Mercedes S 560 Coupe 4MATIC – typ luksusowo-sportowy
Niedawno przeprowadzona modernizacja nie zmieniła klasy S w sposób znaczący, a przynajmniej nie zmieniła z zewnątrz. Jak przekonaliśmy się jednak podczas testu wersji Coupe, przy bliższym poznaniu nowości jest całkiem sporo.
Mercedes klasy S Coupe mierzy nieco ponad 5 m długości, 1,9 m szerokości, a rozstaw jego osi to niemal 3 m. Innymi słowy, jest to samochód, który ma naprawdę robiącą wrażenie prezencję. Face lifting przyniósł nowe zderzaki i chromowane listwy, ale, szczerze mówiąc, trudno zauważyć różnicę. Łatwiej to zrobić w nocy, a to za sprawą tylnych reflektorów, w których zastosowano 66 diod OLED, mających możliwość sekwencyjnego włączania się (tworzą powitalną animację) oraz posiadają regulację jasności.
Nowości znacznie łatwiej zauważyć z perspektywy kierowcy - klasa S Coupe, wzorem limuzyny, otrzymała nową kierownicę (z przyciskami do tempomatu oraz dwoma touchpadami do obsługi ekranów) oraz zmodyfikowane "wskaźniki". Mówiąc "wskaźniki", mamy oczywiście na myśli wirtualne zegary (wyświetlane na 12,3-calowym ekranie), które mają teraz nowe oprogramowanie i zupełnie zmienioną grafikę. Zmiany objęły także ekran systemu multimedialnego (o tej samej przekątnej), który również ma nowy "soft". Oba wyświetlacze znalazły się teraz pod wspólną taflą szkła.
Jedną z najważniejszych zmian wprowadzonych przy okazji face liftingu, są nowe silniki pod maską klasy S. Testowana odmiana 560 zastępuje wersję 500 - w obu przypadkach mamy do czynienia z doładowanym V8, ale nowa jednostka ma pojemność 4 l, zamiast 4,7 l. Generuje ona 469 KM oraz maksymalny moment obrotowy, wynoszący 700 Nm. To wystarcza, aby klasa S coupe katapultowała się do 100 km/h w 4,6 s.
Mercedes S 560 Coupe 4MATIC
Silnik ten znamy już z wersji sedan, którą testowaliśmy jakiś czas temu, gdzie oferował on identyczne osiągi. Jednakże wrażenia z jazdy, jakie zapewniał, były kompletnie różne. O ile w "zwykłej" klasie S po prostu zalewał nas falą mocy, co jednak odbywało się w sposób dystyngowany, o tyle w Coupe towarzyszą nam sportowe wręcz emocje. Nie chodzi tu jedynie o bardzo agresywną reakcję na gaz w trybie Sport+, ale także na dźwięki z wydechu, które są na tyle spektakularne (donośny warkot, wystrzały przy zmianie biegu), że bardzo łatwo pomylić je z odmianą AMG.
Układ jezdny nadąża za osiągami za sprawą pneumatycznego zawieszenia z regulacją twardości oraz dość precyzyjnego układu kierowniczego. Nie jest to jednak wersja sportowa i dość łatwo zrezygnować z mocnego wciskania pedału gazu, aby pozwolić autu płynąć po drodze w trybie Comfort.
Jest to o tyle łatwe, że cała kabina klasy S Coupe, podobnie jak w przypadku limuzyny, zachęca do relaksu i zanurzenia się w luksusie. Wszechobecna, naturalna skóra oraz wyjątkowo wygodne fotele, z boczkami przytrzymującymi w zakrętach i kilkoma trybami masażu (w tym gorącymi kamieniami), dopełniają obrazu ekskluzywnego coupe. Szczególnie, kiedy skorzystamy z kolejnej nowości, wprowadzonej przy okazji modernizacji, czyli funkcji Energizing. Zarządza ona klimatyzacją, dozownikiem zapachów, oświetleniem nastrojowym, ogrzewaniem, wentylacją oraz masażem foteli, aby zapewnić podróżnym sesję, niczym w spa. Do wyboru są tryby Świeże powietrze, Rozgrzewanie, Witalność, Przyjemność, Wygoda oraz Ćwiczenia.
Mercedes klasy S Coupe jest dokładnie taki, jakie powinno być flagowe coupe - świetnie się prezentuje, ma wspaniale wykończone wnętrze i zapewnia wyjątkowy poziom komfortu. Kiedy jednak trzeba, potrafi pokazać pazury i zapewnić trochę sportowych emocji. Szczególnie tyczy się to testowanej wersji 560, ale jeśli komuś nie zależy na wspaniałym dźwięku V8 (ale zależeć powinno), to może wybrać bazowe 450 4MATIC. Wtedy do dyspozycji otrzymujemy V6 o mocy 367 KM, pozwalające na sprint do 100 km/h w 5,5 s i wycenione na 488 tys. zł. My jednak szczerze polecamy 560 4MATIC, kosztujące 624 tys. zł plus opcje (testowany egzemplarz wyceniono na 780 tys. zł). Dużo? Dużo. Warto? Jak najbardziej.
Michał Domański