Czy rowerzyści powinni wykupować OC? Jesteś za czy przeciw?
Czy rowerzyści, których szybko przybywa na naszych drogach i ulicach, powinni obowiązkowo zaopatrywać się w polisy OC? Przedstawiciele branży ubezpieczeniowej twierdzą, że tak. Nasz tekst na ten temat spotkał się z gwałtowną reakcją czytelników i w większości jest to reakcja zdecydowanie negatywna.
"Arr": "Proponuję ubezpieczenia OC na rowery i badania diagnostyczne obowiązkowe, zwłaszcza na te dziecinne koniecznie. Lobby ubezpieczeń nie śpi i czyha na naszą kasę. I co im zrobisz szaraku."
"aqq": "A co da obowiązek ubezpieczania, skoro pedalarz po kolizji ucieka (jeśli może). Oni nadal uważają się za lud wybrany i nic nie muszą."
"s//": "Żaden kraj europejski tego nie ma, żaden, miała Szwajcaria, ale po sprawdzeniu, jaka to bzdura i biurokracja pożerająca miliardy, szybko się z tego wycofali. Mafia ubezpieczeniowa szuka kolejnych frajerów do wydojenia?"
"G": "Nie kłamcie, nie chodzi wam o bezpieczeństwo tylko o wydojenie kasy z obywateli. Jak to wprowadzą, to zaraz posypią się mandaty za brak ubezpieczenia i rząd będzie zadowolony."
"taki jeden": "To będzie martwy przepis. Ścigani będą tylko rowerzyści w dużych aglomeracjach. Wyobrażacie sobie, że 70-letniej babci gdzieś w wiosce na północnym wschodzie, jadącej na zdezelowanej ukrainie, przywalą sankcje za brak OC? Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Owszem, warto mieć OC, ale lepszą polityką byłoby namawiać niż zmuszać. Kierowcy niby muszą mieć, a jak jest, to wiadomo. Ciągle łapani są tacy i bez OC, i z zakazem sądowym prowadzenia pojazdów i jeszcze do kompletu nawaleni jak działo. Trzeba edukować, edukować i jeszcze raz edukować. Karę wymierzą sobie sami ci, którzy nauki nie zrozumieją i przyjdzie im ponosić pełną odpowiedzialność w przypadku wypadku. A niektórzy po prostu będą mieli szczęście. Sam mam OC rowerowe, bo dużo jeżdżę i chcę mieć z głowy przynajmniej tyle, żeby się nie martwić, jak coś się stanie. Na szczęście do tej pory nie musiałem z niego korzystać."
Każda propozycja wprowadzenia nowych, dodatkowych opłat obciążających obywateli, wywołuje sprzeciw. To zrozumiałe. Z drugiej strony trzeba spojrzeć na policyjne statystyki. Wynika z nich, że w ubiegłym roku rowerzyści spowodowali 1713 wypadków drogowych, w których zginęły 132 osoby, a 1636 zostało rannych. Polisa OC dawałaby szansę na finansowe zadośćuczynienie ofiarom wypadków lub ich rodzinom, a jednocześnie chroniła portfele sprawców przed zawsze nieprzyjemnymi wydatkami. Nie chodzi zresztą tylko o zdarzenia, przynoszące szkody ludziom. Wielu kierowcom przydarzyła się kiedyś kolizja z rowerzystą. Urwane boczne lusterko, zarysowany zderzak albo wgnieciony błotnik... Niby drobiazg, ale jednak kosztowny w naprawie, tymczasem wyegzekwowanie jakichkolwiek pieniędzy od winowajcy na jednośladzie bywa bardzo trudne. Nawet wtedy, gdy uda się z nim porozmawiać i uzyskać jakiekolwiek dane personalne. Często bowiem rowerzysta, widząc, co nabroił, wsiada na swój pojazd i odjeżdża w siną dal. Obowiązkowe ubezpieczenia mogłyby w jakimś stopniu takim sytuacjom zapobiec.
Pojawiają się oczywiście pytania. W przypadku zmotoryzowanych polisa OC jest związana z samochodem, nie z kierowcą (co budzi uzasadnioną krytykę). Jak byłoby z rowerami? Jeśli tak samo, wówczas wkrótce zapewne pojawiłby się wymóg zaopatrywania pojazdów w tablice rejestracyjne, umożliwiające ich identyfikację, poddawania jednośladów okresowym kontrolom stanu technicznego, sprawdzania obecności oświetlenia i sprawności hamulców itp. Gdyby ubezpieczonym miał być użytkownik pojazdu, wówczas sprzedawcy polis naciskaliby na wprowadzenie powszechnego obowiązku posiadania kart rowerowych. Może i słusznie, aczkolwiek takie zmiany niewątpliwie komplikowałyby życie i uderzały po kieszeni.
Już teraz istnieje jednak rozwiązanie alternatywne w postaci tzw. ubezpieczenia OC w życiu prywatnym. Często korzystają z niego właściciele domów jednorodzinnych. Zabezpieczają się w ten sposób przed roszczeniami wynikłymi ze szkód wyrządzonych osobom trzecim przez siebie, członków rodziny, zwierzęta domowe. Dziecko pobazgrało płot sąsiadowi... Pies ugryzł pracownika gazowni, odczytującego stan licznika... Listonosz poślizgnął i złamał nogę na oblodzonym podjeździe... Takie polisy, kosztujące rocznie kilkadziesiąt złotych, czyli niewiele, chronią również przed szkodami spowodowanymi podczas jazdy na rowerze.
Mieszkańcy krajów, w których nie brakuje sprytnych adwokatów, a sądy nie wahają się przyznawać poszkodowanym wysokich odszkodowań, ubezpieczają się na wypadek wszelkich możliwych nieszczęśliwych zdarzeń. Polacy wierzą w swojego farta, często uznając wydatki na tego rodzaju cele za zupełnie zbędne. Stąd zarzuty o chęć "dojenia kasy" i ironiczne sugestie, by oprócz rowerzystów objąć obowiązkowymi ubezpieczeniami również rolkarzy, deskarzy, użytkowników hulajnóg, biegaczy i pieszych. A właściwie dlaczego nie? Jak głosiło stare hasło reklamowe: przezorny zawsze ubezpieczony.