Szokujący wyczyn policjantów. Porzucony radiowóz na autostradzie

Czasami zarzucacie nam w komentarzach, że podważamy zaufanie do policji pokazując karygodne zachowania funkcjonariuszy.

Mylicie się. Do obowiązków policjantów należy dbanie o bezpieczeństwo innych. Rolą naszą - mediów - jest piętnowanie wszelkich negatywnych zachowań, niezależnie od tego czy dotyczą polityków, policjantów czy też "szeregowych" Kowalskich.

Zdajemy sobie sprawę z faktu, że praca w policji jest nie tylko niebezpieczna, ale i kiepsko opłacana. Mimo tego, setki funkcjonariuszy każdego dnia naraża życie by nam, zwykłym obywatelom żyło się bezpiecznie.

Niestety, nie wszystkie działania mundurowych uznać można za przemyślane. Oto list, jaki trafił niedawno do naszej redakcji:

Reklama

"Chciałbym zainteresować Państwa zdarzeniem, które zaobserwowałem i zarejestrowałem podczas podróży po autostradzie A2 w niedzielę 30 czerwca br. około godz. 19.00-19.30 w bezpośredniej bliskości węzła Ciążeń-Golina.

Na lewym pasie drogi (w kierunku Warszawy) stał porzucony, pusty radiowóz policyjny, który tarasował przejazd. Policjanci zajęci byli jakimś uszkodzonym (chyba? niestety, nie miałem czasu na dokładniejszą obserwacje tego, co było za barierką) pojazdem, który stał na poboczu pasa w przeciwnym kierunku. To, co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach! Jadąc z prędkością 140 km/h i z dwojgiem małych dzieci na pokładzie tylko dzięki zbiegowi okoliczności, czyli braku pojazdów jadących obok mnie i bezpośrednio za mną, uniknąłem ogromnego niebezpieczeństwa! Niby kierowca powinien być przygotowany na wszystko, ale zaparkowanego na lewym pasie autostrady pojazdu to nie widziałem jeszcze nigdy i nigdzie, od kiedy żyję i jeżdżę!

Szczęściem jest, że ta sytuacja nie doprowadziła do żadnego wypadku (przynajmniej nie zostało to zrelacjonowane w żadnych mediach), bo zapewne już dziś spotkalibyśmy na tym odcinku autostrady stałe ograniczenie prędkości do 40 km/h i co najmniej dwa fotoradary i dwa patrole ITD, których zadaniem byłoby "dbanie o bezpieczeństwo".

W pewnej dużej stacji telewizyjnej stacji emitowany jest program piętnujący kierowców, którzy przekraczają dozwoloną prędkość o 5, 10, 20 km/h, a ich zachowanie opatrzone jest często niewybrednym i pretensjonalnym komentarzem. Beztroska niektórych kierowców na polskich drogach jest bezsprzeczna i woła o pomstę do nieba (chociaż nie daje prawa do generalizowania) ale system "haraczu drogowego" całkowicie ignoruje prawdziwe zagrożenia bezpieczeństwa drogowego, stawiając na zysk budżetowy i "poprawę statystyk mandatowo-wypadkowych".

Mam wiec nadzieję, że zechcecie się Państwo zając wyjaśnieniem opisywanego przeze mnie zachowania. O pociągnięciu winnych do odpowiedzialności nawet nie śmiem wspominać, bowiem powoli zaczynam się przyzwyczajać do politycznie poprawnej odpowiedzialności zbiorowej za czyny jednostek i prawnie uzasadnionej pobłażliwości dla sprawców czynów nie mieszczących się w granicach normalnych i poprawnych zachowań. Tym bardziej, że przecież policjanci dochowali zasad bezpieczeństwa - byli bezpieczni z dala od swojej maszyny. Śmiem jednak przypuszczać, że za podobne zachowanie na drogach Niemiec, czy Francji można by na długo stracić prawo do prowadzenia pojazdów, a zapewne także być poważnie zagrożonym utratą wolności.

poboczem.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy