Sierpniowy weekend z Porsche Macanem S

Parafrazując klasyka, ja z drogimi samochodami miałem tyle wspólnego co z narkotykami, czyli nic. Jednak to właśnie pojazdy ze stajni pana Ferdynanda ze Stuttgartu wywoływały we mnie największe emocje. To właśnie zabawkowych Porsche miałem najwięcej, nawet już jako przedszkolak – te resoraki mam chyba do dziś. Z obrazków z gum Turbo miałem wszystkie modele Porsche, wymieniałem się z kolegami. A pierwszej przejażdżki Porsche 911 Carrera z 1986 roku, który należał do jednego z gości weselnych mojej siostry, nie zapomnę nigdy. Było jeszcze kilka innych okazji. Jaki zatem byłem ciekawy tego pierwszego, sierpniowego weekendu...

Pierwsze wrażenia

Matowa czarna skóra i carbonowe wstawki przy stonowanym wnętrzu od pierwszej chwili zapewniają poczucie komfortu. Od razu rzuca się w oczy mała, sportowa kierownica jak z gokarta (takiego gokarta syna szejka naftowego). Wsiadam. Bardzo wygodne, mocno wyprofilowane fotele, regulowane elektrycznie w 14 płaszczyznach. Nawet nie wiedziałem, że może być tyle płaszczyzn regulacji fotela, a są przecież dostępne również z regulacją w 18 kierunkach!

Po odpaleniu trzylitrowego silnika V6 biturbo, na dźwięk motoru i widok miliona przycisków z kolorowymi ikonkami, skoczył poziom endorfin! Szkoda tylko, że w testowanym egzemplarzu zabrakło opcjonalnego, sportowego wydechu. Ten standardowy nie zdradza, że pod maską pracują 354 KM.

Sobota za miastem

Jako że oprócz testowania samochodu trzeba też żyć, jeść i wykonywać inne nudne czynności, czasu tego dnia na testy nie było za wiele. Szybka analiza potencjalnych tras w pobliżu Krakowa dała ciekawy wynik - Jura Krakowsko-Częstochowska, Szlak Orlich Gniazd i zamki, których nie odwiedzałem od lat.

Reklama


Miejscem pierwszego postoju był XIV-wieczny zamek w Korzkwi. Korzkiew kojarzy mi się z obozem harcerskim w tamtejszej stanicy i z ruinami oczywiście. To musiało być wieki temu, bo stanica jak stanica, ale zamek został odrestaurowany i mimo że pełni funkcje komercyjne — mieści się tu najmniejszy hotel świata z 4 komnatami oraz dwie stylowe sale balowe, idealne na wesele dla kogoś, kogo kręcą takie szlacheckie klimaty.

Z Korzkwi pojechałem do kolejnego zamku - w Pieskowej Skale. Poza mną, na ten pomysł wpadło chyba pół Krakowa, więc nie dało się zaparkować tak, żeby zrobić zdjęcie z zamkiem w tle. Za to powłóczywszy się po okolicznych drogach, dobrze poznałem auto i silnik. Gdy tylko wyczuje się pedał gazu, Macanem jeździ się całkiem przyjemnie. Auto dobrze trzyma się drogi i płynnie wybiera rozliczne dziury w asfalcie. Automatyczna 7-biegowa skrzynia pracuje bardzo sprawnie, nawet na małych obrotach, co ma znaczący wpływ na spalanie.

Auto w środku wydaje się większe niż jest w rzeczywistości. Jedynie bagażnik nie wybija się ponad przeciętność - 488 litrów, a po złożeniu na płasko tylnych oparć kanapy powierzchnia bagażowa rośnie do 1503 litrów.

Auto udało mi się przetestować również w jeździe nocnej na krakowskiej obwodnicy. Musiałem sprawdzić to 5,1 sekundy do setki. W czarnym wnętrzu z milionem świecących przełączników i ledowymi reflektorami czułem się prawie jak Luke Skywalker w X Wingu.

Niedziela w trasie

Już od dawna w moim kalendarzu na minioną niedzielę stały Tatry. Tym razem autobusowy fotel zamieniłem na bardziej komfortowy środek transportu. Wyjazd przed świtem, żeby na spokojnie znaleźć miejsce na parkingu na Palenicy Białczyńskiej i wyruszyć na Przełęcz pod Chłopkiem. Tego poranka Podhale spowiły mgły. Trasa do Zakopanego o tej porze jest płynnie przejezdna. Także na tej zróżnicowanej krętej drodze mogłem potwierdzić wychwalane w testach zdolności trakcyjne samochodu.

Wisienką na torcie był podjazd — droga z Zakopanego na Łysą Polanę. Dużo agrafek, ciasnych zakrętów i wspinania. Pokonywanie takich dróg to w tym aucie czysta przyjemność. Prowadzenie, napęd na obie osie i moc robią swoje. Gdy późnym popołudniem wracałem do Krakowa, w końcu wyszło słońce i udało się zrobić kilka zdjęć. Potem już klasyka zakopianki, czyli korek.

Ciekawostki

Auto jest naszpikowane elektroniką. Jak niemal każde auto tej klasy. Parkowanie, jeśli tylko znajdzie się miejsce, jest, dzięki systemowi parkowania, bardzo proste. Świetne wrażenie robi system multimedialny z dużym ekranem (jak się później dowiedziałem, jest on jedną z najważniejszych nowości w zmodernizowanym Macanie), a system car audio oparty o podzespoły audiofilskiej marki Bose zamienia wnętrze w salę koncertową (testowane na "Live at Pompeii" Pink Floyd). Do tego dochodzą takie dodatki jak tempomat z radarem (auto samo przyspiesza i hamuje) oraz utrzymywanie auta w pasie ruchu. Dzięki nim Porsche Macan S sprawia przyjemność również wtedy, gdy nie możemy wykorzystać możliwości jego silnika.

Podsumowanie

Magia Porsche działa na mnie nadal. Czy gdybym był w grupie docelowej pojazdów w cenie 300-400 tysięcy zł, mając do wyboru Mercedesa, Volvo, BMW, Audi czy Land Rovera brałbym pod uwagę Porsche Macan? Myślę, że na pewno bym go rozważał. Jako auto rodzinne na jego korzyść gra duża wygoda i komfort wnętrza, duża przestrzeń bagażowa i wysoki poziom bezpieczeństwa. "Na szczęście" na razie nie mam takich dylematów. To był bardzo udany weekend. Kolejne marzenie spełnione, kolejny model Porsche objeżdżony.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy