Auto po zalaniu. Czy ratowanie ma sens?

Gwałtowne burze, jakie przeszły ostatnio nad Polską, wywołały wiele lokalnych podtopień. Woda wdzierała się nie tylko do piwnic, ale też do parkingów podziemnych. Wcześniej fronty atmosferyczne, z podobnym efektem, przetoczyły się m.in. przez Francję czy Niemcy. Wniosek? Na rynku wtórnym czeka nas wkrótce wysyp - sprzedawanych w atrakcyjnych cenach - aut używanych. Czy da się rozpoznać auto po zalaniu i jakich problemów spodziewać się można po takich samochodach?

Nie ma co ukrywać - mało który samochód osobowy jest odporny na zalania. Nawet kilka minut w wodzie do kolan wyrządzić może nieodwracalne szkody, których następstwa często ujawniają się dopiero po dłuższym czasie. Pierwszą myślą jest oczywiście elektronika - żaden współczesny pojazd nie może się przecież obejść bez modułów sterujących, dla których wilgoć jest po prostu zabójcza.

Warto zdawać sobie sprawę, że awarie mogą ujawnić się w sterownikach, które nie miały bezpośredniego kontaktu z wodą. Dzieje się tak właśnie za sprawą nagromadzonej w pojeździe wilgoci, która przedostaje się do wnętrza modułów elektronicznych powodując np. korozję. To cichy zabójca, który w przypadku używanych pojazdów gra - niestety - w drużynie nieuczciwych handlarzy. Usterki dają o sobie znać często w kilka tygodni lub miesięcy po zalaniu. 

Reklama

Oczywiście nie każdy samochód, który stał przez kilka godzin w wodzie po kolana nadaje się tylko na złom. Problem w tym, że taka kąpiel zawsze pozostawia po sobie spustoszenie, nawet jeśli woda we wnętrzu sięgała jedynie do kostek, a zalaniu nie uległy żadne znaczące elementy instalacji elektrycznej! Dzieje się tak z tego względu, że - aby przedostać się do wnętrza - woda sięgać musi powyżej poziomu otworów odpływowych w podłodze pojazdu. To z kolei oznacza, że wdziera się ona również do profili, które "zamknięte" są jedynie z nazwy. Tam miesza się z nagromadzonym przez lata błotem, które - jako magazyn wilgoci - potęguje procesy korozyjne. 

Dlatego właśnie po - najmniejszym nawet "zalaniu" - warto zdemontować osłony podwozia i udrożnić wszystkie otwory odpływowe. Pozwoli to zminimalizować szkody, ale o całkowitym zwycięstwie w walce z korozją nie może być mowy. To wymagałoby rozkręcenia karoserii na części pierwsze i wymiany wszelkich przesiąkniętych wodą, montowanych poza kabiną, gąbek, pianek i mat, które pełnią we współczesnych autach rolę wygłuszeń czy "tłumików drgań".

Z tego samego względu, nawet jeśli woda sięgnęła jedynie dywaników w kabinie, po "kąpieli" bezwzględnie zdemontować(!) należy wszystkie wykładziny podłogowe i porządnie je wysuszyć. Zwracamy uwagę na słowo porządnie, bowiem nagromadzona w nich wilgoć wiązać będzie brud i stanowić pożywkę nie tylko dla korozji, ale też drobnoustrojów. W aucie pleśń rozwija się jak - nie przymierzając - grzyby po deszczu... 

Właśnie z tego względu - biorąc pod uwagę ogrom prac i kosztów związanych z przywróceniem zalanego auta do sprawności, większość ubezpieczycieli traktuje tego typu przypadki jako szkody całkowite. Wilgoć penetruje przecież nie tylko zakamarki karoserii i elektronikę, ale wdziera się też np. do łożysk, zacisków hamulcowych, czujników ABS czy przekładni. Ogrom rzeczy, które powinniśmy sprawdzić i naprawić/wymienić po zalaniu, w większości przypadków, czyni proces przywrócenia auta do sprawności nieopłacalnym.

Czy można rozpoznać samochód po zalaniu? Niestety - jest to bardzo trudne. Uwagę przykuć powinny ślady demontażu wnętrza - np. odciski kluczy na śrubach mocujących fotele czy połamane zatrzaski mocujące plastikowe elementy. Wskazaniem może też być jakikolwiek intensywny zapach, który - najczęściej - ma na celu zamaskowanie stęchlizny czy wilgoci. W kategorii "kontrolki ostrzegawczej" należy ponadto traktować świeżą konserwację podwozia, która z reguły ma na celu ukrycie śladów spustoszenia poczynionych przez wodę. To samo dotyczy wszelkich "niestandardowych" wykwitów korozji - chociażby na szynach czy stelażach foteli. Niekiedy z pomocą przyjść też mogą firmy oferujące raporty dotyczące historii pojazdów generowane na podstawie numeru VIN. Czasem informacja o szkodzie i zalaniu pojawić się może w bazach danych firm ubezpieczeniowych.

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy