Volkswagen Amarok to luksusowy wół roboczy. Ciężka praca może być przyjemna
Za duży do miasta, mało komfortowy i choć dzielny w terenie, to w gruncie rzeczy mało praktyczny. Wydawałoby się, że jazda pickupem nie może być przyjemna, jednak Volkswagen Amarok zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. W tym aucie polubisz ciężką pracę, a spora w tym zasługa amerykańskich inżynierów.
Pickupy to nie moja bajka, ale wszystkiego trzeba w życiu spróbować. Los chciał, że swoją przygodę z tym segmentem samochodów rozpocząłem od spotkania z Volkswagenem Amarokiem w topowej wersji Aventura, który na 21-calowych felgach, w niebieskim malowaniu i z masą chromowanych elementów z żadnej strony nie przypomina typowego woła roboczego. Z takowym ma też niewiele wspólnego, bowiem - jak się okazało podczas kilkudniowego testu - to zaskakująco cywilizowany pickup.
W nowej odsłonie Volkswagen Amarok jest mocno spokrewniony z Fordem Rangerem, co bardziej wprawne oko szybko zauważy. Nadwozie ma taką samą bryłę i proporcje, jednak pas przedni, kształt świateł do jazdy dziennej, przetłoczenia na drzwiach czy błotnikach, a także napis wytłoczony na tylnej klapie, pozwalają odróżnić Niemca od Jankesa.
Pokrewieństwo z Rangerem widać też po otwarciu drzwi. Projekt deski rozdzielczej Amaroka jest bardzo podobny do tego, co znajdziemy w Fordzie, choć nie jest taki sam. Podobnie jak w amerykańskim modelu przed kierowcą znajdują się cyfrowe, konfigurowalne wskaźniki, a środek deski zdobi wielki, pionowo umieszczony ekran do obsługi multimediów. Różnice widać jednak pod ekranem gdzie zamiast panelu do sterowania klimatyzacją, znalazło się kilka fizycznych przycisków.
Inaczej wygląda też konsola środkowa, bowiem w przypadku Amaroka obok solidnej dźwigni do zmiany biegów, zamiast uchwytów na napoje, znalazło się pokrętło i przyciski do sterowania ustawieniami napędu. Wspólnym elementem obydwu modeli jest panel do włączania świateł, panel do regulacji pozycji lusterek bocznych czy manetki od wycieraczek i kierunkowskazów.
Można odnieść jednak wrażenie, że Niemcy zastosowali trwalsze i przyjemniejsze w dotyku materiały, chcąc nadać Amarokowi bardziej luksusowego charakteru. W topowej odmianie Aventura szczyt kokpitu i boczki drzwi zdobiła brązowa skóra z jasnymi przeszyciami, a na drzwiach znalazły się panele przypominające szczotkowane aluminium. Dla najwyższej wersji wyposażenia standardowym elementem jest także szaro-czarna tapicerka siedzeń ze skóry “Savona". Wszystko to sprawia, że we wnętrzu Amaroka czujemy się bardziej jak osobowym SUV-ie, niż w aucie stworzonym do wykonywania trudnych zadań.
To kawał auta, więc i kabina jest spora. W przednim rzędzie można wygodnie się rozsiąść, bo fotele mają wystarczająco długie siedzisko i przyjemnie trzymają po bokach. W tylnym rzędzie również nie można narzekać na ilość miejsca na nogi, łokcie czy głowę, natomiast kanapa mogłaby być nieco bardziej pochylona. Niestety, tak się stać nie mogło, bowiem za plecami pasażerów jest ściana, a za nią otwarta przestrzeń ładunkowa, którą można zasłonić opcjonalną, elektrycznie sterowaną roletą.
Brak klasycznego bagażnika bywa problematyczny. Wszystkie “graty" trzeba trzymać na tylnej kanapie. Wrzucenie na pakę zakupów spożywczych w wielu sytuacjach skończy się tragedią. Amaroka można owszem zamówić z zamykaną zabudową, jednak nie rozwiązuje to do końca naszego problemu. Na pace znajdziemy gniazda do zasilania urządzeń zewnętrznych oraz uchwyty do mocowania.
Geny na to nie wskazują, ale Volkswagen Amarok jest naprawdę komfortowy. Mimo ramowej konstrukcji bardzo dobrze radzi sobie z wybieraniem nierówności i nie przenosi do kabiny nieprzyjemnych drgań czy stuków. Ponadto jest zaskakująco nieźle wyciszony - na hałas trudno narzekać nawet podczas jazdy z autostradowymi prędkościami. Układ kierowniczy działa lekko i utwardza się wraz ze zwiększaniem prędkości. Zakręty, rzecz jasna, nie są jego mocną stroną, jednak dzięki pracy systemów wsparcia nawet bez obciążenia w ustawieniu tylnonapędowym trudno o poślizg.
Amarokiem, mimo jego sporego gabarytu, manewruje się wobec tego z łatwością, choć poszukując miejsca parkingowego trzeba mieć cały czas na uwadze, że mierzy prawie 5,4 metra długości. Dodatkową pomocą są kamery 360 stopni oraz mocno wysunięty, solidny hak holowniczy - bo jeśli mamy już w coś uderzyć podczas cofania, to przynajmniej nie uszkodzimy w pierwszej kolejności zderzaka.
Volkswagen Amarok spisuje się na drogach, ale przede wszystkim jest dzielny w terenie. Napęd na wszystkie koła (z trybami 2H, 4H, 4L i 4A) z reduktorem pozwala bezpiecznie przejechać po nieutwardzonym szlaku i wdrapać się na spore wzniesienia. W terenie na niekorzyść Amaroka działa natomiast spory rozstaw osi, ale spójrzmy prawdzie w oczy - to nie jest auto stworzone do zaawansowanego off-roadu. Ma zmieścić wygodnie kilka osób, dźwigać ciężary i ciągać za sobą przyczepy do masy 3500 kg.
W drugiej odsłonie Volkswagen Amarok występuje z dwoma “ropniakami". W bazowej “Pro" odmianie jest oferowany z dwulitrowym TDI o mocy 170 KM i 405 Nm, który współpracuje z 6-biegową skrzynią ręczną. We wszystkich pozostałych wersjach pod maską pracuje widlasty, trzylitrowy silniki V6 TDI. Ów jednostka generuje moc 240 KM i 600 Nm. Za przenoszenie momentu obrotowego na koła odpowiada 10-stopniowa przekładnia Forda. Takie zaplecze pozwala rozpędzić się od 0 do 100 km/h w niecałe 9 sekund i osiągnąć prędkość maksymalną 190 km/h.
Auto zadowala osiągami i nie zużywa przesadnych ilości paliwa. Średnie zużycie w cyklu miejskim waha się od 10 do 11 l/100 km. Poruszając się z prędkościami autostradowymi powinniśmy się z kolei liczyć ze zużyciem na poziomie 12-13 l/100 km. Przy zbiorniku liczącym 80 litrów, jesteśmy więc w stanie przejechać do 800 kilometrów.
Volkswagen Amarok nie jest alternatywą dla Toyoty Hilux czy Isuzu D-Max. To samochód dla kogoś, kto od czasu do czasu ma do wykonania trochę ciężkiej pracy, ale na dłuższą metę nie chce lub nie może zrezygnować z komfortu, jaki w codziennej eksploatacji zapewnia duży, osobowy SUV. To bardzo cywilizowany wół roboczy, który ma do zaoferowania więcej, niż skoncentrowane wyłącznie na wykonywaniu trudnych zadań pickupy. Owszem, to ogromna nisza, co widać na drogach i na budowach.
Mało który przedsiębiorca będzie rozpieszczał swoich pracowników takimi maszynami. Prędzej sam posadzi się za kierownicą Amaroka, bo: A - lubi pickupy, B - nie gustuje w SUV-ach, C - chce wyróżniać się na drodze. Żeby znaleźć klienta na takie auto, wszystkie muszą być poprawne.
Zwłaszcza, że to nie jest tania zabawa. Ceny Volkswagena Amaroka w podstawowej wersji “Pro" startują od 186 tys. zł netto - mowa tu jednak o bardzo surowej konfiguracji z plastikowymi zderzakami. Odmiana “Style" kosztuje od 239 tys. zł netto. Wariant “PanAmericana" został wyceniony na 259 tys. zł netto, a testowane, topowe wydanie “Aventura" startuje od 279 tys. zł netto.