Kierowco! Kłamstwo nie popłaca. Lepiej nie oszukuj!
Wprowadzenie w błąd policjanta, urzędnika lub ubezpieczyciela może zostać łatwo wykryte i surowo ukarane. Za oszukiwanie grozi nieuczciwemu kierowcy nawet kilka lat więzienia.
Pokusa, by nie powiedzieć prawdy i dzięki temu zaoszczędzić kilkaset złotych (np. na ubezpieczeniu czy uniknięciu mandatu) bywa na tyle duża, że niektórzy nie potrafią się jej oprzeć. Kłamstwo miewa jednak krótkie nogi i może zostać wykryte, a wówczas kierowcę czekają nieprzyjemności.
Wprowadzenie w błąd ubezpieczyciela poprzez przyznanie sobie zniżek jest oszustwem, za co grozi nawet 8 lat więzienia. W rzeczywistości o takiej karze zwykle nie ma mowy, jednak nieuczciwego klienta czekają problemy finansowe.
Odsiadka jest bardziej prawdopodobna w przypadku wprowadzenia w błąd policjanta. Na szczęście nie dotyczy to każdej sytuacji (zwykle kończy się na zezłoszczeniu się funkcjonariusza za wprowadzanie go w błąd). Są też przypadki, kiedy kierowca jest zmuszany do bycia Pinokiem. Powodują to przepisy, które zarazem przewidują dość srogie sankcje w przypadku wpadki. Oto lista najczęstszych sytuacji, w których kierowcy oszukują.
Kierowca zataja stłuczkę i przy zakupie nowej polisy podaje ubezpieczycielowi większe zniżki od rzeczywiście przysługujących. Jeśli kupuje się pakiet OC/AC, otrzymane rabaty za bezszkodową jazdę mogą wynieść kilkaset złotych.
Dotychczas ubezpieczyciele żądali historii przebiegu ubezpieczenia lub deklaracji klienta o posiadanych zniżkach. Teraz firmy podczas sprzedaży polisy bez problemu prześwietlają historię kierowcy. Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny prowadzi bazę polis OC i AC obsługiwanych przez 20 największych ubezpieczycieli. W bazie znajduje się informacja o "szkodowości".
Kierowca przyłapany na kłamaniu w kwestii zniżek musi dopłacić odpowiednią kwotę. Poza tym polisa autocasco może zostać anulowana, co w razie stłuczki oznacza konieczność zapłacenia za szkody z własnej kieszeni. Poza tym za oszustwo grozi do 8 lat więzienia.
Kierowca zgłasza się do ubezpieczyciela sprawcy (w ramach jego polisy OC) z oświadczeniem o szkodzie. W rzeczywistości stłuczki nie było, auto zostało wcześniej rozbite (np. o drzewo), a jego właściciel nie miał AC lub do stłuczki rzeczywiście doszło, ale była ona zaplanowana w celu wyłudzenia odszkodowania.
Każdy ubezpieczyciel ma w swoich szeregach specjalistów od rekonstrukcji wypadków. Jeśli opis zdarzenia jest mało wiarygodny lub uszkodzenia są nieadekwatne do opisanej stłuczki, będzie to przez specjalistów drobiazgowo badane. Ubezpieczyciele korzystają także z bazy UFG, w której można łatwo wychwycić auta nadzwyczaj często biorące udział w kolizjach.
Za oszustwo ubezpieczeniowe grozi do 5 lat więzienia.
Podczas kupowania używanego samochodu od handlarza z Niemiec, sprzedawca daje kupującemu dokumenty od auta (brief, dowód), a nowy właściciel musi spisać fałszywą umowę kupna-sprzedaży pomiędzy sobą, a ostatnim właścicielem wpisanym w karcie pojazdu (briefie), ponieważ ta jest potrzebna do rejestracji pojazdu.
Urzędnik wydziału komunikacji widzi, że auto rejestruje inna osoba niż ta, która jest wpisana w briefie. Może się też skontaktować z niemieckim wydziałem komunikacji.
Jeśli kierowca zostanie przyłapany na kłamstwie, zajmie się nim prokurator. Za fałszowanie dokumentów grozi do 5 lat więzienia.
Podczas kontroli na drodze policjant często pyta kierowcę, czy ten posiada punkty karne.
Podczas sprawdzenia kierowcy w bazie CEPiK, co mundurowy może zrobić przez mobilny terminal lub radiostację w radiowozie, policjant dostanie jeden z trzech komunikatów: "przekroczony limit", "brak" (czyli zero punktów) oraz "zbiera" (czyli punkty są, ale mieszczą się w limicie, ale bez dokładnej liczby).
Konsekwencji w zasadzie nie ma. Oszukanie funkcjonariusza może rozbudzić w nim nadmierną skrupulatność i skończyć się np. długim sprawdzeniem stanu technicznego samochodu czy mandatem, którego bez kłamania dałoby się uniknąć.
Policjant przed wypisaniem mandatu pyta o zarobki kierowcy. Funkcjonariusz na drodze nie ma możliwości weryfikacji naszego oświadczenia.
Jeśli oszukamy policjanta, w praktyce nic nam nie grozi. Nie ma obowiązku udzielenia odpowiedzi o wysokości zarobków. Trzeba jednak pamiętać, że wtedy funkcjonariusz najprawdopodobniej wypisze najwyższy z możliwych mandatów.
Jeśli kierowca nigdy nie miał prawa jazdy lub danego uprawnienia (np. kategorii A), nie ma co liczyć, że podczas kontroli na drodze przejdzie stwierdzenie "zapominałem dokumentu, został w domu". Może się też zdarzyć, że kierowca dokument ma, jednak ten powinien być zwrócony, np. z powodu sądowego zakazu prowadzenia pojazdów za jazdę po alkoholu.
Policjant w bazie CEPiK może sprawdzić nie tylko czy i kiedy kierowca uzyskał uprawnienia, ale także numer i serię dokumentu.
Za oszukanie policjanta nic w praktyce nie grozi. Z powodu braku uprawnień funkcjonariusz zakaże kierowcy kontynuowania jazdy oraz wypisze mandat - 500 zł, a auto może zostać odholowane na koszt właściciela. Osobie przyłapanej na nieprzestrzeganiu wyroku sądu zakazującego prowadzenia pojazdów grozi do 3 lat więzienia.
Policjant, który zatrzyma kierowcę bez obowiązkowej polisy OC, może mu wypisać mandat w wysokości 50 zł. Jest jeden warunek - pojazd musi faktycznie posiadać ubezpieczenie, co deklaruje kierowca.
Po kontroli policjant wysyła do Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego (UFG) informację, że kierowca nie miał przy sobie polisy. UFG sprawdza w swojej bazie, czy rzeczywiście pojazd miał wykupione obowiązkowe ubezpieczenie.
Za wprowadzenie w błąd policjanta nic w praktyce nie grozi. Jeśli jednak pojazd nie miał ubezpieczenia, zgodnie z prawem kierowca auta osobowego dostanie karę - do 1980 zł. W minionym roku UFG wezwał do zapłaty kary za brak OC ponad 18 tys. posiadaczy pojazdów.
Policjant podczas kontroli zauważa, że pojazd niedawno przeszedł badanie techniczne, ale jest w opłakanym stanie.
Policjant dokładnie przyjrzy się pieczątce w dowodzie (czy nie jest podrobiona); powinien także skierować sprawę do prokuratury ze względu na nierzetelnie wykonane badanie. Trzeba pamiętać, że diagnosta po badaniu dokonuje wpisu elektronicznego w bazie CEPiK, gdzie można zweryfikować czy i kiedy przegląd był rzeczywiście wykonany.
Za posługiwanie się dowodem rejestracyjnym z fałszywą pieczątką grozi do 5 lat więzienia. Z kolei za wręczenie łapówki diagnoście, aby ten przymknął oko na niedociągnięcia samochodu, grozi nawet 10 lat więzienia.
Kierowca, który nie zatrzymał się do kontroli lub uciekł z miejsca kolizji, czasem wpada na pomysł, aby zgłosić kradzież auta i w ten sposób uniknąć odpowiedzialności. Podobnie działają osoby, które chcą się pozbyć ubezpieczonego samochodu (sprzedać go paserowi i uzyskać odszkodowanie).
Policjanci mają sposoby na złapanie kierowcy na kłamstwie. Często wystarczy seria pytań. Pomocny może być także monitoring.
Za składanie fałszywych zeznań o kradzieży auta grozi do 3 lat więzienia. Za próbę wyłudzenia odszkodowania - do 5 lat więzienia.
Spisując umowę kupna-sprzedaży, nowy właściciel porozumiewa się ze sprzedającym w kwestii wpisania w umowie niższej od rzeczywistej ceny auta. Dzięki temu zapłaci niższy podatek od czynności cywilno-prawnych (PCC), a w przypadku auta sprowadzonego akcyzę czy cło.
Urzędnikowi trudno będzie udowodnić zmowę kupującego i właściciela (nieliczne przypadki), zresztą dla Urzędu Skarbowego lub celnego liczy się wartość rynkowa auta, a nie ta wpisana na umowie.
Zwykle kupujący musi zapłacić podatek od wartości auta i na tym kończą się problemy. Jednak przyłapani na oszustwie muszą się liczyć z karą do 2772 zł.
Kierowca wkłada za szybę podrobiony lub przerobiony bilet parkingowy, co umożliwia bezpłatny postój w strefie miejskiego parkowania.
Kontrolerzy bez problemu wykryją fałszywkę, sprawdzając np. cyfry kontrolne na bilecie (muszą pasować np. do godziny wydania biletu). W takim przypadku wezwą policję.
Za podrobienie biletu parkingowego grozi do 5 lat więzienia.