Po co do Poloneza wpuszczano żywego kota?

Dawno temu, w Polsce rządzonej twardą ręką generałów i towarzyszy, wśród kierowców popularny był kawał dotyczący testowania samochodów.

Usłyszeć można było wówczas, że gdy Japończycy chcą sprawdzić szczelność nowej Toyoty czy Nissana, zamykają w kabinie pojazdu kota. Jeśli na drugi dzień zwierzak jest martwy - auto zalicza test szczelności.

W Polsce, zdaniem dowcipnisiów, stosowano w owym czasie podobne standardy. Do Malucha, "Dużego Fiata" czy Poloneza również wpuszczano żywego kota. Jeśli na drugi dzień zwierzę dalej było w środku - auto było szczelne...

Nie jest tajemnicą, że zwłaszcza w latach osiemdziesiątych, produkowane w Bielsku czy na Żeraniu pojazdy nie grzeszyły jakością. Większość z wprowadzanych wówczas modernizacji dotyczyła okrajania aut ze standardowego wyposażenia. Z samochodów znikały więc listwy boczne, zamki klapy bagażnika, zapalniczki czy obrotomierze.

Reklama

Wśród pracowników FSO usłyszeć można legendy o tym, jak - ze względu na brak podkładu - auta lakierowane były bezpośrednio na gołą blachę. Kolory przewodów w wiązkach również nie zawsze zgadzały się z dokumentacją techniczną. W samochodach kładziono - po prostu - to co było...

Katastrofalna jakość FSO 1500 czy produkowanych w końcu lat osiemdziesiątych Polonezów odcisnęła się głębokim piętnem na wizerunku żerańskiej fabryki. Nowego ducha tchnęła w nią dopiero premiera modelu Caro (1991 rok) i jego gruntowna modernizacja trzy lata później. Po nowe polskie auta - chwilowo - znów ustawiały się kolejki.

Niestety, gdy w 1996 w żerańską fabrykę zainwestowali Koreańczycy, produkowany przez Deaweoo-FSO Polonez był już mocno archaiczną konstrukcją. Chcąc tchnąć w auto odrobinę nowoczesności wprowadzono wówczas "reprezentacyjną" odmianę z nadwoziem sedan - Poloneza Atu.

Szybko okazało się, że samochód ma kilka problemów. Przekonstruowane tylne zawieszenie (ukośnie ustawione amortyzatory) w powszechnej opinii pogorszyły prowadzenie. Chociaż - teoretycznie - nadwozie było aż o 20 proc. sztywniejsze niż w Caro, w pierwszych egzemplarzach nagminnie dochodziło do pękania tylnych szyb...

Mimo wszystko, żerańska fabryka starała się przekonać polskich klientów do swojego najnowszego produktu. W jaki sposób?

Zobaczcie sami!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy