Co dalej z polską motoryzacją?
Rozmowa z Pawłem Kosmalą, dyrektorem ds. sprzedaży i marektingu, członiekm zarządu Daewoo-FSO
INTERIA.PL -
Motoryzacja jest jedną z nielicznych dziedzin gospodarki, która wywołuje różnego rodzaju emocje. Niestety, od kilku miesięcy coraz więcej informacji ma wydźwięk pesymistyczny. Czarne chmury wiszą nad polską motoryzacją. Czy prognozy są nadal nieciekawe?
Paweł Kosmala - Rzeczywiście motoryzacja jest taką gałęzią gospodarki, która szczególnie w Polsce jest przedmiotem głębokiego zainteresowania opinii publicznej. Jesteśmy ciągle krajem na dorobku, standard życia ludności odbiega jeszcze znacząco od standardów w krajach zachodnich, a samochód ciągle postrzegany jest w naszym kraju jako pewnego rodzaju symbol luksusu. Stąd prawie wszyscy interesują się motoryzacją, a szczególnie śledzą to co dzieje się na rodzimym rynku.
Za czasów socjalizmu byliśmy zdani praktycznie na wyrób krajowy lub też ewentualnie wyprodukowany w innym kraju socjalistycznym. Tylko nieliczni mogli pozwolić sobie na samochody marki zachodniej. Ugruntowało się przekonanie, zresztą wówczas jak najbardziej słuszne, że jakość naszych samochodów dalece odbiega od jakości tych aut, które praktycznie były dla nas niedostępne. Najlepsze były auta zachodnie, a w tym szczególnie niemieckie, potem samochody produkowane w bratnich ustrojowo krajach, a dopiero gdzieś na końcu nasze autka. Wspominam o tym specjalnie, ażeby podkreślić, że pomimo upływu wielu lat i głębokich zmian, które dokonały się w polskim przemyśle motoryzacyjnym ten pogląd ciągle w jakimś stopniu funkcjonuje. Stąd też jeżeli tylko nas na to stać chętniej kupimy samochód nie polskiej marki, nawet używany, ale nie polski. A przecież auta produkowane w polskich fabrykach to produkty spełniające światowe standardy jakości i bezpieczeństwa, to auta wytwarzane zgodnie z najnowocześniejszymi technologiami i przy użyciu najlepszych, powszechnie stosowanych materiałów, projektowane nie w Polsce ale na deskach i w komputerach najlepszych na świecie firm. Proszę zwrócić uwagę, ze samochody produkowane są w Polsce przez największe światowe koncerny, a znacząca część produkcji przeznaczana jest na rynki innych krajów. Tak się składa, że polski rynek jest rynkiem relatywnie tanich samochodów, tych sprzedawanych w najtańszych trzech segmentach, reprezentowanych przez takie modele jak matiz, seicento, uno, fabia, lanos, corsa czy siena.
Te segmenty stanowią ponad 80% polskiego rynku. Stąd też producenci krajowi czyli koncerny, które zainwestowały w Polsce, nastawili się przede wszystkim na obsługę polskiego rynku i tym samym na produkcję relatywnie tanich samochodów. Niestety, relatywnie tani produkt krajowy ma dzisiaj nieprawdopodobnie silną konkurencję w postaci tanich używanych samochodów sprowadzanych przede wszystkim z rynku niemieckiego. A przecież na przykład sześcioletni czy ośmioletni golf nie konkuruje z nowym golfem. Z uwagi na swoją niską cenę konkuruje z tanimi samochodami nowymi, tj. z samochodami z najniższych segmentów, czyli przede wszystkim z samochodami produkowanymi w kraju. Specjalnie ten temat poruszam, gdyż moim zdaniem nielimitowany spływ samochodów używanych do naszego kraju jest główną przyczyną kryzysu polskich firm motoryzacyjnych.
Ale ta specyfika polskiego rynku, mam tutaj na myśli wspomnianą przeze mnie segmentację czy w ogóle stopień nasycenia rynku , daje możliwość budowania także optymistycznych prognoz. Ilość mieszkańców przypadająca na jeden samochód, średni wiek parku samochodowego zarejestrowanego w Polsce (ok. 50% samochodów starszych niż 10 lat), naturalny proces przesunięć w kierunku wyższych segmentów, to tylko nieliczne powody, że polski rynek nadal traktowany jest jako rynek rozwojowy.
INTERIA.PL -
Dlaczego zatem nasz rząd nie podziela tej opinii? Czy na przykład racje ekonomiczne, którymi kierował się rząd nie przemawiały za importem samochodów używanych?
Paweł Kosmala - Jakie racje ekonomiczne?
INTERIA.PL -
Na przykład poziom wpływów do budżetu z tytułu cła, które w 2000 roku wynosiło jeszcze 10%, czy też możliwości rozwoju małych prywatnych firm, poprzez umożliwienie osobom niezamożnym zakupu taniego środka pracy, bo przecież samochód może i taką rolę spełniać.
Paweł Kosmala - Stanowczo protestuję. Zresztą jeżeli rząd kierowałby się takimi racjami to dlaczego w kwietniu ubiegłego roku podjęto decyzję o wprowadzeniu nowych przepisów, które w zapowiedziach miały znacząco ograniczyć spływ samochodów używanych w nasz obszar celny. Przypomnę, że nowe przepisy zablokowały import samochodów uszkodzonych i tzw. wraków oraz wprowadzały zasadę konieczności uzyskania przez osobę sprowadzającą samochód używany specjalnej oceny technicznej. Wprowadzone przepisy były alternatywą do wnioskowanego przez producentów podatku akcyzowego w wysokości uzależnionej od wieku importowanego auta. Pomimo zapewnień rządu, że w/w zmiana diametralnie ograniczy spływ aut używanych nic takiego się nie stało, a wręcz przeciwnie, import ten wzrastał. I tak w 2001 roku sprowadzono do Polski ponad 216 tys. samochodów używanych co jest wynikiem wyższym niż wynik roku poprzedniego. Ponadto bardzo niekorzystnie zmieniła się struktura importu. Przed wprowadzeniem nowej regulacji 66% sprowadzanych aut było starszych niż czteroletnie, natomiast po wprowadzeniu w/w przepisów udział aut starszych niż cztery lata stanowi ponad 90%. Tak więc np. zamiast rozbitego "trzylatka" sprowadza się obecnie auto równie tanie lecz bardzo stare. Idąc dalej w tej analizie warto zwrócić uwagę, że ponad 50% aut używanych obecnie sprowadzanych to samochody w przedziale wiekowym 8-10 lat. Czy znajduje Pan zatem jakiekolwiek argumenty, które broniłyby decyzję poprzedniego rządu? Ponadto zapewne Pan pamięta, że w listopadzie 2000 roku vice premier Steinhoff zapowiedział w programie informacyjnym telewizji publicznej, że rząd zamierza ograniczyć import samochodów używanych poprzez wprowadzenie podatku akcyzowego. Oświadczenie to spowodowało natychmiastową reakcję importerów, którzy robili wszystko, ażeby sprowadzić jak najwięcej aut jeszcze przed wprowadzeniem zapowiadanej akcyzy. Na granicach ustawiały się wielodniowe kolejki do odprawy celnej.
Oczywiście wiemy, że pomimo zapowiedzi v-ce premiera, akcyzy nie wprowadzono. Nie wprowadzono także akcyzy pomimo pozytywnej decyzji KERM-u i wydanych wytycznych dla ministra Bauca. Alternatywnie, dopiero w kwietniu 2001 roku wprowadzono przepisy, o których wcześniej wspomniałem. Przepisy, które określę słowem nonsens...
INTERIA.PL -
Ale przecież kryzys na rynku motoryzacyjnym nie należy traktować w sposób odosobniony, niezależny od ogólnej dekoniunktury i od spadku realnej wartości siły nabywczej społeczeństwa. Ponadto w europejskich krajach zachodnich też nie mamy do czynienia z aktywnym rynkiem, mówi się raczej o kryzysie.
Paweł Kosmala - Oczywiście niekontrolowany import samochodów używanych nie jest jedyną przyczyną kryzysu motoryzacji w Polsce, ale jest moim zdaniem najważniejszą przyczyną, która w przypadku ogólnej dekoniunktury oddziałuje w stopniu zwielokrotnionym. Przyczyn załamania sprzedaży jest kilka. To oczywiście ogólna dekoniunktura na rynku, wzrost bezrobocia, spadek tempa wzrostu gospodarczego, utrzymujący się na wysokim poziomie koszt kredytu, czy też wzrost cen paliw i kosztów ubezpieczenia. Wszystkie te czynniki kształtują przecież poziom siły nabywczej ludnośći. A negatywne tendencje uwidaczniają się w pierwszej kolejności w spadku popytu na dobra konsumpcyjne wysokoprzetworzone, a samochód właśnie do takich dóbr należy. Wspomnę tu jeszcze o jednej ważnej, moim zdaniem przyczynie spadku sprzedaży, a mianowicie o nieuzasadnionym żadnymi czynnikami makroekonomicznymi wysokim poziomie sprzedaży nowych samochodów jaki zanotował nasz rynek w 1999 roku. Rynek stymulowany był wówczas wielokrotnymi zapowiedziami wprowadzenia podatku akcyzowego na nowe auta. Ta niezwykle wysoka sprzedaż w 1999 roku była swoistym drenażem rynku. Wówczas to, ze sprzedażą ponad 640 tys. sztuk nowych aut uplasowaliśmy się na szóstym miejscu w Europie. W ciągu roku wyprzedzilśmy zawsze więcej sprzedające Belgię i Holandię. Przed Polską znalazły się tylko potęgi europejskie w tej dziedzinie (Niemcy, Włochy, Wielka Brytania, Francja i Hiszpania). Dzisiaj, po styczniu br Polska plasuje się na dziesiątej pozycji. Więcej samochodów sprzedano nawet w Irlandii i Grecji... Nie podzielam Pańskiego zdania odnośnie kryzysu na innych europejskich rynkach motoryzacyjnych. To był zresztą argument dość często przytaczany przez przedstawicieli byłej ekipy rządowej. Takie stwierdzenie nie jest zgodne z prawdą. W 2001 roku we wszystkich krajach, które są wiodące w sprzedaży nowych samochodów (poza Niemcami) odnotowano przyrost sprzedaży w porównaniu z rokiem poprzednim. W Niemczech odnotowano niewielki spadek w wysokości 1,1%, ale i tak jest to mniejszy spadek niż rok wcześniej (ponad 11%}. W Polsce dla porównania spadek sprzedaży wyniósł aż 31,6%.
INTERIA.PL -
Od kilku miesięcy mamy nowy rząd i niestety czeka nas prawdopodobnie powtórka z historii. Kilka dni temu podnoszono larum z powodu gigantycznych kolejek na granicy zachodniej, w której ustawieni są tzw. laweciarze. Podano, że w styczniu import samochodów używanych wyniósł 24,8 tys.sztuk, a w lutym można spodziewać się kolejnego rekordu tj. nawet podwojenia styczniowej ilośći. Obecny rząd mówi, że jest to zjawisko negatywne, że analizuje i zastanawia się nad wprowadzeniem nowych instrumentów, które zahamowałyby ten import. Czy jest Pan optymistą...?
Paweł Kosmala - A cóż mi innego pozostaje. Zresztą handlowiec musi być z gruntu optymistą, gdyż tylko w ten sposób można ciągle budować nowe plany i poszukiwać nowych środków oddziaływania na rynek. Mam przede wszystkim nadzieję, że obecny rząd nie powieli błędów przeszłośći, że nie będzie, tak jak Pan wspomniał powtórki z historii, a nowe regulacje będą nareszcie skuteczne. Gospodarkę naszą trzeba dynamizować wszelkimi sposobami, a ja uważam, że dynamizowanie poprzez motoryzację jest jednym ze skuteczniejszych sposobów. Zwiększone zamówienia do hut, zakładów chemicznych, firm elektronicznych itd. to proste przełożenie na nowe miejsca pracy. Rząd musi postawić na te dziedziny gospodarki gdzie, mówiąc językiem ekonomicznym, wartość dodana jest najwyższa. A więc przede wszystkim na motoryzację.