Fałszywe numery VIN wracają. Eksperci ostrzegają przed nowymi metodami
Handlarze potrafią dziś zrobić z kradzionego auta pojazd z czystym rodowodem. Fałszywy numer VIN, podmienione tabliczki znamionowe i elektroniczne ślady po ingerencji w system immobilizera to codzienność, z którą coraz trudniej walczyć. Eksperci ostrzegają, że fałszowanie tożsamości pojazdów staje się jednym z najpoważniejszych problemów na rynku aut używanych.

Fałszowanie numerów VIN to proceder, który od lat spędza sen z powiek policji, rzeczoznawcom i kupującym samochody z drugiej ręki. Wraz z rosnącym importem aut używanych do Polski, na rynek trafiają pojazdy z przerobionymi oznaczeniami identyfikacyjnymi. Część z nich pochodzi z kradzieży, inne są "składakami" - zespawanymi z kilku wraków o różnych numerach nadwozia.
Eksperci ostrzegają, że choć system CEPiK oraz bazy Interpolu pomagają w wykrywaniu takich pojazdów, oszuści stosują coraz bardziej wyrafinowane metody. W grę wchodzi nie tylko mechaniczne szlifowanie i ponowne nabicie numerów, ale także manipulacje elektroniczne, czyli zmiany w cyfrowych bazach danych.
Szlif, spaw i nowa tożsamość samochodu
W przeszłości fałszerze ograniczali się do prostych działań - usunięcia oryginalnego oznaczenia i wybicia nowego. Dziś to znacznie bardziej złożony proces. Do gry weszły techniki spawania fragmentów karoserii, kopiowania czcionek stosowanych przez producentów oraz podrabiania tabliczek znamionowych i naklejek. Metody fałszowania numerów VIN stają się coraz trudniejsze do wykrycia gołym okiem.
"Fałszerstwo numeru VIN rzadko wygląda dziś jak w filmie, z wybitą cyfrą i śladem dłuta. Najczęściej to precyzyjna praca, której efekty są ledwo widoczne - zmieniona czcionka, minimalna różnica w głębokości nabicia albo ślad po spawaniu fragmentu blachy" - mówi Adam Klus, prezes zarządu Stowarzyszenia Rzeczoznawców Motoryzacyjnych i Maszynowych oraz Biegłych POLEKSMOT. "Do wykrycia takich ingerencji nie wystarczy oko. Potrzebne są endoskopy, lampy UV, analiza mikrostruktury metalu czy pomiar grubości powłoki lakierowej. Coraz częściej policjanci sięgają też po dane z modułów elektronicznych, i to nie tylko takich jak ECU czy immobilizer, ale nawet np. sterowniki klimatyzacji, gdzie zapisany jest oryginalny numer VIN".
Właśnie te techniki - od metod wizualnych po cyfrową diagnostykę pojazdu - będą prezentowane podczas organizowanego przez POLEKSMOT seminarium "Numer VIN - przerabianie i podrabianie: zagrożenia, metody wykrywania, aspekty prawne", które odbędzie się 22 listopada w Katowicach.
Elektroniczne ślady w ECU i immobilizerze
Coraz częściej fałszerze sięgają po narzędzia cyfrowe. Numer VIN zapisany jest nie tylko na karoserii, ale też w modułach elektronicznych - m.in. w sterowniku silnika (ECU), sterowniku klimatyzacji czy immobilizerze. Policjanci i diagności korzystają z oprogramowania, które umożliwia odczyt i porównanie tych danych z wpisami w CEPiK.
Różnice pomiędzy zapisami to jasny sygnał, że ktoś próbował "odmłodzić" pojazd lub zmienić jego tożsamość. Takie przypadki coraz częściej trafiają do biegłych sądowych, którzy potrafią wskazać dokładne miejsce ingerencji.
Głośny przykład. Auto ministra i jego "bliźniak"
Problem nie dotyczy jedynie samochodów z podejrzanych komisów czy sprowadzanych z nieznanego źródła. Głośnym echem odbiła się sprawa, w której samochód należący do wicepremiera Krzysztofa Gawkowskiego okazał się mieć swojego "bliźniaka" - pojazd o identycznym numerze VIN, zarejestrowany w innym kraju.
Ten przypadek potwierdza, że fałszywe lub zdublowane numery VIN mogą pojawić się nawet w pojazdach legalnie kupionych, z pełną dokumentacją i ubezpieczeniem. W praktyce oznacza to, że ryzyko nie dotyczy tylko kierowców z rynku wtórnego, ale również osób, które nabyły samochód w dobrej wierze.
System identyfikacji pojazdów wymaga modernizacji, a wiedza o metodach fałszowania i weryfikacji VIN powinna być szerzej dostępna - nie tylko dla diagnostów, lecz także dla zwykłych użytkowników.
Prawo jest jednoznaczne. Fałszywy VIN to przestępstwo
Zgodnie z art. 306a Kodeksu karnego, fałszowanie znaków identyfikacyjnych pojazdu jest przestępstwem zagrożonym karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Odpowiada nie tylko osoba, która dokonuje przeróbki, ale także ta, która świadomie posługuje się takim pojazdem - np. próbując go sprzedać lub zarejestrować.
"Wiele osób kupuje samochód z fałszywym VIN-em nieświadomie, ale prawo jest bezwzględne" - przypomina Adam Klus.
Jeśli właściciel nie potrafi udowodnić legalnego pochodzenia auta, pojazd może zostać zajęty przez policję. W praktyce oznacza to utratę pieniędzy i długą batalię o swoje prawa.
Kupujący nie zawsze mają świadomość, że nabycie auta z przerobionym VIN-em może skończyć się konfiskatą.
Jak nie dać się oszukać przy zakupie auta
Specjaliści radzą, by oglądając używany samochód porównać oznaczenia w kilku miejscach - na podszybiu, słupku drzwiowym czy tabliczce znamionowej. Różnice w czcionce poszczególnych znaków lub głębokości nabicia to pierwszy sygnał ostrzegawczy. Pomocna może być też historia serwisowa pojazdu - autoryzowany serwis lub ubezpieczyciel często dysponują danymi o wcześniejszych naprawach i właścicielach.
Przy oględzinach samochodu warto zwrócić uwagę na detale karoserii. Ślady szlifowania, spawania lub nietypowa grubość lakieru w okolicach umieszczenia numeru VIN mogą świadczyć o ingerencji. Coraz więcej rzeczoznawców zwraca również uwagę na dane zapisane w elektronice pojazdu - prosty interfejs OBD-II pozwala odczytać numer VIN ze sterowników. Jeśli różni się on od tego wybitego na karoserii, można mieć pewność, że ktoś próbował zmienić tożsamość auta.
To drobiazgi, które często decydują o tym, czy kierowca kupuje legalny samochód, czy wpada w poważne kłopoty. W razie wątpliwości można też zasięgnąć opinii rzeczoznawcy.
Kupujący muszą wiedzieć więcej
Eksperci nie mają wątpliwości - w dobie cyfrowych baz danych i coraz bardziej zaawansowanych metod fałszowania, świadomość kupujących staje się kluczowym narzędziem ochrony. Nawet najlepsze systemy nie zastąpią zdrowego rozsądku i podstawowej weryfikacji pojazdu.
"Jeśli cokolwiek wzbudza podejrzenie - nie warto ryzykować. Wystarczy jeden fałszywy znak, litera lub cyfra, by legalny zakup zamienił się w wieloletni problem" - podkreślają organizatorzy szkolenia.








