Polskie drogi

Surowy wyrok za przejechanie po leżącym na jezdni

Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał w poniedziałek Krzysztofa M. i Martę Sz. na trzy lata więzienia. W 2017 roku Krzysztof M. pobił w centrum miasta 21-letniego Alberta R. Po uderzeniu chłopak upadł na jezdnię, a po chwili przejechał po nim samochód prowadzony przez Martę Sz.

Do zdarzenia doszło w październiku 2017 roku w centrum Poznania. W godzinach nocnych 21-letni Albert R. przechodził ulicą Krysiewicza. Został dwukrotnie uderzony przez Krzysztofa M., który po zadaniu ciosów uciekł.

Albert R. po uderzeniu upadł na jezdnię, a po chwili przejechał po nim samochód. Przebieg zdarzenia zarejestrował monitoring. Pokrzywdzony Albert R. w stanie ciężkim trafił do szpitala. Udzielono mu tam natychmiastowej pomocy.

Krzysztof M. po zdarzeniu ukrywał się przed organami ścigania. Prokuratura oskarżyła go o to, "że działając z zamiarem ewentualnym, przewidując możliwość pozbawienia życia Alberta R., i godząc się na to, usiłował pozbawić go życia w ten sposób, że dwukrotnie uderzył pokrzywdzonego pięścią w twarz, powodując jego upadek na jezdnię bezpośrednio pod nadjeżdżający samochód osobowy, w następstwie czego doprowadził do przejechania pokrzywdzonego przez wskazany pojazd, czym spowodował u pokrzywdzonego obrażenia stanowiące ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu, a czynu tego dopuścił się w ciągu 5 lat po odbyciu co najmniej 6 miesięcy kary pozbawienia wolności za umyślne przestępstwo podobne".

Reklama

Na ławie oskarżonych zasiadła także Marta Sz. Prokuratura przedstawiła jej zarzut "popełnienia przestępstwa z art. 162 § 1 k.k. uznając, że nie udzieliła pomocy leżącemu na jezdni Albertowi R., znajdującemu się w bezpośrednim niebezpieczeństwie utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, po uprzednim najechaniu na pokrzywdzonego jedną osią pojazdu, mogąc udzielić pomocy bez narażenia siebie i innych osób na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu".

Poszkodowany Albert R. po wypadku stale wymaga opieki innych osób, nie jest samodzielny, porusza się na wózku, ma nieodwracalne uszkodzenia mózgu.

Proces Marty Sz. i Krzysztofa M. ruszył w listopadzie ub. roku. W poniedziałek Sąd Okręgowy w Poznaniu wydał wyrok w tej sprawie i uznał Krzysztofa M. winnym "narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia Alberta R., oraz spowodowania u poszkodowanego obrażeń ciała na czas poniżej 7 dni". Sąd wymierzył oskarżonemu karę 3 lat pozbawienia wolności. Na karę 3 lat więzienia została skazana w poniedziałek także Marta Sz. Sąd orzekł także zapłatę zadośćuczynienia na rzecz poszkodowanego; 50 tys. zł od Marty Sz., i 20 tys. zł od Krzysztofa M.

Sędzia Dariusz Ratajczak uzasadniając orzeczenie sądu wskazał, że "stan faktyczny w sprawie był bezsporny". Dodał jednak, że problemem dla sądu była ocena zachowania oskarżonych z punktu widzenia prawa karnego i kwalifikacji czynu.

Sędzia tłumaczył, że w odniesieniu do Krzysztofa M. "sąd zmienił całkowicie opis czynu. Uznał, że brak stanowczych, konkretnych dowodów na to, że oskarżony chciał, bądź godził się na to, aby zabić pokrzywdzonego" - podkreślił. Dodał, że oskarżony przez cały czas, co wynika z nagrań monitoringu, skoncentrowany był na poszkodowanym; nie rozglądał się i nie patrzył, czy przypadkiem nie jedzie jakiś samochód. Podkreślił również, że "trudno uznać, by swoim zachowaniem chciał pozbawić życia poszkodowanego".

Uzasadniając wymiar kary orzeczonej wobec Marty Sz., sędzia wskazał, że "nie daje wiary oskarżonej, że nie widziała leżącego pokrzywdzonego. Nie daje też wiary jej twierdzeniom, że wjechała w +dziurę+" - podkreślił.

Sędzia zaznaczył, że z opinii biegłych powołanych w sprawie wynika, że kobieta mogła rozpoznać ciało leżące na ziemi. "Te wyjaśnienia oskarżonej są niewiarygodne. Z doświadczenia życiowego wynika też, że jeżeli ktoś przejechał przez, jak się to określa +przeszkodę na drodze+, to zwyczajnym, ludzkim odruchem byłoby zatrzymanie się, zobaczenie co się dzieje" - powiedział.

Sędzia przypomniał, że jednym ze świadków był taksówkarz, który przyjechał w miejsce tragicznego zdarzenia chwilę później. Z jego zeznań wynika, że z odległości ok. 50 metrów zauważył on, że "coś leży na drodze", zaś z jego dalszych zeznań wynika, że z odległości ok. 40 metrów rozpoznał, że drodze znajduje się człowiek.

"Oskarżonej wymierzono karę maksymalną. Jej zachowanie sąd ocenił bardzo nagannie. Była po użyciu alkoholu, jechała za szybko w centrum miasta. Musiała się spodziewać, że w tym miejscu, skoro w około były imprezy - będą ludzie. Nie udzieliła pomocy, uciekła. W związku z tym takie zachowanie, naganne, sąd musiał potraktować z całą surowością" - podkreślił sędzia Ratajczak.

Sąd poinformował także w trakcie odczytywania wyroku, że postanowił zawiadomić Prokuraturę Rejonową Poznań-Stare Miasto w Poznaniu o możliwości popełnia przez oskarżoną przestępstwa z art. 177 kk, czyli spowodowania wypadku drogowego.

"Sąd tym wątkiem się nie zajmował, dlatego, że nie było takiego zarzutu, a sąd działa w oparciu o akt oskarżenia i nie może polecić prokuratorowi, żeby taki zarzut objął - to była decyzja prokuratorska. Natomiast sąd do końca się z tym nie zgadza" - tłumaczył sędzia.

"Zarzut postawiony przez prokuratora z art. 162 par. 1 kk jest to zarzut, gdzie zagrożenie jest karą do 3 lat pozbawienia wolności. Natomiast przypisanie oskarżonej art. 177 i przy założeniu, że uciekła z miejsca zdarzenia - to zagrożenie wzrasta do 12 lat pozbawienia wolności. I jest też obligatoryjny wówczas zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych" - dodał.

Wyrok Sądu Okręgowego w Poznaniu nie jest prawomocny. Strony zapowiedziały apelację.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy