Władze wyłączą szybkie ładowarki elektrykom? Polska niegotowa na blackout
Władze Szwajcarii, które przygotowują się na ewentualny blackout, rozważają m.in. czasowe wprowadzenie ograniczeń w korzystaniu z samochodów elektrycznych. Eksperci nie mają wątpliwości - podobnym "planem awaryjnym" powinien zająć się również polski rząd. Mało kto wie, że w polskiej rzeczywistości bardzo realnym scenariuszem jest np. wyłączenie dużej części ładowarek do elektrycznych aut.
Przypomnijmy - władze Szwajcarii, która w dużej mierze uzależniona jest od dostaw energii elektrycznej z zagranicy (głównie z Francji i Niemiec), opracowały plan ograniczenia zużycia prądu. Zakłada on cztery stopnie, z których każdy zawiera pakiet rozwiązań skierowanych do różnych branż i osób prywatnych.
Szwajcarski "zakaz poruszania się samochodami elektrycznymi" w rzeczywistości zakazuje korzystania z auta w celach rekreacyjnych. Nie będzie dotyczyć dojazdów do pracy, lekarza czy na zakupy. W opinii ekspertów, jego wprowadzenie jest bardzo mało prawdopodobne, ale Szwajcarzy wolą dmuchać na zimne i odpowiednio wcześniej przygotować procedury na wypadek gdyby kryzys energetyczny w Europie się zaostrzał. Podobne rozwiązania przygotowywane są też np. na wypadek braku paliw.
Chociaż szwajcarskie pomysły przypominają stosowane w czasach PRL "stopnie zasilania", w rzeczywistości polskie rozwiązania w tym zakresie są dużo bardziej archaiczne i zdecydowanie mniej dostosowane do dzisiejszych realiów.
Znane w Polsce stopnie zasilania, będące w istocie "spadkiem po poprzednim ustroju", dotyczą wszystkich odbiorców, których zakontraktowana moc przekracza 300 kW. Oznacza to, że ich ewentualne wprowadzenie uderzy głównie w przemysł i "duże obiekty kubaturowe", jak chociażby biurowce, galerie handlowe czy magazyny.
Co to oznacza z perspektywy kierowców elektrycznych aut?
W rozmowie z Interią Bartłomiej Derski z branżowego serwisu WysokieNapiecie.pl zauważa, że takie podejście - bez opracowania szczegółowych planów, jak czynią to właśnie Szwajcarzy - skutkować będzie ograniczeniami dla całych gałęzi przemysłu i ma niewiele wspólnego z optymalizacją wykorzystania dostępnej mocy.
"W naszym kraju posługujemy się stopniami zasilania, wprowadzonymi za komuny, gdy większymi odbiorcami energii (od 300 kW mocy) były jedynie fabryki. Dziś są nimi także biurowce, centra logistyczne, galerie handlowe ze sklepami spożywczymi, aptekami i stacjami ładowania aut elektrycznych, czy same ładowarki o dużych mocach. W przypadku wprowadzenia stopni zasilania moc w ładowarkach będzie musiała być obniżana, a w wielu przypadkach będą one musiały być wyłączane całkowicie" - tłumaczy Derski.
Problemem dla kierowców elektrycznych aut może być wówczas również skorzystanie z innych lokalizacji. Wiele słabszych, czyli wolniejszych, ładowarek przyłączonych jest bowiem do obiektów, których zapotrzebowanie na moc przekracza 300 kW, jak chociażby wymienione już galerie handlowe. Jeśli władze ogłoszą którykolwiek ze stopni zasilania, one również nie będą działać.
W opinii eksperta z WysokieNapięcie.pl, nie jest to oznaka złej woli ministerialnych urzędników, ale brak wyobraźni i wiedzy o tym, jak szybko elektryfikują się np. floty samochodów dostawczych.
W tym miejscu warto dodać, że - jak czytamy w WysokieNapiecie.pl - od miesięcy Rządowe Centrum Bezpieczeństwa nie jest w stanie poradzić sobie ze stworzeniem przepisów pozwalających wysyłać na telefony komórkowe informacje o możliwych problemach z dostawami mocy i prośbami o ograniczenie zużycia energii elektrycznej.
W efekcie - gdyby konieczne było odcinanie części odbiorców energii od zasilania - nie ma jak przekazać odłączanym odbiorcom, jak długo będą pozbawieni prądu.
Według prowadzonego przez Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych Licznika Elektromobilności, na koniec września tego roku w Polsce zarejestrowanych było 27 200 samochodów z napędem elektrycznym.
***