Ile jeszcze pojeździmy na benzynie i ropie?
Wpływ zmniejszających się zapasów ropy na gospodarkę przemawia za stopniowym odchodzeniem od paliw kopalnych.
Takiego zdania są autorzy najnowszej analizy publikowanej przez tygodnik "Nature".
Do niedawna wydobycie ropy rosło wraz z rosnącym zapotrzebowaniem, ale siedem lat temu świat osiągnął punkt krytyczny. Produkcja sięgnęła 75 milionów baryłek dziennie i eksportu nie dało się zwiększyć mimo większego popytu. Skutkiem tego były wahania cen, niestabilność gospodarcza czy obecny kryzys finansowy - piszą analitycy z USA i Wielkiej Brytanii.
Zdaniem niektórych ekspertów, sytuacja nie jest aż tak zła: potwierdzone rezerwy ropy są coraz większe, bo odkrywane są nowe złoża; ratunkiem wydaje się też gaz łupkowy. Ale według autorów pracy w "Nature", faktyczna produkcja ropy spada z roku na rok o około 4 do prawie 7 procent. Ich zdaniem, świat powinien odejść od paliw kopalnych; pomoże to gospodarce oraz walce ze zmianami klimatu.
Wczoraj Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzegł, że świat może stanąć w obliczu szoku naftowego, jeśli Iran zablokuje transport bliskowschodniej ropy. Ceny ropy mogą wzrosnąć nawet o 20-30%, jeśli Iran wstrzyma transport nafty przez Cieśninę Ormuz - uważa Fundusz. Może się tak stać, jeśli kraje Zachodu, pod presją USA i Izraela nałożą na Iran sankcje finansowe w związku z programem nuklearnym Teheranu.
Iran produkuje pięć procent światowej ropy, jednak przez Cieśninę Ormuz przepływa jedna piąta globalnie eksportowanej nafty.