Starman za kierownicą Tesli w kosmosie

Wprawdzie, przynajmniej w oparciu o aktualny stan wiedzy naukowej, kosmos nie wydaje się najlepszym rynkiem eksportowym dla samochodów, ale przyznacie chyba, że trudno o bardziej efektowną reklamę, niż wysłanie na orbitę Tesli Roadster.

Wczorajsza próba najnowszego produktu założonej przez Elona Muska firmy SpaceX - rakiety transportowej Falcon Heavy - zakończyła się spektakularnym sukcesem. Nie wszystko poszło jednak po myśli organizatorów misji.

Falcon Heavy to obecnie największa transportowa rakieta kosmiczna na świecie. Składa się ona z trzech, ustawionych w rzędzie, połączonych ze sobą pierwszych członów mniejszego Falcona 9 - tzw. "boosterów". Mieszczą one paliwo i główne silniki rakietowe. Mierząca 70 m wysokości rakieta wyposażona jest w sumie w 27 silników i może wynieść w kosmos ładunki o masie blisko 60 ton. 

Reklama

Falcon Heavy, wzorem Falcona 9, łączyć ma stosunkowo niskie koszty typowe dla rakiet z funkcjonalnością zastrzeżoną do tej pory dla wahadłowców. Rdzenie tzw. "boosterów" zaprojektowano w taki sposób, by można je było bezpiecznie sprowadzić na ziemię i, po dokonaniu czynności serwisowych, wykorzystać ponownie.

Przypominamy, że wystrzelona wczoraj wieczorem rakieta wyniosła w kosmos wiśniową Teslę Roadster. Za kierownicą auta znalazł się specjalny, przypominający nieco słynnego "Stiga", manekin o nazwie Starman. Na ekranie pokładowego wyświetlacza Tesli widniał wymowny napis "don’t panic!"...

Transmitowany w sieci start zgromadził przed ekranami komputerów tysiące osób. Samo odpalenie przebiegło bez najmniejszych problemów. Rakiecie udało się osiągnąć założoną prędkość i pułap. Sukcesem zakończyła się też operacja odseparowania poszczególnych modułów.

Cały świat obiegły zdjęcia z kamery zamontowanej na specjalnym, przyczepionym do Tesli Roadster, wysięgniku. Trzeba przyznać, że obraz "lewitującego" w przestrzeni kosmicznej samochodu robi surrealistyczne wrażenie, przywodząc na myśl pełne rozmachu produkcje o przygodach Agenta 007. Złośliwi twierdzą nawet, że charyzmatycznemu prezesowi Tesli udało się raz na zawsze uciąć dyskusje o niewielkim zasięgu samochodów elektrycznych...

Niestety, że nie wszystkie cele pierwszej misji Falcona Heavy udało się zrealizować. Na Ziemię powróciły wprawdzie wszystkie trzy "boostery", ale tylko dwa z nich wylądowały zgodnie z planem na przylądku Canaveral.  Trzeci, główny człon Falcon Heavy również odłączył się od segmentu z ładunkiem, jednak udało mu się uruchomić tylko jeden z trzech silników niezbędnych do kontrolowanego powrotu na ziemię.

Centralny człon rakiety miał wylądować na umieszczonej na oceanie ok. 480 km od brzegu pływającej platformie, jednak ze względu na awarię silników wpadł do wody. Lecący z prędkością 482 km/h segment rozbił się ok. 90 m od bezzałogowej platformy, niszcząc dwa z jej silników i zasypując lądowisko odłamkami.

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama