Policjant zabił na pasach i uciekł. Dostał... 4 lata więzienia

Na cztery lata więzienia skazał Sąd Rejonowy Lublin-Wschód w Świdniku 27-letniego byłego już policjanta Witolda B., za spowodowanie śmiertelnego wypadku drogowego i ucieczkę z miejsca zdarzenia. W wypadku zginęła 19-letnia studentka.

Żona policjanta Monika B., która jechała z nim samochodem, za nieudzielenie pomocy ofierze oraz usiłowanie utrudniania postępowania karnego i pomaganie mężowi w unikaniu odpowiedzialności został skazana na rok i cztery miesiące więzienia w zawieszeniu na cztery lata.

Wobec Witolda B. sąd orzekł także 2 tys. zł nawiązki na fundusz pomocy poszkodowanym i postpenitencjarnej oraz zakaz prowadzenia pojazdów na 6 lat.

Oboje oskarżeni przyznali się do winy.

Sąd uznał, że Witold B. umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym powodując nieumyślnie wypadek. Witold B. jechał z nadmierną prędkością, nie dostosował jej do panujących wtedy złych warunków atmosferycznych, nie zwolnił przed przejściem dla pieszych.

Reklama

W uzasadnieniu wyroku sędzia Artur Orłowski podkreślił, że przejście, na którym doszło do wypadku, jest szczególnie niebezpieczne, panuje tam intensywny ruch, piesi często wymuszają możliwość przejścia, decydują się na przechodzenie w sytuacjach ryzykownych. "Oskarżony znał tę drogę, jeździł tamtędy codziennie do pracy" - zaznaczył sędzia.

W ocenie sądu nie ma wątpliwości, co do tego, że Witold B. i jego żona nie udzielili pomocy potrąconej 19-latce. Zatrzymali się tuż po wypadku, ale nie wysiedli z auta i podjęli decyzję: "uciekamy".

Witold B. w chwili wypadku był policjantem powołanym do ochrony obywateli. "Zaprzeczył - jak słusznie podnosi oskarżenie - tym wartościom, którym przyrzekał służyć jako policjant" - podkreślił sędzia.

W sprawie Moniki B. sąd zmienił kwalifikację czynu zarzucanego jej przez prokuraturę, z utrudniania postępowania karnego na usiłowanie utrudnienia. W ocenie sądu, fakt, że Monika B. pomogła mężowi wstawić samochód po wypadku do warsztatu było usiłowaniem zatarcia śladów, ale - paradoksalnie - pomogło policji w znalezieniu tego auta.

Witold B. oraz jego żona przepraszali rodzinę ofiary. Witold B. na ostatniej rozprawie powiedział, że każdego dnia nie może pogodzić się z tym, że był tak nieodpowiedzialny i nie potrafił pomóc potrąconej 19-latce.

Do wypadku doszło w grudniu 2013 r., po zmroku, w miejscowości Wólka pod Lublinem. Studentka przechodziła przez oznakowane przejście dla pieszych, w terenie zabudowanym, gdy uderzył w nią samochód. Zmarła na miejscu wskutek licznych obrażeń.

Wypadek poruszył opinię publiczną w regionie. Policja sprawdzała dziesiątki samochodów zarejestrowanych przez kamerę monitoringu na pobliskim przejeździe kolejowym. Po kilku dniach intensywnych poszukiwań, w warsztacie w pobliskim Spiczynie, odnaleziony został volkswagen passat ze śladami świadczącymi, że brał udział w wypadku. Okazało się, że jechał nim policjant.

Witold B. zeznał, że zobaczył kobietę na przejściu w ostatniej chwili. Po potrąceniu jej zatrzymał się, ale zaraz odjechał. Udał się wprost do warsztatu, gdzie mechanikowi powiedział, że uderzył sarnę. Umówił się na naprawę auta i pojechał do domu rodziców. Także rodzinie wyjaśniał, że doszło do zderzenia z sarną. W początkowych zeznaniach w prokuraturze utrzymywał, że jechał sam. Potem przyznał, że w samochodzie była z nim żona, kobieta pomagała mu ukrywać prawdę.

Według opinii dwóch biegłych oskarżony jechał z nadmierną prędkością, około 55-60 km na godzinę, nie zachował ostrożności i nie zwolnił przed dobrze oznakowanym przejściem, nie hamował przed potrąceniem kobiety. Mógł ją zobaczyć z odległości około 40 metrów, miał czas na odpowiedni manewr.

Jeden z biegłych stwierdził w sądzie, że kobieta także miała szansę uniknięcia wypadku, gdyby zrezygnowała ze swojego prawa pierwszeństwa i nie weszła na przejście. Mogła widzieć nadjeżdżający samochód. Inny biegły w swojej opinii ocenił, że piesza nie miała takiej szansy.

Witold B. jest aresztowany, został wydalony ze służby w policji. Jego żona objęta została dozorem policji.

Wtorkowy wyrok jest nieprawomocny. Oskarżonych nie było na jego ogłoszeniu.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: wypadek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy