F1. Kolejne zwycięstwo Hamiltona

​Mistrz świata Lewis Hamilton (Mercedes) wygrał w niedzielę wyścig Formuły 1 o Grand Prix Bahrajnu, 15. rundę cyklu. To 95. w karierze zwycięstwo Brytyjczyka. Zawody miały dramatyczny przebieg, m.in. już na pierwszym okrążeniu zapalił się bolid Francuza Romaina Grosjeana (Haas).

Drugie miejsce ze stratą 1.254 s zajął Holender Max Verstappen, a trzecie jego partner z ekipy Red Bulla, Taj Alexander Albon - strata 8,005.

Wypadek Grosjeana miał miejsce na pierwszym okrążeniu, gdy Francuz zawadził tylnym kołem o bolid Rosjanina Daniiła Kwiata z AlphaTauri, po czym stracił panowanie nad pojazdem, który po uderzeniu o barierę rozerwał się na dwie części i się zapalił. Kierowcę ewakuowały służby medyczne.

Siła uderzenia doprowadziła do uszkodzenia zbiornika paliwa, który był wypełniony po brzegi, po to, aby kierowca mógł bez tankowania dojechać do mety. Płomień buchnął w powietrze, w kokpicie było widać kierowcę, który próbował się wydostać. Na miejscu bardzo szybko pojawiły się służby ratunkowe, ale ogień był tak silny, że nikt nie był w stanie zbliżyć się do płonącego wraku.

Po ponad 10 sekundach od wybuchu ognia po drugiej stronie uszkodzonej bariery pojawił się Grosjean. Kierowca na którym tlił się kombinezon przeskoczył przez barierę, ratownicy wyprowadzili go ze strefy ognia.

"Od dwunastu lat nie widziałem takiego uderzenia i pożaru. To były sekundy, które trwały wieki. Romain zaczął sam wychodzić z samochodu. To było niesamowite. Poczuliśmy ulgę dopiero w momencie, gdy okazał się, że nic mu nie jest. W tej sytuacji wszystko zadziałało jak należy. Bariery, system halo, monokok. Gdyby nie to, byłoby znacznie gorzej" - powiedział Alan van der Merwe, który w F1 prowadzi samochód medyczny i jako jeden z pierwszych pojawił się na miejscu wypadku.

Reklama


Po zabraniu kierowcy do ambulansu, którym Francuz pojechał do szpitala, zespół Haas poinformował, że Grosjean ma lekko oparzone dłonie i kostki. Nie doznał - jak twierdzili przedstawiciele Haas - poważniejszych obrażeń. Później wyszło na jaw, że kierowca ma prawdopodobnie połamane żebra.

Wyścig wznowiono po ponad godzinie, gdy służby wymieniły uszkodzoną barierę. Na prowadzenie wyszedł Hamilton, ale kierowcy zdołali przejechać tylko dwa okrążenia. Na trzecim znowu pojawiła się czerwona flaga, a na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa. Dachował Kanadyjczyk Lance Stroll z Racing Point po kontakcie z Kwiatem. Bolid Strolla podbiło na krawężniku, wystrzelił w górę i spadł... kołami do góry.

Kierowcy nic się nie stało, sam się wydostał z kokpitu, ale na torze przez pięć okrążeń wszyscy jechali za safety carem. Tyle trwało bowiem usunięcie samochodu Kanadyjczyka. Kwiat dostał za swoje zachowanie na torze od sędziów 10 sekund kary.

Po wznowieniu rywalizacji prowadzenie utrzymał Hamilton, który później tylko na moment stracił pozycję lidera, gdy zjechał do pit stopu na zmianę opon. Za Brytyjczykiem jechał Verstappen, ale jego strata do lidera nigdy nie zmniejszyła się do jednej sekundy. Holender był stale 3-4 sekundy za mistrzem świata, a gdy na 47. okrążeniu musiał zmienić ponownie opony, wrócił na tor mając ponad 30 s straty do Hamiltona.

W końcówce wyścigu doszło do drugiego tego dnia pożaru, zapalił się bolid Sergio Pereza z Racing Point. Meksykanin miał ogromnego pecha, gdyż do pożaru doszło w momencie, kiedy jechał on na trzeciej pozycji i nikt mu już teoretycznie nie mógł zagrozić. Perez przez radio informował swój zespół, że "ma podium", cieszył się, gdyż nie wiadomo, jak potoczą się jego losy w nowym sezonie.

Meksykanin nie przedłuży bowiem kontraktu z Racing Point, jego miejsce ma zająć czterokrotny mistrz świata Niemiec Sebastian Vettel, który rozstaje się z Ferrari.

Na 15. i 16. pozycji zostali sklasyfikowani kierowcy zespołu Alfa Romeo Racing Orlen - Fin Kimi Raikkonen i Włoch Antonio Giovinazzi. 

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy