Rusza proces kierowcy autobusu, który spadł z wiaduktu w Warszawie
Oprac.: Mirosław Domagała
Kierowca miejskiego, warszawskiego autobusu, który prowadząc pod wpływem amfetaminy doprowadził do wypadku na moście Grota-Roweckiego (autobus przebił barierki i zjechał z mostu) w środę stanie przed sądem. Do wypadku, w którym zginęła jedna osoba, doszło w czerwcu 2020 roku. 29-letniemu Tomaszowi U. grozi do 12 lat więzienia.
Akt oskarżenia w tej sprawie został skierowany do Sądu Okręgowego w Warszawie pod koniec grudnia 2020 r. Początek procesu wyznaczono na 2 lutego.
Prokuratura zarzuciła 29-letniemu dziś Tomaszowi U. naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym oraz "niedostosowanie taktyki i techniki jazdy do zmieniającej się sytuacji drogowej", co uniemożliwiło mu zahamowanie, a w konsekwencji doprowadziło do katastrofy w ruchu lądowym. W chwili zdarzenia Tomasz U. był pod wpływem amfetaminy i miał porcję narkotyku schowaną w skrytce kabiny kierowcy.
Do wypadku doszło 25 czerwca 2020 r. ok. 12.30 na moście Grota-Roweckiego. Autobus kierowany przez Tomasza U. poruszał się jezdnią pomocniczą od ul. Modlińskiej w kierunku Wisłostrady. Kierowca nie wykonał manewru zmiany pasa i poruszając się na wprost po pasie jezdni prowadzącym do zjazdu z trasy przebił bariery energochłonne. Autobus przerwał się na przegubie. Przednia część pojazdu spadła z wiaduktu, tył został na moście.
Wypadek miejskiego autobusu w Warszawie
W wypadku zginęła starsza kobieta, a 18 osób zostało rannych. Mienie zniszczone w wyniku wypadku wyceniono na blisko 1,3 mln zł.
Tomasz U. nie był wcześniej karany ani nie leczył się psychiatrycznie. W areszcie przebywał od 25 czerwca do 15 września 2020 r. Później sąd zdecydował o zmianie środka zapobiegawczego na dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Zabronił mu również prowadzenia pojazdów mechanicznych. Prokuratura odwoływała się od tej decyzji, uważając ją za niesłuszną, jednak sąd decyzji nie zmienił. Kierowca będzie więc odpowiadał przed sądem z tzw. wolnej stopy.
Oskarżony przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i wyraził żal. Grozi mu do 12 lat więzienia.***