"Rowerzyści to tyrani szos. A podatków nie płacą!"
Ostatnimi laty zapanowała moda na poruszanie się po miastach, a także ich bezpośrednich okolicach, wszelkiej maści jednośladami. (*)
Coraz częściej na drogach można spotkać motocykle, skutery oraz oczywiście bicykle. Niestety, właśnie kierowcy z tej ostatniej grupy - w przeciwieństwie do całej reszty użytkowników dróg - zdają się nie mieć bladego pojęcia, jak zachować się na jezdni i swoim postępowaniem prowokują całą masę niebezpiecznych sytuacji.
Jednocześnie rowerzyści cały czas podnoszą larum, jak bardzo są dyskryminowani oraz, jak źli są kierujący innymi pojazdami. Jakby tego było mało - nieustannie żądają poszerzenia przysługujących im praw (najlepiej kosztem kierowców samochodów, do których pałają szczególną nienawiścią).
Nie mam zamiaru zaprzeczać faktom, że bicykle są czystsze, zdecydowanie bardziej ekologiczne od wszelkich innych pojazdów poruszających się po drogach, ich dodatkową zaletą jest także to, że korzystnie wpływają na zdrowie kierującego (pod warunkiem, że nie jeździ się w smogu i nie wykazuje się zachowań, o których za moment napiszę).
Wiele lat temu, za czasów mojej młodości, aby móc poruszać się po drodze rowerem, konieczne było posiadanie specjalnego uprawnienia - tzw. "karty rowerowej". Aby ją uzyskać, konieczne było przejście kursu (zazwyczaj w ich organizację angażowały się szkoły podstawowe), na którym przybliżano podstawowe zasady ruchu drogowego, w tym i znaki, które się na nich znajdują - cała zabawa kończyła się egzaminem praktycznym. Tak sprawa wyglądała kiedyś.
Obecnie, aby wyjechać na drogę rowerem, nie potrzeba żadnego dodatkowego uprawnienia, ani nawet szkolenia - wystarczy mieć rower, fantazję i ambicję... Pomijając fakt, że dopuszczanie do ruchu po drodze ludzi, bez żadnego sprawdzenia ich faktycznych umiejętności oraz znajomości przepisów ruchu drogowego, jest mało roztropnym posunięciem, jest także zachowaniem wysoce nie fair wobec innych kierowców. Ci, aby móc jechać tą samą drogą, muszą przejść długie, kosztowne, wieloetapowe szkolenie (zarówno teoretyczne, jak również praktyczne), zwieńczone podwójnym egzaminem, zarówno z teorii ruchu drogowego oraz praktycznych umiejętności jazdy konkretnym typem pojazdu.
Teoretycznie mogłoby się wydawać, że kwestia ta może być mało istotna, wszak żyjemy w czasach, gdy poruszanie się różnego rodzaju wehikułami po drogach jest rzeczą powszechną. Niestety, jak się okazuje są ludzie, którzy wsiadają na rower i zdają się nie mieć bladego pojęcia, o tym, co konkretne znaki znajdujące się na i przy drodze znaczą. Żeby nie być gołosłowny, posłużę się przykładem, z mojego własnego życia.
Miałem ongiś przyjemność rozmawiać z jednym z cyklistów, który na co dzień jeździł po krakowskich drogach. Zapytałem go, czy wie, co znaczą znaki, które znajdują się przy drodze? Odparł, że oczywiście "że wie", akurat traf chciał, że nieopodal miejsca naszej dysputy widniał znak "ustąp pierwszeństwa" (pomarańczowy trójkąt), więc postanowiłem skonfrontować jego zapewnienia z rzeczywistością i zapytałem go, co ów znak oznacza? Tak jak się spodziewałem, pomylił go ze znakiem pierwszeństwa - w końcu romb czy trójkąt, obie to figury geometryczne.
Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale moja praktyka w jeździe po mieście zdaje się dobitnie dowodzić faktu, że znaczna część rowerzystów nie zna ani znaków, ani przepisów ruchu drogowego - nagminnie wymuszają pierwszeństwo, ignorują znaki (zarówno pionowe, jak również poziome), jeżdżą pod prąd, nie stosują zasady ograniczonego zaufania (wręcz nagminnie ją łamią, nie rozglądają się, jadą "na żywioł"), nie sygnalizują manewrów... przykładów można by mnożyć.
Jakiś czas temu, szczególnie w grodzie Kraka, furorę zrobił wstrząsający film z monitoringu MPK, na którym rowerzysta wyprzedza tramwaj (jadąc "na czołówkę" z szynobusem), po czym wywraca się praktycznie przed maską wyprzedzanego tramwaju i omal nie zostaje przez niego przejechany. Gdyby nie przytomność kierowcy szynobusu, cyklista straciłby przynajmniej kończyny dolne. Nie ma się co rozwlekać nad sensownością wyprzedzania przez rowerzystę tramwaju, tutaj sprawa jest dość jasna, niemniej moją uwagę przykuły komentarze, w których wytykano między innymi to, że rower był złego typu i dlatego cyklista się wywrócił.
Jest to co najmniej mierne usprawiedliwienie, niemniej warto zastanowić się nad tym, jak wygląda kontrolowanie pojazdów, którymi poruszają się rowerzyści? Odpowiedź jest banalnie (i jednocześnie brutalnie) prosta, nikt tego nie kontroluje, gdyż rowerów się nie rejestruje! Podobnie jak w przypadku problemu szkoleń, tak i w tym wypadku jest to wysoce nieprzemyślane podejście do problemu i - tak samo, jak poprzednio - jest niesprawiedliwe wobec innych kierowców poruszających się po drogach. Inni muszą przecież robić okresowe przeglądy techniczne swoich aut, zarejestrować swój pojazd (co oczywiście nie jest darmowe), opłacać regularnie ubezpieczenie od Odpowiedzialności Cywilnej (stawki są dość wysokie). Rowerzystów zupełnie to nie dotyczy, ich pojazdy nie są rejestrowane, nie muszą posiadać ubezpieczenia, zaś ich wehikuły, są kontrolowane dopiero, gdy zostaną zatrzymani przez funkcjonariuszy (warto nadmienić, że do zatrzymania dochodzi zwykle z powodu nie posiadania obowiązkowego oświetlenia).
Posiadam zarówno kartę rowerową (od około 20 lat), jak również prawo jazdy kat. B (od przeszło dekady), jednak dopiero niedawno miałem okazję zapoznać się z tym, co właściwie wolno rowerzystom na drodze. Muszę w tym momencie przyznać, że gdy za pierwszym razem czytałem artykuł traktujący o tej sprawie (jego treść można znaleźć tutaj), pomyślałem że jest to (mało udany) dowcip primaaprilisowy. Gdy jednak mój szok minął, okazało się, że jest to prawda (i to na dodatek przerażająca).
Oto co przyprawiło mnie o skręt żołądka:
1. Rowerzysta może jeździć ze słuchawkami na uszach! Pomijając fakt, że kierowcy samochodu nie za bardzo wolno mieć nawet jednej słuchawki w uchu (gdyż ogranicza to jego orientację i rozprasza w trakcie jazdy), to nie wiem, jak można bezpiecznie poruszać się po drodze, gdy nie słyszy się nic dookoła?
2. Cyklista ma prawo wyprzedzać pojazd z prawej strony - to jest prawdziwe kuriozum, które na dodatek stoi w całkowitej sprzeczności z przepisami obowiązującymi kierowców samochodów! Nam nie wolno nikomu wyprzedzić z prawej strony, oczywiście w ruchu prawostronnym, wolno nam co najwyżej ominąć pojazd z prawej strony i to nie w każdym przypadku (Autor mija się z prawdą. Wyprzedzanie z prawej strony dozwolone jest m.in. w obszarze zabudowanym, jeśli jezdnia ma co najmniej dwa pasy ruchu w danym kierunku i poza obszarem zabudowanym, jeśli co najmniej trzy pasy ruchu przeznaczone są do jazdy w tym samym kierunku - przyp. red).
Nie dość, że jest to dla nas nieintuicyjne, to dodatkowo jest wysoce niebezpieczne dla samego rowerzysty, który taki manewr wykonuje. Kierowca przede wszystkim uważa na to, co dzieje się po jego lewej stronie i z naprzeciwka, odruchowo niemalże zakłada, że po jego prawej, na tym samym pasie, nic innego się już nie porusza. Poza tym istnieje coś takiego, jak "martwe pole", w którym nic nie widać, jak więc można dostrzec rowerzystę w tym momencie (szczególnie w trakcie skrętu)?
3. Rowerzysta ma pierwszeństwo przed skręcającym samochodem - niby wydaje się, że czepiam się tego niejako na wyrost ale prawda jest taka, że zazwyczaj cykliści gnają na oślep, ze stosunkowo dużą prędkością. Gdy rozpoczyna się manewr skrętu rowerzysta może być jeszcze poza polem widzenia, gdy zaś się go zakończy (szczególnie przepuszczając pieszych na przejściu)... cyklista może już tkwić w boku samochodu.
4. Rowerzyści mogą jechać obok siebie - to kolejny "potworek" prawny. Gdy przechodziłem kursy na kartę rowerową, "tłuczono" nam wówczas do głowy, że po drodze jedzie się "gęsiego" - nie wolno jeździć obok siebie, gdyż stwarza to zagrożenie dla ruchu. Minęły mniej więcej dwie dekady i tutaj niespodzianka, zwrot o 180°. Argumentów na logiczne podparcie takiego zachowania po prostu nie ma.
Ponieważ suche opisy i analizy paragrafów są mało przekonujące, przytoczę teraz kilka przykładów z mojego doświadczenia jako kierowcy, w starciu z rowerzystami.
1. Pewnego razu wjeżdżałem na stację benzynową (rutynowa sprawa, tankuję na niej regularnie od lat), zjeżdżałem z drogi głównej, miałem pierwszeństwo, drugi wjazd na stację, był z mojej prawej strony, na nim widniał znak pionowy STOP oraz poziome oznaczenie wyznaczające miejsce do zatrzymania się. Kątem oka dostrzegłem rowerzystę, który właśnie tą drogą postanowił przejechać, oczywiście nie ustąpił mi pierwszeństwa, nie zatrzymał się, ba nawet nie rozejrzał się, tylko przejechał mi przed maską - skończyło się na ostrym hamowaniu (prawie dwutonowym samochodem). Było o włos od tragedii. Dosłownie.
2. Jakiś czas temu miałem okazję jechać, dość ruchliwą, ulicą Grzegórzecką (w Krakowie), poruszałem się prawym pasem, w kierunku ronda, spostrzegłem cyklistę jadącego w tym samym kierunku, co ja. Jechał on chodnikiem, wtem (bez konkretnej przyczyny) przeciął on pas zieleni, bez patrzenia (nie ruszył nawet głową) wjechał na jezdnię, przejechał z 10 m, po czym znów bez żadnego znaku, wjechał na chodnik. Całe szczęście, że samochód który jechał przede mną nie przyspieszył.
3. Całkiem niedawno miałem taką, mało sympatyczną, sytuację - otóż była noc, wyjeżdżałem samochodem z parkingu, stałem na przełączce (krótka dróżka, osłonięta barierkami po obu stronach), czekając na moment, kiedy będę mógł skręcić w prawo, w dość ruchliwą ulicę. Po chwili nadarzyła się okazja, rozpocząłem manewr i w tym momencie musiałem uciec na pas do jazdy z naprzeciwka (na całe szczęście nic akurat się po nim nie poruszało). Stało się tak dlatego, że w chwili gdy stałem i patrzyłem w lewo, czekając na dogodny moment aby włączyć się do ruchu, z mojej prawej strony, ustawiła się rowerzystka (oczywiście nieoświetlonym pojazdem), gdy rozpocząłem manewr, ona także zaczęła skręcać w tą samą stronę co ja, dopiero wówczas zauważyłem ją kątem oka - gdybym nie zjechał na przeciwległy pas, wgniótłbym ją w barierkę.
4. Jakiś czas temu wyjeżdżałem z ulicy Barskiej (w Krakowie), w kierunku Ronda Grunwaldzkiego, wjazd na Rondo to 3 pasy, pod górkę (lewy, do skrętu w lewo i środkowy do skrętu w lewo oraz jazdy na wprost, prawy do skrętu w prawo). Na wylocie Barskiej nie ma zebry, ani żadnego znaku informującego o ruchu pieszym, ani tym bardziej rowerowym. Jak sztuka nakazuje, zatrzymałem się i przygotowywałem się do wjazdu na środkowy pas, patrzyłem w lewo, w dół, było pusto więc rozpocząłem manewr. W tym momencie (znów kątem oka spostrzegłem ruch z prawej strony), hamulec do dechy - dwóch rowerzystów, jadących obok siebie, zjeżdżało z góry pod prąd, wjeżdżając mi praktycznie pod maskę. Gdybym się natychmiast nie zatrzymał, przejechałbym po nich
Jak najbardziej jestem zwolennikiem budowania ścieżek rowerowych i jazdy tego rodzaju pojazdami, niemniej według mnie należałoby wprowadzić mechanizmy weryfikujące z jednej strony wiedzę oraz umiejętności rowerzystów, z drugiej zaś stan ich pojazdów, wymusić ich rejestrację, a także nakazać im wykupienie ubezpieczenia OC/NW.
Wiem, że jest rzesza rowerzystów, która jeździ prawidłowo i ma przy tym na tyle oleju w głowie, aby nie próbować swoich sił w starciu z kilkuset kilogramowym (lub częściej, kilkutonowym) samochodem. Niemniej zdecydowana większość cyklistów (przykro mi w tym momencie ale z mojego doświadczenia, taka właśnie wypływa statystyka) wydaje się ignorować własny instynkt samozachowawczy.
Kończąc chciałbym, niejako przy okazji, wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy, mianowicie o tym, jakim językiem i w jakim stylu różnej maści "aktywiści rowerowi" domagają się swoich praw na forum publicznym. Jest to o tyle istotne, że dość dobitnie świadczy o ich mentalności oraz kulturze. Otóż zwykle bez żadnej prowokacji atakują oni kierowców innych pojazdów mieszając, ich z błotem (jak na ironię porywają się na ludzi, którzy mają teoretycznie większą wiedzę o ruchu drogowym od nich - przynajmniej nas się pod tym kątem weryfikuje), wykazują stricte żądaniową postawę pokroju "nam się należy", najlepiej kosztem innych (nie wiadomo za co i nie wiadomo na jakiej podstawie? - wszak to kierowcy pojazdów z silnikami spalinowymi płacą extra podatek drogowy, dlaczego więc to cykliści wysuwają żądania co do dróg, za które nie płacą?).
Rowerzyści po drogach jeżdżą jak chcą, nie bacząc na nikogo (ani na innych kierowców, ani na pieszych), łamiąc praktycznie każdy możliwy przepis drogowy - zachowują się nawet nie jak "królowie", a wręcz jak "tyrani szos". Nie ma się co czarować, drogi są głównie dla kierowców samochodów, jednak to ta grupa ma co raz mniej do powiedzenia, odnośnie tego, co się na nich dzieje. Wszyscy inni, bez pardonu, właśnie w opisanym powyżej stylu, starają się narzucać swoje "widzi mi się". Od nas się wymaga, z nas się zdziera ciężkie pieniądze, nas obarcza się odpowiedzialnością za wszystko, co się dzieje na drogach ale nas się nie słucha. Nas - kierowców - tylko się zmusza do akceptacji cudzych wymysłów.
Jacek Poboczowski
(*) - List do redakcji
***