Zabijają się na "patelniach". Dlaczego? "Bo nie ma torów"

Jak poradzić sobie z motocyklistami i kierowcami samochodów, którzy w poszukiwaniu emocji, dla zaimponowania kumplom lub z innych, im tylko znanych powodów urządzają na drogach publicznych nielegalne wyścigi, testują swoją odwagę i umiejętności?


Czy faktycznie problem rozwiązałaby budowa torów, na których każdy, kto czułby taką potrzebę, mógłby do woli się wyszaleć, nie stwarzając zagrożenia dla rzeszy zwykłych zmotoryzowanych obywateli? Taki bowiem wniosek można wysnuć z lektury komentarzy, towarzyszących informacji o wyjątkowo krętym fragmencie zakopianki w okolicach Chabówki, ulubionej trasie żądnych adrenaliny domorosłych amatorów sportów motorowych. Na odcinku tym doszło już do wielu groźnych wypadków.

"Ja znam jedno rozwiązanie - budowanie torów (...). Województwo śląskie 4 500 000 ludzi i ani jednego toru, to jest chore" - zauważa "arket2". "No cóż, lepiej naciapać setki "orlików", jak zbudować tor" - konstatuje "Zbój z gór". "Mieszkam niedaleko. Owszem, bawią się tam na drodze. Czy ktoś ucierpiał z ich powodu? Nie. Jeśli sami się roztrzaskują o bariery, to chyba sobie zdają sprawę z zagrożenia. Gdyby były tory, to ludzie by sobie tam szaleli, a jak nie ma, to się bawią gdzie mogą. Poza tym nie każdy jeździ vw w tedeiku ze spojlerem lub skodą. Najprościej krytykować i zabraniać, ale żeby coś zrobić, coś zbudować, to nie. Stękanie jest najprostsze." - pisze "magu".

Reklama

"Widać inteligencję polaczków. Najbardziej plują ci, którzy wyjeżdżają autem tylko w niedzielę lub ewentualnie tylko żeby dojechać do pracy i na zakupy, a i jeszcze pod sklepem zaparkować nie umieją. Zrozumcie ludzi, którzy są pasjonatami motoryzacji, niejednokrotnie są to bardzo dobrzy kierowcy. Popatrzcie, że wszędzie, w każdym województwie, jest tyle wyścigów po nocach i nikt nie ginie. Fakt, są debile, na przykład taki łebek co tydzień temu prawko odebrał, za kierownicą zrobił te 30 godzin na elce i myśli, że kozak, a później wsiada do auta, co mu starzy kupili i gotowe, kolejny krzyż przy drodze. (...) Sam jestem młody, uwielbiam motoryzację i adrenalinę, nieraz się ścigałem czy driftowałem nocą klasycznym mercedesem w201. I pewnie jestem dla typowego polaczka debilem, prawda? A i dodam, że na co dzień jeżdżę ciężarówką. Jeżdżę z zachowaniem kultury jazdy (...). Najlepiej pozamykać kierowców co mają jakieś umiejętności, już i tak zabierają prawka, więc zaraz będą zamykać" - wyraża swoją opinię "kiurowiec".

Nie wszyscy jednak podzielają jego zdanie. "Rozbawiony" pyta o potrzeby miłośników innych dyscypliny sportu, na przykład strzelectwo: "Waszym zdaniem powinienem trenować na osiedlu, pomiędzy ludźmi, albo na placu zabaw? czy jeździć te ok. 80 km na profesjonalną strzelnicę? A może powinienem kwękać jak wy, że powinni mi zbudować strzelnicę pod domem, bo odsetek zainteresowanych jest tak wielki, że inwestycja zwróciłaby się im za jakieś 50 lat?"

Jeszcze innym tokiem myślenia podąża "Lolek": "Jeżeli ktoś jest w stanie zagwarantować, że po wybudowaniu toru problem z zakopianki i innych odcinków zniknie, to opłaci się w to zainwestować. Jest takie pojęcie: "sporty motorowe", dlaczego więc jeżeli buduje się stadiony, pływalnie itd., nie wybudować kilku takich torów. Nie sądzę jednak, by problem został w ten sposób rozwiązany. Mieszkam w Niemczech i pomimo że tu można szybko jeździć, że są tory, na których odbywają się imprezy sportowe dla najlepszych (Nürburgring, Lausitzring, Hockenheimring itd.), to nadal odbywają się nielegalne wyścigi na ulicach i drogach publicznych. Proszę więc za dużo sobie nie obiecywać, że coś się zmieni po wybudowaniu toru. Nie chodzi o doskonalenie umiejętności. Chodzi o zagwarantowanie sobie "honorowego" miejsca w grupie. Być podziwianym przez kumpli - o to chodzi. Inaczej ci ludzie nie filmowaliby tego, nie robili sobie zdjęć. No cóż, w podstawówce kradli czekoladę, by ten cel osiągnąć. Dzisiaj ryzykują życie swoje i innych. Co będzie jutro?"

Trudno nie przyznać "Lolkowi" racji. Odrzucając jednak wszelkie uprzedzenia, zastanówmy się na chłodno nad możliwością i sensownością budowy torów. Aby zainteresować "miłośników sportów motorowych", służący im obiekt musiałby mieć odpowiednią długość i konstrukcję. Być może amatorom driftu wystarczyłby wyasfaltowany plac wielkości parkingu przy hipermarkecie. Uczestnikom wyścigów na klasycznym dystansie ćwierci mili - długa prosta. Ale dla motocyklistów i bardziej zaawansowanych ścigantów należałoby zbudować coś na kształt "patelni" na zakopiance. Taka inwestycja kosztowałaby krocie, zapewne równowartość co najmniej kilkudziesięciu orlików. Oczywiście jeden czy nawet pięć torów to za mało. Musiałaby powstać cała ich sieć. Najlepiej po jednym w każdym powiecie. Nikomu przecież nie chciałoby się fatygować te 100 czy 200 km, tracić czas i pieniądze na paliwo. Nadal piratowałby po zwykłych drogach, tak jak teraz. Ma je przecież koło domu. Z tych samych powodów korzystanie z torów, nawet gdyby je jakimś cudem zbudowano, powinno być oczywiście bezpłatne. No, może zaakceptowanoby opłatę równą cenie biletu na miejską pływalnię. Pytanie, kto miałby pokrywać koszty utrzymania tych obiektów?

I jeszcze jedno. Ze względów prawnych publiczny tor wyścigowy musiałby zapewniać bezpieczeństwo jego użytkownikom. Po każdym tragicznym wypadku w takim miejscu, natychmiast odzywałyby się głosy, domagające się wprowadzenia rozwiązań minimalizujących jakiekolwiek zagrożenia. A przecież bez ryzyka nie ma zabawy. Nieprawdaż?

Tak czy inaczej nie łudźmy się. W naszych realiach budowa ogólnodostępnych torów, na których mogliby wyżyć się zmotoryzowani poszukiwacze adrenaliny i kandydaci na motocyklowych czy samochodowych kaskaderów to mrzonka.            

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy