Kolejny problem z autami elektrycznymi. Wszyscy to przeoczyli
Brak silnika spalinowego w aucie elektrycznym sprawia, że zasilane prądem samochody kojarzą nam się z ciszą w czasie jazdy. Brak takiej jednostki może jednak sprawić, że zaczniemy słyszeć wiele nieprzyjemnych dźwięków.
Samochody elektryczne z reguły kojarzą się z tym, że mogą poruszać się właściwie niemal bez wydawania dźwięku. Oczywiście takie myślenie wynika z faktu, że auta na prąd nie posiadają generujących dźwięk silników spalinowych. Jedni uznają taki stan rzeczy za zaletę elektryków, ponieważ dzięki temu organizm nie jest obciążony słuchaniem ciągłego dźwięku spalinowej jednostki. Przeciwnicy takiego rozwiązania wskazują natomiast, że bez brzmienia pracującego silnika nie mają pewności, czy uruchomili już pojazd, a w związku z tym nie wiedzą, czy jest on już gotowy do ruszenia w drogę.
Fakt, że elektryk nie ma silnika generującego dźwięk może być bardzo niebezpieczny dla pieszych w miastach. Szczególnie dotyczy to miejsc, w których pieszy ma problem z dostrzeżeniem, czy w jego stronę zbliża się pojazd. W efekcie może bazować jedynie na swoim słuchu. W efekcie opracowane zostały stosowne przepisy zobowiązujące producentów do tego, by samochody sztucznie generowały dźwięk, który przy niskich prędkościach będzie ostrzegał o nadjeżdżającym pojeździe.
Brak dźwięku pracy jednostki spalinowej wiąże się jednak z jeszcze jednym problemem. Dotyczy on jednak bardziej komfortu osób podróżujących danym autem. Z racji, że nie ma brzmienia spalinowej jednostki w czasie jazdy możemy usłyszeć dźwięki, które praca wspomnianego silnika skutecznie zagłusza. W efekcie wyraźniej możemy usłyszeć choćby dźwięki pracującej klimatyzacji. Różnego rodzaju dźwięki, których w aucie spalinowym nie słyszymy, mogą wyprowadzić z równowagi.
Do tego problemu odnosił się m.in. Tim Bohn, inżynier w koncernie General Motors. W rozmowie z portalem "Car and Driver" stwierdził, że jedynym rozwiązaniem tego problemu jest sprawienie, by wszystkie układy generujące hałas stały się cichsze. Jego zdaniem poziomy wyciszenia każdego z systemów w elektrykach muszą być wyższe niż w autach spalinowych.
Zwrócił jednak uwagę, że nie można odizolować kierowcy od wszystkich bodźców akustycznych. Do podróżujących muszą docierać dźwięki pochodzące z drogi, układu napędowego czy szum wiatru. Jak stwierdził, są to trzy podstawowe obszary dźwięków, które kierowca słyszy w czasie jazdy, a "brak któregokolwiek z nich jest trochę niepokojący".
Pewnym rozwiązaniem tego problemu jest opcja znana z elektrycznych samochodów sportowych i usportowionych czyli głośniki emitujące dźwięk silnika spalinowego. Przykładem może być tutaj system "N Active Sound+" z Hyundaia IONIQ 5, który emituje syntetyczny dźwięk silnika i strzałów z wydechu.
Samochodów elektrycznych na drogach przybywa, a to oznacza, że zapewne coraz więcej kierowców będzie zwracać uwagę na dźwięki, których w czasie jazdy autem spalinowym zwyczajnie nie słyszeli. Prowadzi to do wniosku, że przed producentami postawione jest kolejne wyzwanie dotyczące elektromobilności. Biorąc pod uwagę dynamiczny rozwój samochodów na prąd w wielu aspektach można śmiało zakładać, że wkrótce firmy poradzą sobie również z tym problemem.