Rostowski pożądliwie spogląda na auta kupowane "na firmę"

Jak wiadomo, Ministerstwo Finansów zamierza sięgnąć głębiej do kieszeni użytkowników samochodów służbowych, którzy korzystają z tych pojazdów również w celach prywatnych.

Na "firmę" kupowane są także ferrari. Fot. Gerard
Na "firmę" kupowane są także ferrari. Fot. GerardReporter

Pożądliwie spogląda jednak także na portfele nabywców aut osobowych kupowanych "na firmę".

We wtorek rząd zajmie się najnowszym haraczem, który przetrzebi nam kieszenie - przypomina "Fakt" i precyzuje: "800 tysięcy Polaków, którzy korzystają ze służbowych samochodów, zapłaci za nie haracz. I to nawet 90 zł miesięcznie! Wożący się na tylnych siedzeniach limuzyn prezesi, dyrektorzy czy ministrowie tego nie odczują. Ale zwykli Polacy, dla których służbowe auto nie jest przyjemnością, tylko narzędziem pracy, z cała pewnością nie będą zadowoleni. Czeka ich kolejny wydatek. I to niemały - nawet 1000 zł w skali roku!" Więcej o tej sprawie już we wtorkowym "Fakcie"

Już teraz nie są oni rozpieszczani przez fiskusa. Mogą odliczyć, inaczej niż dzieje się to w wielu innych krajach, jedynie 60 proc. podatku VAT widniejącego na fakturze, ale nie więcej niż 6 000 zł. Resort finansów chce utrzymać te ograniczenia aż do roku 2018 (na razie...), jednocześnie ustalając nowe ich limity: odliczyć można byłoby jedynie 50 proc. VAT-u z faktury, przy czym maksymalnie 8 000 zł. Mało tego - przedsiębiorca mógłby odtąd wliczać w koszty prowadzenia działalności gospodarczej jedynie połowę (a nie, jak obecnie, całość) wydatków ponoszonych w związku z eksploatacją pojazdu, w tym jego serwisowania.

Polskie przepisy we wspomnianym zakresie już teraz odbiegają od ogólnych zasad obowiązujących w Unii Europejskiej, na ogół znacznie korzystniejszych dla przedsiębiorców, więc wydłużenie okresu ich funkcjonowania, podobnie jak wprowadzanie jakichkolwiek zmian, wymaga zgody władz UE. Rząd RP o takie zezwolenie oczywiście wystąpił i, jak dotychczas, go... nie otrzymał. Komisja Europejska odesłała nasz wniosek, domagając się jego uzupełnienia i poprawienia. Podkreśliła, iż "jest świadoma faktu, że prawo do odliczania podatku jest integralną częścią systemu VAT, w związku z tym podejmie działania w celu zapewnienia, że będzie ono ograniczone do zakresu niezbędnego (...)".

Niewykluczone, że do zajęcia takiego stanowiska skłoniły Komisję Europejską płynące z kraju protesty. Obszerne pismo w tej sprawie wysłał Związek Dealerów Samochodów, wskazując, że odstępstwa od europejskich uregulowań w kwestii VAT mogą być wprowadzane jedynie w celu upraszczania poboru tego podatku lub zapobiegania unikaniu opodatkowania, tymczasem w przypadku polskiego wniosku nie chodzi ani o jedno, ani o drugie. "Oczywistym faktem jest bowiem, że najlepszym uproszczeniem systemu podatku VAT jest jego pełna neutralność dla przedsiębiorców, a zatem możliwość pełnego odliczenia" - podkreślił ZDS w swoim wystąpieniu do Komisji Europejskiej.

Związek zwrócił się do Ministerstwa Finansów o upublicznienie wniosku MF do Komisji Europejskiej o tzw. derogację VAT, a ponieważ spotkał się z odmową, więc złożył skargę w tej sprawie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie.

Trochę to wszystko skomplikowane, ale jednocześnie bardzo ważne. Dlaczego niemiecki przedsiębiorca kupując nowy samochód osobowy może w pełni odliczyć VAT (skądinąd niższy niż w Polsce, bo 19-procentowy), a polskiego dotykają coraz ostrzejsze ograniczenia w tej mierze? Dlaczego niemieckiemu przedsiębiorcy przysługuje prawo do odliczania VAT-u z faktur za paliwo do samochodu osobowego, a polskiemu na to nie pozwala? Czy wszystko da się wytłumaczyć, jak to słyszymy w oficjalnych wyjaśnieniach Ministerstwa Finansów, złym stanem ekonomicznym i zadłużeniem naszego państwa? Przecież to strefa euro jest rzekomo pogrążona w kryzysie, a my stanowimy "zieloną wyspę" szczęśliwości...

Według niektórych prognoz w tym roku uda się sprzedać w Polsce zaledwie 255 tys. nowych samochodów osobowych. Ten rachityczny rynek podtrzymują przy życiu nabywcy flotowi i przedsiębiorcy kupujący auta "na firmę", również ci najmniejsi, prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą.

W przypadku niektórych marek i modeli stanowią oni dominującą grupę klientów. Dokręcanie im śruby podatkowej, wprowadzanie niekorzystnych przepisów, to kolejny gwóźdź do trumny rodzimej motobranży. I odwrotnie - zachęcenie tych ludzi do kupowania nowych pojazdów, częstszej ich wymiany, służyłoby poprawie koniunktury. Skuteczniej niż inne postulowane zmiany, na przykład administracyjne zahamowanie importu używanych samochodów.

Trudno przecież przypuszczać, by ktoś, kogo dzisiaj stać jedynie na piętnastoletni wóz z czwartej ręki za 10 000 zł, po wprowadzeniu tzw. podatku ekologicznego, uniemożliwiającego rejestrowanie tego typu leciwych pojazdów, został nagle klientem salonów z samochodami prosto z fabryki.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas