Będzie zakaz odwożenia dzieci do szkół samochodami?

Kraków nie wprowadzi zakazu odwożenia dzieci do szkół samochodami. Z taką inicjatywą wystąpił jeden z miejscowych radnych, powołując się na przykład Wiednia. Według pomysłodawcy, dzięki wspomnianym ograniczeniom zmniejszyłyby się poranne korki w mieście, a uczniowie byliby zdrowsi i w lepszej kondycji. Prezydent Jacek Majchrowski tłumaczy swoją odmowę wątpliwościami natury prawnej, ale na pewno dobrze wie, że forsowanie takiego zakazu, nawet tylko w formie pilotażowej, w odniesieniu do kilku ulic i paru placówek oświatowych, byłoby decyzją samobójczą.

article cover
Adam StaśkiewiczEast News

- Jak to? Dlaczego? - dziwi się jeden ze starszych znajomych, któremu wysunięta przez radnego propozycja generalnie się podoba. - Nie mieliśmy w rodzinie auta, do szkoły maszerowałem na piechotę i korona mi z tego powodu z głowy nie spadła!

Aha, chodziłeś pieszo, a po lekcjach grałeś na podwórku w piłkę, nie wiedziałeś co to czipsy, w telewizji oglądałeś "Zwierzyniec" i serial "Robin Hood"... Otóż czasy się zmieniły. Dla przeciętnego współczesnego małolata przejście kilkuset metrów to niewyobrażalny wysiłek. A ile po drodze czyha na niego zagrożeń? Może zmoknąć, przeziębić się, wpaść pod samochód albo w łapy pedofila, potknąć się na nierównym chodniku... Dlatego rodzice w trosce o bezpieczeństwo potomstwa wolą je wozić wszędzie samochodami. Do szkoły, ze szkoły, na dodatkowe zajęcia itp. Są spokojniejsi, co wydaje się zupełnie zrozumiałe, gdy widzą, że ich dziecko wchodzi we właściwe drzwi. A jeszcze lepiej, gdy mają gdzie zaparkować, odprowadzić potomka do szatni i cmoknąć na pożegnanie, oddając w ręce ciała pedagogicznego.

Podwożenie dzieci do szkół w drodze do pracy stało się codziennym rytuałem. Często skomplikowaną, ale jednak wykonalną operacją logistyczną. Czy potraficie więc wyobrazić sobie tatusia lub mamusię, którzy wsiadając rankiem do fury mówią do swojej latorośli: pa kochanie, jadę do biura, a ty zasuwaj do szkoły na piechotę, bo chcę żebyś był zdrowy i silny?

Wprowadzenie zakazu podwożenia dzieci samochodami do szkół wywołałoby skandal i powszechny bunt. Oczekiwania szkolnych społeczności są bowiem wręcz odwrotne. Przed jedną z krakowskich podstawówek (a to tylko jeden z przykładów) znajduje się wypiętrzone ponad powierzchnię ulicy, dobrze oznakowane przejście dla pieszych. Są progi zwalniające, łańcuchy odgradzające chodnik od jezdni, tablice apelujące do kierowców o zachowanie ostrożności. Zatrudniono nawet specjalnego "przeprowadzacza", a na miejscu często pojawia się policja i straż miejska. Zdaniem rodziców to jednak nie wystarcza. Uważają oni, że dla zapewnienia bezpieczeństwa uczniom władze miasta powinny zapewnić bezkolizyjny podjazd pod samo wejście do budynku szkolnego i wygodny parking. Na poparcie tego postulatu publikują  w sieci filmiki, pokazujące samochody, które blokują ulicę w godzinach szkolnych szczytów komunikacyjnych. Parkingu i podjazdu wciąż nie ma, za to ostatnio przesunięto znak zakazu zatrzymywania się, co wymusiło pozostawianie pojazdów jakieś 100-150 metrów wcześniej i wydłużyło o taki sam dystans dojście do szkoły. Właśnie: dojście. Nic dziwnego zatem, że decyzja ta wzbudziła gorące protesty zmotoryzowanych rodziców.

Gdyby nawet udało się przeforsować zakaz odwożenia dzieci do szkół samochodami, to powstaje pytanie, jak miałby on być egzekwowany. Przez ustawianie stosownych znaków? A może ktoś zatrzymywałby auta, sprawdzając, czy w środku znajduje się dzieciak z tornistrem czy jest to może pojazd, przejeżdżający obok szkoły tranzytem, a więc nie podlegający wspomnianemu szlabanowi? Ograniczenie zakazu do miejsc, gdzie nie powodowałoby to tego rodzaju konfliktów, spotkałoby się natomiast z zarzutem nierównego traktowania obywateli. Dlaczego do szkoły ABC dzieciaka można podrzucić samochodem, a do szkoły DEF już nie? Skarga do Trybunału Konstytucyjnego - murowana.

Rozwinęłaby się zapewne usługa, polegająca na odwożeniu do szkoły taksówką. Dostępna zresztą już teraz. "Każdy kierowca (...) jest licencjonowany, przeszedł test psychometryczny i doskonale zna miasto, a wszystkie nasze samochody mają aktualne przeglądy techniczne. Bez obaw możesz zamówić taksówkę dla swojego dziecka, na twoją prośbę kierowca odprowadzi dziecko pod szkołę lub poczeka, aż dziecko do niej wejdzie. Jeśli twoja pociecha ma specjalne wymagania podczas podróży, uprzedź o tym przed zamówieniem taksówki" - czytamy na stronie internetowej jednej z firm transportowych, zajmujących się taką działalnością w kilku dużych miastach. Cena: opłata za kurs plus 5 zł za każde wyjście kierowcy z auta.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas