Narzekacie, a sami powodujecie korki. Za jakiego kierowcę ty się uważasz?
Wśród polskich kierowców bardzo modne jest narzekanie na kiepskie drogi.
To one są wszystkiemu winne. Temu, że jeździmy za szybko, że powodujemy dużo wypadków, że lubimy sobie czasem wypić i wsiąść za kółko. Także temu, że w dużych miastach tworzą się gigantyczne korki.
Oczywiście to prawda, że polskie drogi pozostawiają wiele do życzenia i wątpię, czy nawet nasze wnuki doczekają się wspaniałej sieci autostrad, estakad, tuneli, bezkolizyjnych skrzyżowań. Zresztą w tym czasie rozsypie się już z pewnością to, co dziś zbudowano.
Warto jednak spojrzeć też na siebie i u siebie poszukać winy za korki.
Barany, skądinąd sympatyczne zwierzęta, mają to do siebie, że jeśli jeden idzie, to pozostałe idą za nim. Nie zastanawiają się, po co. Po prostu idą. Nieważne, że czasem wpadają do przepaści. Ten przede mną idzie, to ja też idę. Tak właśnie myśli baran. O, ten przede mną wpadł do dziury! To nic, ja idę dalej za nim. Skoro on poszedł, to chyba tak trzeba.
Pod tym względem barany nie grzeszą więc zbytnią inteligencją i dominują u nich prymitywne instynkty stadne. Są to jednak zwierzęta, natomiast od ludzi można i należałoby oczekiwać nieco większej inteligencji, a przede wszystkim myślenia. Popatrzmy jednak, co dzieje się na skrzyżowaniach. Zielone światło, ale przed nami samochody stoją. Albo podjeżdżają po dwa metry do przodu i znowu zatrzymują się. Łatwo wyciągnąć wniosek, że skrzyżowanie jest zablokowane. Sygnał zielony świeci się już kilkadziesiąt sekund, a więc nietrudno odgadnąć, że za chwilę zmieni się na żółty, a chwilę później czerwony.
Co robi wówczas kierowca o mentalności podobnej do opisanych wyżej zwierzątek? Oczywiście też podjeżdża do przodu, trzyma się tuż za zderzakiem poprzedzającego pojazdu. Skoro on jedzie, to ja też jadę. No i za chwilę cykl świateł zmienia się, a nasz bohater pozostaje ze swoim autem na środku skrzyżowania. Kierowcy na drodze poprzecznej, dla których teraz ruch jest otwarty, nie mogą przejechać. Rozpoczyna się trąbienie, wymyślanie, omijanie...
Wystarczą dwie - trzy takie blokady, a wokół całego skrzyżowania zaczyna tworzyć się korek. Niestety, za to wykroczenie, czy wjazd na skrzyżowanie, kiedy nie ma na nim lub za nim warunków do kontynuowania jazdy, kierowcy są karani bardzo rzadko.
Podobnie rzecz ma się z pojazdami skręcającymi na skrzyżowaniu w lewo. Ustawia się kolejka skręcających, którzy muszą poczekać i przepuścić te pojazdy, które podążają z przeciwka. Na zatłoczonych skrzyżowaniach wykonanie skrętu w lewo nie jest łatwe i wymaga cierpliwości. Wreszcie nadarza się okazja, rusza pierwszy pojazd, drugi... W tym czasie sygnał zmienia się na czerwony, ale następni kierowcy jeszcze wpychają się na skrzyżowanie. Trzeci, czwarty, piąty... Byle tylko wepchnąć się i nie czekać na następne zielone światło.
Oczywiście rozumiem, że każdy bardzo się spieszy, tyle tylko, że wpychające się już po pojawieniu sygnału czerwonego samochody znacznie utrudniają jazdę tym, dla których w tym czasie zapaliło się światło zielone, czyli na drodze poprzecznej. Zamiast żwawo ruszyć, muszą oni przepuszczać skręcające pojazdy.
Przez to maleje rzecz jasna przepustowość skrzyżowania. Ci, którzy wepchnęli się, wprawdzie zdążyli skręcić, ale za to mniej pojazdów przejedzie przez skrzyżowanie na drodze poprzecznej. I tam już zaczyna tworzyć się korek. Zasada rozpychania się "łokciami", byle tylko się wepchnąć, byle dalej i do przodu, szybko mści się zresztą na takich kierowcach, bo wkrótce, na następnym skrzyżowaniu spotykają podobnych do siebie. Tyle tylko, że aby to rozumieć, trzeba umieć myśleć i mieć odrobinę wyobraźni.
Nasi kierowcy często mają to do siebie, że tam, gdzie należy jechać ostrożnie, pędzą na złamanie karku. Zaś tam, gdzie należy wykazać się dynamiką i refleksem, poruszają się, jak muchy w smole.
Stoimy przed skrzyżowaniem, na sygnalizatorze światło czerwone. Co robią wówczas kierowcy? Wszystko, co tylko można sobie wyobrazić. Jedni gapią się na coś, co dzieje się na ulicy, panie się malują i przeglądają w lusterkach, panowie zabawiają pasażerkę, inni czegoś szukają w schowku, jeszcze inni wysyłają sms-y, rozmawiają przez komórki itd.
Zapala się sygnał czerwony z żółtym, a po dwóch sekundach zielony. Pierwszy pojazd rusza. A drugi? Kierowca drugiego auta dopiero teraz zauważył zmianę sygnałów, więc włącza pierwszy bieg i rusza. Stracił trzy sekundy. Kierujący trzecim w kolejce samochodem jeszcze wysyła sms. Reaguje dopiero na klakson z tyłu. Upłynęło kolejne 5 sekund... Czwarty zagadał się z pasażerką.
Wydawać by się mogło, że te parę sekund to nic wielkiego. Zwróćmy jednak uwagę, ile trwa cykl świateł. Zazwyczaj około 30 sekund, chociaż są i takie skrzyżowania, na których sygnał zielony jest wyświetlany zaledwie przez 10 sekund. Łatwo więc zauważyć, że nawet takie kilkusekundowe opóźnienia powodują, że w danym cyklu świateł mniej samochodów przejedzie przez skrzyżowanie.
Ideałem byłoby, gdyby wszyscy ruszali jednocześnie. Niestety u nas szybko można by się zatrzymać na bagażniku poprzedzającego samochodu.
Stojąc w kolejce przed sygnalizatorem warto jednak patrzeć właśnie na sygnalizator i sytuację na skrzyżowaniu. Jeśli widzimy, że na drodze poprzecznej ruch został wstrzymany (zazwyczaj wystarczy obserwować sygnalizację na przejściu dla pieszych, przed którym stoimy), to wiadomo, że za chwilę dla nas zapali się sygnał zielony. Myślący kierowca już wówczas włącza I bieg i jest gotowy do ruszenia.
Aby odpowiedzieć sobie na pytanie, ilu jest tych myślących kierowców, wystarczy przez godzinę pojeździć po dużym mieście i odpowiedź przyjdzie sama. Oczywiście nikt z nas nie przyzna się, że należy do kierowców bezmyślnych, a gdyby ktoś mu tak powiedział, naraziłby się na gniew i szlachetne oburzenie.
Nasze zachowania, nasze postępowanie na skrzyżowaniach mówi jednak samo za siebie. Najgorsze jest zaś to, że jeśli na jednym skrzyżowaniu, wśród bardzo wielu myślących i rozsądnych kierowców znajdzie się dwóch takich, którzy mentalnością bardziej przypominają zwierzątka na literę B, to cierpią przez to wszyscy.
Korki są zjawiskiem lawinowym. Krótkie przyblokowanie skrzyżowania od razu wydłuża kolejkę oczekujących. Powoduje to dodatkowy stres, zniecierpliwienie, a wtedy ujawnia się coraz więcej tych rozpychających się egoistów, którzy muszą za wszelką cenę do przodu. No i za pół godziny mamy gigantyczny korek.
Polski kierowca