Wideorejestratory w policyjnych bmw rzetelne? Są wątpliwości
Stan polskich dróg, kierowcy bmw, zachowanie pieszych, losy Roberta Kubicy... Do stałych tematów, nieustannie wałkowanych w zajmujących się motoryzacją mediach, z pewnością należy również sprawa policyjnych wideorejestratorów. Każda wiadomość, poświęcona temu ważkiemu zagadnieniu, budzi żywe zainteresowanie i duże emocje.
Nie inaczej było z najnowszymi doniesieniami, że choć policja zarzeka się, iż wspomniane urządzenia spełniają wszelkie narzucane prawem wymogi, to sądy coraz częściej opowiadają się po stronie kierowców, kwestionujących ich rzetelność.
A co na to internauci? Wydawałoby się, że powinni wyrażać zadowolenie z takiej postawy wymiaru sprawiedliwości, tymczasem ich opinie są zaskakująco rozbieżne. Oto kilka przykładowych komentarzy...
"sufragan": "Prawo dla prawników, państwo dla cwaniaków. Jak cię stać, to wszystko możesz podważyć."
"SzczeroUsty": "Po co komu kontrole i cała łapanka. Policja niech zacznie od prewencji za niewłączony kierunkowskaz, za zmianę pasa na ciągłej lub wymuszenie, za szeryfów blokujących pas, jazdę lewym pasem, gdy prawy pusty itd. itd."
"polakmały": "Ostatnio widziałem program, jak w USA dokonywano pomiarów prędkości z samolotu, a na ziemi patrol tylko kasował. Metoda pomiaru: pilot mierzył czas przejazdu między znakami na ziemi umieszczonymi co ćwierć mili. NIKT, powtarzam NIKT z zatrzymanych nie kwestionował mandatu."
Warunkiem rzetelności pomiaru jest utrzymywanie przez określony czas stałej odległości między pojazdem namierzającym a namierzanym. Czy zasada ta jest zawsze przestrzegana?
"uu": "Taaak, promujcie piratów, niech jeżdżą 100 w mieście, każdy mandat można podważyć, policja to zło, znaki są bez sensu... Do czasu, aż wydarzy się tragedia (...)"
"aa": "Tu nie chodzi o to, co kto rozumie, tylko że są buble w przepisach i dziennikarze pseudofachowcy piszą takie rewelacyjne artykuły, że policja jest zła, że radary są złe i znaki są nielegalne, a kierowcy nie znają przepisów i gubią się na rondzie... i jeżdżą później małolaty po mieście, czując się bezkarnie... Każdy z nas przegina na drodze, ale jak nas złapią, to miejmy odwagę się przyznać do przekroczenia przepisów. Jak jechałem 100 na 50 to mam udawać że jechałem 49?, bo "ten pański radar nie ma certyfikatu"?"
"TTT": "A ja mam te pomiary policyjne w głębokim poważaniu. Kamerka w aucie panowie i mogą wam naskoczyć z tymi wideorejestratorami i suszarkami. Raz mnie próbowali "przewalić" na suszarkę, to im powiedziałem, że nie przyjmuję mandatu, bo jechałem zgodnie z przepisami. Oni: to się spotkamy w sądzie, ja: chętnie, bo mam nagranie, z którego nawet ja wyliczę, ile jechałem. I kazali jechać. Mnie nie oszukali, ale pewnie paru innych tak."
"oi": "Walczymy o prawa osób łamiących prawo? Walczymy o prawa potencjalnych zabójców? Brawo!!! Oby tak dalej!!! Ale czy to moralne!? Czy ktoś, kto napisał ten artykuł, będzie spał spokojnie, jak zginą kolejni ludzie przez szaleńczą jazdę innych?"
"Alexis": "Sądy popierają buractwo za kierownicą, jadące 100 km/h przez miasto. Gratulacje dla wymiaru sprawiedliwości."
"Janek": "Szybkość powinna być mierzona odcinkowo, wszędzie są bramki nad jezdnią i nic... Wideorejestratory powinny rejestrować rażące naruszenia przepisów jak: skoki z pasa na pas, zajeżdżanie drogi, skręcanie z pasa w lewo przez 4 pasy w prawo, itp. I nie trzeba zatrzymywać delikwenta, wezwać do zapłaty. Jak zapłaci w jednym dniu za kilka wykroczeń, to zdejmie nogę z gazu i zacznie myśleć. Bo teraz na ulicach w miastach to jest obłęd..."
Opinię "Janka" można uznać za wielce radykalną, ale w gruncie rzeczy nikt nie miałby pretensji, gdyby wideorejestratory, które jak ktoś słusznie zauważył "są urządzeniami wideorejestrującymi, a nie pomiarowymi", służyły do dokumentowania tego rodzaju, skądinąd powszechnych wykroczeń. Niestety, jak wynika choćby z programów telewizyjnych, w których ekipy z kamerą towarzyszą patrolom drogówki w nieoznakowanych radiowozach, używane są przede wszystkim do wyłapywania zbyt szybko jeżdżących kierowców. I tu powstaje problem, bowiem jak powszechnie wiadomo wideorejestratory pokazują prędkość samochodu, w którym są zainstalowane. Warunkiem rzetelności pomiaru jest utrzymywanie przez określony czas stałej odległości między pojazdem namierzającym a namierzanym. Czy zasada ta jest zawsze przestrzegana?
Na podstawie samego nagranego obrazu trudno to stwierdzić i stąd właśnie biorą się wątpliwości kierowców i sędziów. Ktoś powie: dwa kilometry na godzinę w te, dwa we wte, jakie ma to znaczenie? Otóż ma, bowiem może decydować o zachowaniu bądź utracie prawa jazdy.
Mamy końcówkę drugiej dekady XXI wieku. Państwo nie żałuje pieniędzy na doposażenie swoich służb mundurowych w kosztowny nieraz sprzęt. Czy naprawdę nie mogłoby wysupłać trochę grosza również na dalmierze, montowane na policyjnych radiowozach i precyzyjnie mierzące wspomniany wyżej dystans? Pewnie nie byłoby również trudności z wiarygodnym uwzględnieniem wpływu dynamicznych zmian w odległości między pojazdami A i B na prędkość filmowanego auta. W ten sposób skończyłyby się wszelkie kontrowersje, wzrosłoby zaufanie do państwa prawa, a sądy i dziennikarze mieliby nieco mniej pracy.