Chevrolet camaro czyli "pożeracz mustangów". Film
Jeżeli masz dużą rodzinę, jeżeli nie lubisz wyróżniać się z tłumu, jeżeli przerażają cię rachunki ze stacji benzynowej, jeżeli uważasz, że przyszłość motoryzacji należy do mocno przekombinowanych silników, w których pojemność została zastąpiona turbodoładowaniem, wówczas ten pojazd zdecydowanie nie jest dla ciebie.
Jeżeli jednak naprawdę kochasz samochody w starym, dobrym stylu - będziesz zachwycony.
Chevrolet camaro zadebiutował w Stanach Zjednoczonych w 1967 r. Od razu zyskał przydomek "pożeracza mustangów", co było oczywiście aluzją do największego konkurenta spod znaku Forda. Z czasem camaro stał się ikoną amerykańskiej popkultury - występował w filmach, śpiewano o nim piosenki, był bohaterem gier komputerowych, pojawiał się na koszulkach.
Najnowsze wcielenie tego sportowego modelu chevroleta pojawiło się na rynku w 2011 roku i zostało przyjęte z entuzjazmem. Auto, co sprawdziliśmy jeżdżąc nim po drogach Małopolski, zwraca uwagę innych kierowców i przechodniów. Rozłożysta, a jednocześnie bardzo niska sylwetka, szerokie opony na dwudziestocalowej średnicy kołach, polakierowane na czerwono nadwozie z charakterystycznymi, czarnymi pasami ma masce i pokrywie bagażnika. Dostępnymi za... dopłatą.
Bardzo stylowo wyglądają także szeroko otwierające się, bezramkowe drzwi.
Wnętrze camaro sprawia mieszane uczucia. Mamy tu bowiem zarówno elegancką skórę, jak i spore fragmenty dość tandetnego plastiku.
Widoczność z wnętrza samochodu ograniczają niewielkie rozmiary szyb. Nie tylko tylnej, ale również bocznych i przedniej. To dowód, że przy projektowaniu tego pojazdu stylizacja była ważniejsza od funkcjonalności.
W camaro, jak przystało na rasowy muscle car, siedzi się bardzo nisko. Przednie fotele są obszerne i wygodne. Zarówno kierowca, jak i pasażer obok niego nie mogą narzekać na brak miejsca. Za to z tyłu... Nawet nie próbujcie tam wsiadać.
Centralne miejsce na desce zajmuje wyskalowany do 300 km na godzinę prędkościomierz oraz obrotomierz, kończący się na liczbie 9. Chodzi oczywiście o 9 000 obrotów na minutę.
W nietypowym miejscu, bo za dźwignią zmiany biegów, znajdują się cztery inne, równie nietypowe wskaźniki. Pokazują one temperaturę i ciśnienie oleju w silniku, napięcie w akumulatorze oraz temperaturę oleju przekładniowego.
Pożytecznym gadżetem jest wyświetlacz HUD, wyświetlający ważne dla kierowcy informacje, na przykład aktualną prędkość, na przedniej szybie, tuż przed jego wzrokiem. Jeżeli już mowa o gadżetach, to warto zauważyć, że na liście wyposażenia chevroleta camaro nie znajdziemy ani nawigacji ani automatycznej klimatyzacji. Jest za to kamera cofania, z której obraz pojawia się na lusterku wstecznym.
To co najważniejsze w każdym samochodzie sportowym, kryje się pod maską. W camaro znajduje się tam, potężny, ośmiocylindrowy silnik o pojemności sześciu i dwóch dziesiątych litra, mocy od 405 do 432 koni mechanicznych i gigantycznym momencie obrotowym, przekazywanym wyłącznie na tylne koła. Takie zestawienie powoduje, że camaro pożera nie tylko mustangi, ale również bardzo szybko "zjada" opony oraz łapczywie "połyka" paliwo. W naszym teście spalał średnio 19 litrów wysokooktanowej na 100 kilometrów.
Osiągi sportowego chevroleta prezentują się bardzo okazale, przynajmniej na papierze. Camaro od zera do setki rozpędza się w niewiele ponad 5 sekund, a jego prędkość maksymalna wynosi 250 km/godz. W rzeczywistości nie już tak wspaniale. Odnieśliśmy wrażenie, jakby przy mocnym wciśnięciu pedału gazu coś dławiło silnik. To "coś" to prawdopodobnie działająca opieszale automatyczna skrzynia biegów. Z tego powodu lepiej chyba zdecydować się na wersję z manualem. Poza tym jest mocniejsza, a do tego trochę tańsza.
Na koniec ciekawostka: komputer pokładowy chevroleta camaro porozumiewa się z kierowcą komunikatami w języku polskim. A to dlatego, że samochód ten jest dostępny również w naszych salonach sprzedaży. Ceny zaczynają się od niespełna 200 000 zł.