący. Poza tym przeprosili. Dlatego żadnych oficjalnych oświadczeń z aktem skruchy składać nie będą. Zresztą tak naprawdę to oni czują się pokrzywdzeni, ponieważ stali się ofiarami brutalnych ataków medialnych.
No dobrze, przypomnijmy jednak, o co chodzi...
14 września 2013 r. na jednej z dróg w powiecie kłodzkim inspektorzy WITD z Wrocławia zatrzymali kierowcę, który wielokrotnie przekraczał podwójną ciągłą linię, wyprzedzał inne samochody na skrzyżowaniu i na przejściu dla pieszych itp. Pirat dostał mandat w wysokości 900 zł, a ponieważ za wspomniane wykroczenia zebrał łącznie 26 punktów karnych, stracił także prawo jazdy. Informacja z opisem powyższego zdarzenia trafiła do licznych redakcji. Wrocławska WITD sugerowała jej publikację, ku przestrodze wszystkich, którym się wydaje, że Inspekcja Transportu Drogowego ogranicza się jedynie do kontrolowania pojazdów ciężarowych.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ilustracja komunikatu, opatrzonego tytułem "W 5 minut stracił prawo jazdy" - fotografia, przedstawiająca, na zbliżeniu, trzymane w dłoni prawo jazdy. Część danych osobowych i twarz właściciela dokumentu były zasłonięte, lecz dziennikarze, zajmujący się motoryzacją, bez trudu go rozpoznali: to Jacek Jurecki, szef serwisów motoryzacyjnych INTERIA.PL!
Postawa szefostwa wrocławskiego WITD przypomina nam zachowanie znajomego koszykarza, który we własnym przeświadczeniu nigdy w życiu nie popełnił na boisku faulu. "Panie sędzio, to nie moja wina, to on uderzył mnie szczęką w łokieć!" - krzyczał, po czym padał na parkiet zwijając się z bólu
Ze zrozumiałych względów wiadomość o rzekomej fatalnej wpadce naszego kolegi, groźnego "pirata drogowego", wzburzyła środowisko dziennikarskie w całym kraju. W tej sytuacji INTERIA.PL skierowała pismo do naczelnika Wydziału Inspekcji Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego we Wrocławiu, informując, że Jacek Jurecki nie był we wrześniu ubiegłego roku w powiecie kłodzkim, nie został tam zatrzymany i bynajmniej nie utracił uprawnień do prowadzenia pojazdów. Zwróciła też uwagę, że wykorzystane przez ITD zdjęcie prawa jazdy było wcześniej opublikowane w INTERIA.PL jako ilustracja zupełnie innego tekstu.
W odpowiedzi Jarosław Łaganowski, zastępca Dolnośląskiego Wojewódzkiego Inspektora Transportu Drogowego, wyjaśnił, że zdjęcie prawa jazdy, towarzyszące informacji o zatrzymaniu pirata drogowego zostało "pozyskane z zasobów Internetu", a właściciela ukazanego na fotografii dokumentu "nie należy w żadnym wypadku utożsamiać ze sprawcą zdarzenia." Zresztą, zdaniem autora listu, ów dokument "został zanonimizowany w taki sposób, że identyfikacja obrazu i treści jest w zasadzie niemożliwa".
Cóż, być może niemożliwa dla urzędnika z Wrocławia, ale na pewno nie dla licznego grona dziennikarzy znających redaktora Jacka Jureckiego. Bulwersowało również zbagatelizowanie przez przedstawiciela instytucji państwowej kradzieży zdjęcia, przez nazwanie jej "pozyskaniem z zasobów Internetu".
Nic dziwnego, że INTERIA.PL nie uznała powyższych wyjaśnień za wystarczające i wysłała do Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego we Wrocławiu kolejne pismo, w którym domagała się złożenia przez WITD pisemnego oświadczenia - i rozesłania go do redakcji, które otrzymały komunikat o zatrzymaniu "pirata" - z przeprosinami dla red. Jacka Jureckiego i wyrazami ubolewania z powodu bezprawnego wykorzystania fotografii, stanowiącej własność portalu INTERIA.PL.
Tym razem odpowiedział nam sam Marek Szmigiel, Dolnośląski Wojewódzki Inspektor Transportu Drogowego. Odmówił złożenia wymienionego wyżej oświadczenia, a w piśmie, którego konkluzją jest owa odmowa, powtórzył tezy z wcześniejszej korespondencji. Ponownie dowiedzieliśmy się zatem, że dobra osobiste naszego kolegi nie zostały naruszone, ponieważ jego prawo jazdy na zdjęciu było zanonimizowane (nawiasem mówiąc: cóż za słowo...), a sama fotografia "z zasobów portalu INTERIA.PL" została użyta "wyłącznie w celu prewencji ogólnej, by zapobiegać łamaniu przepisów przez kierowców i uświadomić konsekwencje popełniania wykroczeń drogowych". Ponadto widniała na stronie internetowej jedynie przez dwie godziny.
Inspektor Szmigiel nie ogranicza się jedynie do obrony. Przystępuje także do ataku. We wcześniejszych publikacjach napisaliśmy o dziennikarce radia RMF FM, która poprosiła wrocławski Inspektorat Transportu Drogowego o potwierdzenie, czy widoczne na zdjęciu prawo jazdy rzeczywiście należy do pirata z powiatu kłodzkiego. Twierdzi, że takie potwierdzenie uzyskała, tymczasem według szefa dolnośląskiej inspekcji to nieprawda, a my, rozpowszechniając takie informacje, bezprawnie "wprowadzamy społeczeństwo w błąd".
"Nie sposób także oprzeć się wrażeniu, że służy to wzbudzeniu sensacji i podsycaniu negatywnych nastrojów społecznych przeciwko instytucji WITD we Wrocławiu. Stanowczo takiemu działaniu się sprzeciwiamy i żądamy zaprzestania rozpowszechniania takich informacji" - pisze pan inspektor.
Skradliście zdjęcie? Tak, ale tylko na chwilę, a poza tym uczyniliśmy to w celach wyższych, więc czujemy się usprawiedliwieni... Skompromitowaliście człowieka przez własną bezmyślność i nieudolność? E tam, bez przesady, to nie nasza wina, że ktoś kogoś rozpoznał na zanonimizowanej fotce... Czujecie się pokrzywdzeni? Prawdziwymi ofiarami jesteśmy my... Postawa szefostwa wrocławskiego WITD przypomina nam zachowanie znajomego koszykarza, który we własnym przeświadczeniu nigdy w życiu nie popełnił na boisku faulu. "Panie sędzio, to nie moja wina, to on uderzył mnie szczęką w łokieć!" - krzyczał, po czym padał na parkiet zwijając się z bólu.