Polski kierowca

Prosty sposób na pijaków za kierownicą

Po każdym weekendzie możemy przeczytać, że policjanci zatrzymali na polskich drogach od kilkuset do kilku tysięcy nietrzeźwych kierowców.

W ubiegłym roku ta liczba sięgnęła 200.000!!! Oczywiście to tylko ci, którzy natrafili na kontrolę drogową. Można się domyślać, że co najmniej drugie tyle pijanych zmotoryzowanych miało "szczęście" i uniknęło spotkania z drogówką. Nie ulega zatem wątpliwości, że jest to w na-szym kraju prawdziwa społeczna plaga.

To taka polska tradycja

W polskim społeczeństwie funkcjonuje dziwne przyzwolenie albo przynajmniej wyrozumiałość dla spożywania alkoholu przez zmotoryzowanych. Na imprezie, na przyjęciu znajomi lub koledzy namawiają kierowcę: "nie napijesz się z nami?, jeden czy dwa kieliszki nie zaszkodzą ci!", "nie wypijesz za moje zdrowie?".

Reklama

Ciekawe swoją drogą, czy tak samo namawialiby chirurga, który ma operować bliską im osobę albo pilota samolotu, którym mają polecieć?...

W wielu innych krajach namawianie kierowcy do picia wywołałoby w normalnym towarzystwie oburzenie i stanowczy protest. W Polsce nie. We Francji natomiast znane jest powiedzenie saoul comme un Polonais czyli pijany jak Polak. Nie jest to jednak chyba dla nas powód do dumy. Z drugiej strony podziwiać można głupotę i lekkomyślność tych osób, które nie tylko aprobują picie przez kierowcę, ale potem jadą z nim jako pasażerowie. Do takich samochodów wsiadają nie tylko równie "wstawieni" jak kierowca koledzy z imprezy, ale także żony, matki z dziećmi! No bo cóż to takiego, że mąż czy tatuś trochę sobie wypił? Przecież jak był u szwagra na imieninach albo na działce na grillu, to musiał wypić!

Ja nie dojadę?

Można zrozumieć, że ktoś uległ pokusie i na towarzy-skiej imprezie wypił trochę alkoholu. Tylko dlaczego decyduje się wracać swoim samochodem? Są przecież autobusy, taksówki. Czy nie lepiej zapłacić i zostać bezpiecznie dowiezionym do domu, niż ryzykować życiem swoim i innych?

Co jest lepsze? Wydać na powrót do domu nawet 50 czy 100 zł. czy narobić sobie poważnych kłopotów? Niestety, wciąż są tacy, którzy podejmują ryzyko. To przede wszystkim kwestia naszej mentalności.

Bardzo często zdarza się też, że po solidnym piciu delikwent prześpi się parę godzin, a rano siada za kierownicą. Sen nie powoduje jednak szybszego spalania alkoholu. Jeśli wieczorem wypiliśmy pół litra wódki, to rano alkohol będzie jeszcze obecny w naszej krwi. Tak właśnie wpada wielu zawodowych kierowców, którzy wieczorem balowali, a rano musieli iść do pracy.

Co warte jest prawo?

Za kierowanie w stanie po spożyciu alkoholu (0,2-0,5 promila) grozi grzywna do 5 tys. zł. i zakaz prowadzenia pojazdów od 6 miesięcy do 3 lat. Jest to wykroczenie. Jeżeli zawartość alkoholu wynosi powyżej 0,5 promila, to jest to już przestępstwo, za które grozi kara do 2 lat pozbawienia wolności oraz zakaz prowadzenia pojazdów od 1 roku do 10 lat.

Wydawać by się zatem mogło, że te surowe kary powinny odstraszać amatorów jazdy po kieliszku. Nic podobnego! Po zatrzymaniu prawa jazdy znaczna część delikwentów jeździ dalej, jak gdyby nigdy nic. A co grozi za jazdę bez prawa jazdy? Grzywna do 500 zł. Teoretycznie, jeśli kierowca po odebraniu uprawnień nie zastosuje się do zakazu prowadzenia pojazdów, grozi mu też kara do 3 lat pozbawienia wolności. W praktyce jednak takie sprawy zazwyczaj kończą się również grzywną.

Są więc i tacy, którzy z góry zakładają, że nie pójdą na powtórny egzamin, bo bardziej im się opłaca jeździć bez uprawnień...

Czy to jest naprawdę niebezpieczne?

Istnieje duża grupa domorosłych "specjalistów", którzy twierdzą, że po paru kieliszkach można jechać zupełnie bezpiecznie. Badania naukowe i eksperymenty przeprowadzone na ochotnikach mówią coś innego. Istotnie, można założyć, że niewielka dawka alkoholu nie ma aż tak istotnego wpływu na sprawność człowieka. W większości krajów europejskich dozwolona zawartość alkoholu we krwi kierowcy wynosi 0,5 promila. Nikt zdrowo myślący nie powie mi jednak, że człowiek, który bełkoce, zatacza się, będzie prowadził samochód równie dobrze, sprawnie i bezpiecznie jak trzeźwy kierowca. To tylko złudzenia! W sytuacji awaryjnej może zabraknąć choćby tego jednego metra do uniknięcia tragedii.

Statystyki mówią same za siebie. Każdego roku pijani kierowcy powodują około 3 tysięcy wypadków, w których ginie 300 osób, a dziesięciokrotnie więcej zostaje rannych.

Zabierać samochody!

Zdaję sobie sprawę, że opisany przeze mnie sposób będzie uznany za kontrowersyjny i z pewnością wywoła lawinę oburzenia. Jeśli jednak nie pomaga zaostrzanie kar, to może warto uderzyć w najdotkliwsze miejsce?

Jestem przekonany, że gdyby karą za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym była konfiskata pojazdu (jako narzędzia przestępstwa), to wówczas na amatorów jazdy po kielichu padłby blady strach. Miałeś auto i już go nie masz!

Oczywiście ktoś zaraz zapyta: a co jeśli samochód nie należy do kierującego, jeśli jest to pojazd firmowy, służbowy albo pożyczony od kolegi, kogoś z rodziny? Nie widzę tu żadnego problemu. Konfiskować należałoby każdy pojazd. A potem niech już właściciel dochodzi od pijanego kierowcy zwrotu należności na drodze powództwa cywilnego.

Sprawa jest prosta. Pożyczyłeś samochód albo jechałeś służbowym i byłeś nietrzeźwy? Skonfiskowano go? No to teraz będziesz musiał go spłacić, choćbyś miał to czynić do końca swojego żywota. A dla właścicieli pojazdów byłaby to nauczka, aby nie udostępniać samochodu komuś, do kogo nie mamy pełnego zaufania.

Wiem, że to środki drastyczne, bardzo radykalne. Uważam jednak, że bez ich zastosowania będzie nadal tak, jak obecnie. Pijak za kierownicą zawsze będzie liczył na to, że może uda mu się dojechać, a jeśli nawet nie, to jakoś wyłga się od odpowiedzialności.

Jeśli więc mamy tworzyć prawo fikcyjne, możliwe do obejścia, niekonsekwentne, to czy nie lepiej zastosować radykalne cięcia? Byłby też z tego niewątpliwy pożytek finansowy. Łatwo sobie wyobrazić, ile pieniędzy można by uzyskać z 200 tysięcy skonfiskowanych samochodów. Te środki można by przeznaczyć na pomoc tym, którym zabrakło na leki, którzy nie mogą pokryć kosztów zagranicznych operacji ratujących życie itd.

Tak naprawdę jestem jednak realistą i wiem, że prawdopodobnie nikt tego nigdy nie wprowadzi, bo twórcy takiej decyzji naraziliby się znacznej części naszego społeczeństwa. A po co? Czy warto narażać się wyborcom?

Polski kierowca

Oceń swój samochód. Wystarczy wybrać markę... Kliknij TUTAJ.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy