Polskie drogi

Kierowca BMW pobił instruktora i kursantkę

Ustawodawca jasno określił, jakie warunki spełniać musi samochód przystosowany do szkolenia kandydatów na kierowców. Jednym z nich jest duży, oświetlony znak z literą L.

Dzięki niemu inni uczestnicy ruchu wiedzą, że za kierownicą siedzi kursant, który - ze względu na nikłe doświadczenie - może popełniać błędy.

Niestety, w myśl przysłowia "zapomniał wół, jak cielęciem był", wielu kierowców nie darzy "elek" należytym szacunkiem. W ich stronę często sypią się salwy z "długich" i "klaksonów". To jednak nic w porównaniu z sytuacją, jaka miała miejsce kilka dni temu w Słupsku.

Do niecodziennego zdarzenia doszło przed rondem na ulicy Madalińskiego, gdy prowadzony przez kursantkę Fiat Punto zatrzymał się w korku. Przy próbie ruszenia auto kilkukrotnie zgasło. Sytuacja do tego stopnia rozjuszyła kierowcę jadącego za "elką" BMW, że wyszedł z pojazdu i - z pięściami - rzucił się na kursantkę i instruktora. Ten ostatni otrzymał około dziesięciu ciosów w głowę. Napastnika powstrzymali dopiero świadkowie zdarzenia. Kilku mężczyznom udało się powalić czterdziestolatka na ziemię.

Reklama

Poszkodowanych dodatkowo zaskoczyła reakcja wezwanej policji. Wzywający mundurowych instruktor wyraźnie zaznaczył, że chodzi o napaść, a patrol na miejscu pojawił się po około 20 minutach. Policjanci twierdzili jednak, że wezwano ich do stłuczki i - zdaniem instruktora - próbowali nawet ukarać kursantkę za to, że samochód stoczył się w czasie ruszania. Ostatecznie, gdy okazało się, że żadnej stłuczki nie było, odjechali nie zatrzymując napastnika. Policjanci tłumaczyli, że kierowca BMW zrozumiał swój błąd i przeprosił instruktora za swoje zachowanie.

Kursantkę i instruktora poinformowano jedynie, że mogą wnieść prywatne oskarżenie przeciwko napastnikowi... Napadnięty instruktor zapowiedział, że nie pozostawi sprawy bez reakcji. Oboje - razem z kursantką - dysponują już obdukcją lekarską potwierdzającą zajście.

Ironicznie można powiedzieć, że cała sytuacja i tak zakończyła się polubownie. Amerykańskie media doniosły, że kierowca Mustanga tak zdenerwował się powolną jazdą Corvetty, że... postrzelił prowadzącą ją kobietę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polskie drogi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy