438,2 km/h na polskiej drodze!
Delikwent, który przyłapany przez drogówkę na wykroczeniu (popełnionym lub nie...) odwołuje się do sądu grodzkiego czyni to przeważnie dwa razy. Pierwszy i ostatni.
W konfrontacji ze stróżami prawa zwykły obywatel zawsze traktowany jest przez sędziego, jak potencjalny oszust, o równości wobec prawa nie ma w tym przypadku mowy. W praktyce oznacza to, że jeśli nie jesteśmy prezesami Orlenu, których stać na ekspertyzy i pokrycie kosztów sądowych, jesteśmy na przegranej pozycji. Nawet jeśli zarzucane nam wykroczenie w rzeczywistości nie miało miejsca. Są jednak takie sytuacje, w których można mieć uzasadnione podejrzenia, co do słuszności nałożonego mandatu.
W ubiegłym roku media obiegła informacja o wadliwych radarach Iskra, które podawały prędkość samochodu nawet, gdy ten stał sobie spokojne na parkingu. Okazało się, że radar wyłapywał ruchy kręcącego się wentylatora chłodnicy i na ich podstawie obliczał prędkość. Producent twierdził, że tego typu zachowanie nie wpływa na pomiary prędkości samochodów znajdujących się w ruchu. Przy okazji dowiedzieliśmy się jednak, że zawarte w instrukcji obsługi zalecenia dotyczące trybów pracy urządzeń pomiarowych (stopnie czułości) oraz kątów, pod jakimi można wykonywać pomiar są często lekceważone przez funkcjonariuszy.
Problemy z dokładnością pomiaru wynikają najczęściej z czasu, w jakim ten ostatni jest wykonywany. Nie wszystkie urządzenia dokonują bowiem weryfikacji prędkości drugim impulsem, stąd rozbieżności w wynikach mogą być duże. W czasie testów jednego z radarów używanych przez amerykańską drogówkę radar pracujący w tzw. trybie "POP" (mierzy prędkość pojazdu w zaledwie 67 ms nie dokonując weryfikacji kolejnym impulsem) pomylił się aż o... 46 km/h!
Oczywiście udowodnienie przed sądem, że funkcjonariusz posługiwał się radarem w sposób niezgodny z instrukcją jest praktycznie niemożliwe. Pamiętajmy też, że wszystkie używane przez polską drogówkę radary mają świadectwa homologacji, więc spieranie się o wyniki pomiarów mija się z celem. Nie oznacza to jednak, że urządzenia stosowane w Polsce są nieomylne. Na dowód tego zamieszczamy pewien filmik, który podesłał nam jeden z czytelników. Jest to zapis pościgu nieoznakowanego policyjnego radiowozu za motocyklistą. W piątej sekundzie urządzenie wskazało przez moment, że jednoślad porusza się z prędkością... 438,2 km/h! Respect!
Dodajmy jednak, że motocyklista został ukarany mandatem za jazdę z prędkością 200 km/h. Co jednak ciekawe, ta różnica prędkości i tak nie miałaby wpływu na wysokość kary...
Film z pościgu za motocyklistą