Samochód, który nie ma obrotomierza

Jedziemy testową Toyotą Auris Hybrid TS z Krakowa do Zakliczyna.

To około 90 km i dobra okazja, by przekonać się, jak spisuje się ten samochód na drodze szybkiego ruchu, bowiem pierwszy odcinek trasy wiedzie autostradą A 4.

Wjeżdżamy na nią w Krakowie, ostry przyspieszamy i do naszych uszu dobiega donośny odgłos pracującego na bardzo wysokich obrotach silnika spalinowego. Jak wysokich? Tego nie wiemy, bowiem w aucie nie ma obrotomierza.

W jego miejscu zainstalowano wskaźnik, pokazujący w jakim trybie funkcjonuje napęd samochodu: superoszczędnym elektrycznym, ekonomiczno-ekologicznym, czy dynamicznym.

Reklama

Na szczęście po osiągnięciu przepisowej prędkości 140 km/godz. ów dźwięk zanika i jedzie się bardzo przyjemnie. Skuteczne wyciszenie wnętrza kabiny pozwala cieszyć się muzyką z pokładowego, dobrej klasy systemu audio. Auto jest stabilne, reaguje na polecenia kierowcy jak dobrze ułożony wierzchowiec. Wydaje się też mało czułe na boczne podmuchy wiatru. Średnie zużycie paliwa nie przekracza poziomu 7 l/100 km.

Zważywszy, że pod maską mamy silnik benzynowy o pojemności 1.8 l, to naprawdę niezły wynik. A mówią, że hybrydy są ekonomiczne jedynie w mieście...

W Brzozowej koło Zakliczyna trafiamy na urokliwy, zadbany cmentarzyk żołnierzy węgierskich i rosyjskich z okresu I wojny światowej. W drodze powrotnej zaglądamy do Lusławic, gdzie pośród łąk i pól kukurydzy Krzysztof Penderecki przy wydatnym wsparciu funduszy unijnych zbudował imponujące rozmachem i śmiałością rozwiązań architektoniczną Europejskie Centrum Muzyki. To dobra okazja do naszej Toyocie zrobienia kilku fotek...

Toyota Auris Hybrid Touring Sports w naszym teście - tutaj nasz raport.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy