Polacy najlepiej. A inni?

Polacy, jak wynika z sondaży, uważają się za doskonałych kierowców. Sprawnych, rozważnych, przewidujących, obdarzonych świetnym refleksem. A co myślimy o zasiadających za kółkiem przedstawicielach innych nacji?

Nie znamy rezultatów jakichkolwiek badań na ten temat, ale czytając komentarze na forach internetowych, przysłuchując się dyskusjom zmotoryzowanych rodaków, też można wysnuć pewne, aczkolwiek nieuprawnione naukowo wnioski...

Niemcy, czyli zarozumiali nudziarze

Na co dzień jeżdżą wypasionymi furami po gładkich autostradach i zadzierają nosa. Kiedy wyjadą za wschodnią granicę, gdy muszą zmierzyć się z naszymi koleinami i dziurami, ze zwyczajami panującymi na naszych drogach, gdy na podwójnej ciągłej przed zakrętem w Garwolinie wyprzedzi ich dwudziestoletnia beemka po agrotuningu, gdy zobaczą kobiecinę w chustce, przebiegającą przez dwupasmową ekspresówkę, szybko spuszczają z tonu.

Reklama

Taki szkop często ma pod maską auta 500 koni, i owszem, na autostradzie czasem potrafi przycisnąć, ale kiedy tylko napotka ograniczenie prędkości, natychmiast zdejmuje nogę z gazu i potrafi się wlec 30 kilometrów na godzinę, niczym ostatni frajer.

Najbardziej śmieszy jednak naiwność i bezradność Niemców, którzy dają się naszym chłopakom w dziecinny sposób okradać. Nawet komendanci policji i ministrowie. Nie zdąży taki ważniak wyjść z parkingu, a jego merc czy audik już jedzie na wschód. I dobrze mu tak, za wszystkie polskie krzywdy...

Rosjanie, czyli gniotsia nie łamiotsa

Jeżeli chodzi o motoryzację, to nasi wschodni sąsiedzi (Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini) dzielą się na dwie zasadnicze grupy: tak zwanych nowych Ruskich, którzy kryją się za przyciemnionymi szybami bentleyów, maybachów, superterenówek itp. oraz większość, która porusza się pojazdami, pamiętającymi jeszcze czasy Leonida Breżniewa. Nowi Ruscy na nowo zdefiniowali rolę tamtejszej drogówki: jej głównym zadaniem jest ułatwianie im życia. Przybysz z Polski, który też przecież wiele w życiu widział, przeciera oczy ze zdumienia, obserwując patrol milicji, który gwizdkami i krzykiem zgania ludzi z nadmorskiego deptaka na Krymie, by oczyścić drogę lekceważącej zakaz ruchu luksusowej limuzynie.

Ambicją właścicieli ład, zaporożców, moskwiczy, jest utrzymanie tych zabytków socjalistycznej techniki motoryzacyjnej w stanie, umożliwiającym podróżnym dotarcie z punktu A do B. Jest to zadanie niełatwe, zwłaszcza, że punkt A od punktu B dzielą wertepy, które mogłyby zaimponować nawet drogowcom z GDDKiA. Współcześni rosyjscy (ukraińscy, białoruscy) kierowcy kontynuują tradycje ojców, jeżdżących czołgami T 34, dzięki czemu jakoś sobie w tej infrastrukturze radzą.

Czesi i Słowacy, czyli strachliwe ślamazary

Pepiki drogi mają nawet niezłe, ale - wychowani na knedliczkach i skodach 100S - jeżdżą po nich zupełnie bez ikry. Zirytowani kierowcy z Polski próbują im pokazać, jak się to powinno robić. Niestety, w prowadzeniu tej szeroko zakrojonej akcji edukacyjnej przeszkadza miejscowa policja, która nie potrafi zrozumieć, że przepisy ruchu drogowego należy traktować elastycznie i złośliwie poluje na auta z literami "PL" na tablicach rejestracyjnych.

Chorwaci, czyli ostre chłopaki

W zachowaniach na drogach są, podobnie jak inni mieszkańcy Bałkanów, szczególnie nam bliscy duchem. Kiedy kierowca z tego rejonu Europy dostrzeże przed sobą samochód z obcą rejestracją, ma tylko jeden cel: jak najszybciej go wyprzedzić. Nawet jeżeli dzieje się to na górskiej, wąskiej serpentynie. Chęć pokazania, kto tu rządzi, jest warta każdego ryzyka. Wiadomo - sprawa honoru...

Anglicy, czyli flegmatyczni mańkuci

Dziwacy, którzy wciąż nie chcą zrezygnować z ruchu lewostronnego. Chyba tylko dlatego, by utrudnić nam import używanych samochodów z ich kraju i skazywać na kosztowne przekładki. Nie ma nic zabawniejszego niż widok Anglika, który trafiwszy do Polski wyciąga szyję, usiłując sprawdzić, czy może bezpiecznie wyprzedzić jadącą przed nim ciężarówkę. Aż ręka świerzbi, aby machnąć mu, że droga wolna, a potem złapać za komórkę i filmować rozwój wydarzeń...

Swoją najpopularniejszą (przynajmniej u nas) markę samochodów Angole nazwali "Rover", co też dowodzi, że mają nierówno pod sufitem. Prawdziwy miłośnik motoryzacji nigdy im nie wybaczy, że Jaguara i Land Rovera sprzedali Hindusom, a Mini Coopera Niemcom. Gdyby dzisiaj rozgrywała się Bitwa o Anglię, spitfire'y byłyby produkowane w zakładach Messerschmitta.

Skandynawowie, czyli łosie

Kierowcę Szweda czy innego Norwega najbardziej martwi to, co wylatuje z rury wydechowej jego auta. Gdy zdarzy mu się przejechać na drodze żabę, wpada w depresję i musi, oczywiście na koszt państwa, korzystać z pomocy psychoterapeuty. W trosce o topniejące lodowce Grenlandii bez szemrania zgodzi się jeździć nie szybciej niż pięćdziesiątką. Krąży plotka, że w Skandynawii tamtejsze stowarzyszenia kierowców domagają się od rządów takiej podwyżki cen paliw, aby skutecznie zniechęciły obywateli do jeżdżenia samochodami. To nie przypadek, że św. Mikołaj, mieszkaniec Laponii, zamiast jakimś fajnym SUV-em 4x4, wciąż porusza się saniami zaprzężonymi w renifery.

Amerykanie, czyli pozory mylą

W opinii przeciętnego Amerykanina, prawdziwa wolność i kapitalizm skończyły się w chwili, gdy galon benzyny w USA zaczął kosztować więcej niż 1 dolar. Podwyżki cen są tym dotkliwsze, że, sądząc po amerykańskich filmach, tamtejsi kierowcy najwięcej czasu spędzają w ulicznych pościgach, wyścigach i ucieczkach, które są niewątpliwie dość paliwożernym sposobem przemieszczania się. Amerykańskie samochody uczestniczą też w niezliczonych kolizjach, które jednak nijak nie wpływają na ich mobilność. Czy widzieliście kiedykolwiek, by w pojeździe uciekających z miejsca napadu gangsterów nawaliła skrzynia biegów lub urwało się zawieszenie?

Jeżeli amerykański policjant chce zatrzymać jakiś pojazd do rutynowej kontroli drogowej, po prostu uderza radiowozem w jego bok. To standardowa procedura.

Gdy amerykański kierowca ma chwilę przerwy w pościgach i ucieczkach, przenosi się na tylną kanapę samochodu, by zadbać o poprawę wskaźnika przyrostu naturalnego.

Kiedy wychowanemu na amerykańskim kinie akcji Polakowi zdarzy się odwiedzić się Stany Zjednoczone, ze zdziwieniem przekona się, że lokalna rzeczywistość drogowa w niczym nie przypomina tej znanej z obrazów made in Hollywood. Jazda przez taki na przykład Teksas (zakręt co 100 mil) z dozwoloną prędkością, to autentyczna próba cierpliwości, z której zdecydowana większość miejscowych kierowców wychodzi zresztą, o dziwo, z powodzeniem.

poboczem.pl
Dowiedz się więcej na temat: kierowcy | Auta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy