Pieszy na czerwonym i przeraźliwy pisk opon...

W ubiegłym roku na polskich drogach zginęło 868 pieszych, z czego prawie połowa (398) straciła życie z własnej winy. Nieostrożność, gapiostwo, pijaństwo, wchodzenie na jezdnię tuż przed nadjeżdżającym pojazdem, lekceważenie czerwonego światła... Przyczyn tragedii jest wiele, podobnie jak pomysłów na poprawę bezpieczeństwa tzw. niechronionych uczestników ruchu. Niektóre z nich są nader kontrowersyjne...

Niesfornych pieszych próbuje się dyscyplinować mandatami. Według Najwyższej Izby Kontroli - nawet zbyt ostro. Jak czytamy w opublikowanym pod koniec zeszłego roku raporcie, w roku 2015 piesi byli sprawcami "tylko 5,3 tys. zdarzeń drogowych" tymczasem zastosowano wobec nich  nieproporcjonalnie dużo, według NIK, bo około 530 tys. "środków prawnych", czyli po prostu kar, najczęściej finansowych.

Kształceniu właściwych nawyków wśród pieszych służą akcje edukacyjne, prowadzone zwłaszcza wśród tych najmłodszych, w szkołach. Wciąż na nowo pojawiają się też propozycje zmiany przepisów, które dawałyby pieszym jeszcze więcej niż obecnie przywilejów na przeznaczonych dla nich przejściach, jak się okazuje - miejscach dla przechodniów szczególnie niebezpiecznych (2016: 250 zabitych, 4054 rannych).

Reklama

Sporo szumu wywołała podana przez jedną z gazet informacja, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji planuje wprowadzenie zakazu korzystania z telefonów komórkowych na przejściach dla pieszych. Została szybko zdementowana. MSWiA w komunikacie stwierdził, że nad takim przepisem nikt się nawet we wspomnianym resorcie nie zastanawia. Szkoda, bowiem korzystanie z tych urządzeń staje się prawdziwą, śmiertelnie niebezpieczną plagą. W Europie Zachodniej próbuje się jej przeciwdziałać poprzez drastyczne w swoje formie kampanie społeczne.

Opisywaliśmy już kiedyś filmik, przygotowany na zlecenie policji ze szwajcarskiej Lozanny. Na jego początku narrator zapowiada, że oto za chwilę będziemy świadkami magicznej sztuczki - na naszych oczach zniknie Jonas, młody "miłośnik hip-hopu, muzyki R’n’B oraz czatowania z przyjaciółmi". I rzeczywiście znika - gdy wchodzi na jezdnię zapatrzony w ekran swojego smartfona, ze słuchawkami na uszach, zostaje wprost zmieciony przez rozpędzony samochód. W finale kamera odjeżdża i dzięki szerszemu planowi dowiadujemy się, że demoniczny, zadowolony z siebie narrator to  przedsiębiorca pogrzebowy, "oficjalny sponsor nieostrożności".

W podobnym duchu utrzymana jest kampania społeczna, mająca zwrócić uwagę na inny problem. W powstałym na jej użytek spocie widzimy ludzi, którzy w zamyśleniu lub z bezmyślności wkraczają na przejście dla pieszych przy czerwonym świetle. W tym momencie słyszą - emitowany z głośników, o czym oczywiście nie wiedzą -  przeraźliwy pisk opon hamującego samochodu. Potem zdjęcia ich przerażonych twarzy trafiają na billboardy. Mocne i celne.

Ciekawa jest także dyskusja, która wywiązała się pod opublikowanym w Internecie filmikiem, ilustrującym powyższą akcję. Ktoś zastanawia się, czy pieszych, ginących na drogach wskutek własnej niefrasobliwości, można nazywać "ofiarami"? Czy nie powinno mówić się tu raczej o samobójcach? Czy w takich sytuacjach rzeczywistymi ofiarami nie są kierowcy zabijających ich pojazdów? Trauma po takim wydarzeniu zostaje przecież na całe życie.

W Polsce w 2016 r. wejście na jezdnię przy czerwonym świetle było przyczyną śmierci 21 osób i obrażeń 216 kolejnych. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy