Samochodowe "gruchoty" wjechały do Polski
Wczoraj do Polski przyjechało niemal 400 pojazdów, w stosunku do których nie sposób użyć innych słów, jak tylko motoryzacyjny złom.
Nie martwcie się jednak - wbrew pozorom - samochody te nie trafiły do nas na lawetach w celu "odpicowania" i "opchnięcia" w charakterze niemieckiej "prawie nówki". To załogi "rajdu gruchotów" - Carbage Run 2012.
Tegoroczna impreza to już czwarta edycja rajdu, którego korzenie sięgają 2009 roku. Wtedy właśnie grupa motoryzacyjnych zapaleńców z Holandii postanowiła stworzyć alternatywną wersję słynnego Gumball 3000. Jedyna różnica polegała na tym, że zamiast wypucowanych ferrari, porsche czy aston martinów, prawo startu w zawodach otrzymać mogły tylko te pojazdy, których wartość nie przekraczała 500 euro.
Idea rajdu spotkała się z gorącym przyjęciem. Pierwszego roku na starcie pojawiły się 64 załogi. W 2010 roku było ich już 215., tegoroczna lista startowa zamknęła się liczbą niemal 400 gruchotów.
Zgodnie z regulaminem, załoga składać się może minimalnie z dwóch, maksymalnie z czterech osób. Każdy z jej członków musi mieć prawo jazdy, co najmniej od dwóch lat, samochody posiadać muszą ważny przegląd i ubezpieczenie oraz kompletne wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa (gaśnica i apteczka). Kierowca nie może mieć mniej niż 20 lat, w czasie jazdy wszystkich członków ekipy obowiązuje absolutny zakaz spożywania napojów alkoholowych. Zawodnicy - przynajmniej w myśl regulaminu - zobowiązani są do respektowania przepisów ruchu drogowego, obowiązuje też absolutny zakaz porzucania swoich pojazdów na trasie (wszystkie auta muszą wrócić do Holandii).
Trasa tegorocznej edycji liczy trzy tysiące kilometrów. Metą drugiego etapu rajdu, był Kraków - załogi nocowały w "Chochołowym Dworze" w podkrakowskich Jerzmanowicach, skąd pochodzą nasze zdjęcia. Ostatecznie, za trzy dni, zawodnicy stawić się mają na metę rajdu w Salzburgu, co oznacza, że pełnoletnie gruchoty będą sobie musiały poradzić z alpejskimi trasami.
Każdego dnia trzeba dotrzeć z określonego punktu A do punktu B, częściowo jadąc wyznaczoną trasą, a częściowo dowolnie kreując podróż. Idea rajdu polega na tym aby ciekawie zwiedzać poszczególne kraje, poznawać okolice, wykonywać zadania. W tym roku załogi m.in. muszą znaleźć na trasie jak najwyższego... Chińczyka.
Samochody nie pędzą więc po autostradach, a wręcz przeciwnie wybierają mniej uczęszczane trasy. Zwycięża ta drużyna, która zdobędzie najwięcej punktów, a także kreatywnie i zabawnie przygotuje swój samochód.
- Uczestnicy zabawy wybierają spośród siebie najbardziej "odjazdowy" pojazd, którego załoga otrzymuje nagrodę. Nie to jest jednak najważniejsze przede wszystkim liczy się pasja, fantastyczne trasy i oryginalne pomysły - powiedziała dyrektor PR "Chochołowego Dworu" Anna Chochół. To właśnie w tym obiekcie uczestnicy tego dziwnego rajdu nocowali w Polsce.
Podobną przygodę mogą też przeżyć polscy kierowcy. Już od 2007 roku, cyklicznie - każdego roku - z naszego kraju wyrusza rajd o wiele mówiącej nazwie "Złombol".
Idea imprezy jest identyczna jak w przypadku Carbage run, z tym tylko wyjątkiem, że do startu dopuszczane są jedynie pojazdy "koncepcji lub produkcji" komunistycznej. Oznacza to, że na starcie nie zobaczymy kapitalistycznych mercedesów, bmw, opli czy volkswagenów. Na trasę śmiało można się za to wybrać: "kancikiem" 125p, polonezem, maluchem, syreną, wartburgiem, trabantem, a nawet jelczem czy autosanem!
Warto podkreślić, że organizatorom przyświeca szczytny cel. Całość środków zebranych przez uczestników (warunkiem startu jest wpłata 200 zł wpisowego i zebranie dodatkowego 1000 zł od sponsorów - "sprzedając" powierzchnię reklamową na samochodzie) przeznaczona jest na wsparcie finansowe domów dziecka z województwa śląskiego.
Jak przystało na wysoce "hardcorową" imprezę - organizatorzy, poza "namiarami" na kempingi, nie zapewniają niczego. Załogi organizują wszystko we własnym zakresie - ideą jest wspólna dobra zabawa i wsparcie finansowe domów dziecka.
Tegoroczny Złombol 2012 startuje 15. września i potrwa przez cztery dni. Załogi wyruszą na trasę z Katowic, meta rajdu to grecka Olimpia. Oznacza to, że załogi przejechać muszą: Polskę, Słowację, Węgry, Słowenię, Bośnię, Chorwację, Czarnogórę, i Albanię, a następnie przeprawić się do Grecji i dojechać do półwyspu Peloponez. Warto też dodać, że - podobnie jak całą resztę - załogi muszą martwić się o powrót do Polski we własnym zakresie, co oznacza przeważnie dodatkowe trzy tysiące kilometrów za kierownicą pełnoletniego gruchota...
Trzeba przyznać, że załogi czeka nie lada wyczyn i ekstremalna przygoda. Są chętni?