Podatek od służbowego auta

Maybach? Ferrari? Bentley? Mercedes? Nie, najlepszy, najbardziej przez wielu pożądany model auta to "samochód służbowy".

Maybach? Ferrari? Bentley? Mercedes? Nie, najlepszy, najbardziej przez wielu pożądany model  auta to "samochód służbowy".

A wymarzonym elementem jego wyposażenia jest karta paliwowa, umożliwiająca nieograniczone tankowanie pojazdu na koszt pracodawcy.

Ostatnio użytkowników służbowych fur mocno zaniepokoiła informacja o planach Ministerstwa Finansów, które podobno zamierza wprowadzić zasadę, zgodnie z którą pracownik wykorzystujący do celów prywatnych służbowy pojazd uzyskuje z tego tytułu miesięczny przychód w wysokości 0,5 proc. wartości auta. Oczywiście będzie to przychód podlegający opodatkowaniu.

Załóżmy, że wartość samochodu określono na 60 tys. zł. Wówczas 0,5 proc. od tej kwoty to 300 zł. Podatek, przy 18-proc. stopie, wyniósłby w takiej sytuacji 54 zł miesięcznie. Niby niewiele, ale gorsza jest następna wiadomość. Otóż, jeżeli pracodawca ujawni prywatne użytkowanie firmowego pojazdu przez pracownika, fiskus może domniemywać, że dzieje się tak już od dawna i naliczy podatek wstecz, wraz z należnymi odsetkami. A to mogą być już naprawdę poważne pieniądze...

Reklama

Ci, którzy nie mają służbowych aut i po cichu zazdroszczą bardziej uprzywilejowanym kolegom, zacierają ręce: nareszcie ktoś im dowali! Skończą się wakacyjne i weekendowe wojaże służbowymi furami, podwożenie dzieci do pracy i żony do fryzjera. W końcu z raportu firmy Flotis wynika, że aż połowa ankietowanych użytkowników służbowych aut przejeżdża dziennie w celach prywatnych co najmniej 10 km.

Ci, którzy w służbowe samochody zostali wyposażeni, są oczywiście zupełnie innego zdania. Oburzają się na "pazerność państwa' i "debilizm urzędników". Pytają, czy kolejnym krokiem będzie opodatkowanie wizyt w biurowych toaletach. W końcu przybytki te odwiedza się w celach jak najbardziej prywatnych, lecz wykorzystuje służbowy papier i służbową wodę.

Najbardziej pokrzywdzone mogą czuć się osoby, które co prawda ze służbowych aut korzystają, ale wskutek wewnętrznych obostrzeń jeżdżą nimi rzeczywiście wyłącznie w celach związanych z pracą zawodową.

Jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W tym wypadku ważne, czy owym "punktem siedzenia" jest fotel kierowcy służbowego samochodu czy np. siodełko własnego roweru.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ferrari | Alex Minsky | podatek | Auta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy