Rajdowy mistrz Europy bez budżetu! Koniec startów?

Trzykrotny rajdowy mistrz Europy Kajetan Kajetanowicz nie wie jeszcze, kiedy i gdzie po raz pierwszy wystartuje w nowym sezonie. Najlepszy kierowca Starego Kontynentu, który tytuł wywalczył trzy razy z rzędu, nadal nie ma ustalonego startowego budżetu.

PAP: Nowy sezon za pasem... Za niespełna dwa tygodnie startuje pierwsza runda mistrzostw świata - Rajd Monte Carlo, w marcu ruszają mistrzostwa Europy, a pan nie potrafi sprecyzować swoich planów. Co jest tego powodem?

Kajetan Kajetanowicz: Brak zagwarantowanych od sponsorów odpowiednich środków finansowych. Bez budżetu trudno jest cokolwiek planować.

PAP: Czy to jedyny problem teamu Kajetanowicza?

K.K.: Jedyny! Sam jestem gotowy i przygotowany, aby podjąć kolejne wyzwania po trzecim z rzędu tytule mistrza Europy. Marzę o tym, aby z całym zespołem postawić kolejny ważny krok w stronę mistrzostw świata - WRC2. Dostarczać Polakom ciągle sportowych emocji.

Reklama

PAP: Takie plany były już w ubiegłym sezonie po mistrzostwach Europy.

K.K.: Sądziłem, że jest to naturalna droga rozwoju sportowca, który powinien stawiać przed sobą coraz poważniejsze wyzwania. Dla kierowcy rajdowego - po mistrzostwach Europy - są mistrzostwa globu. To jest oczywiście także o wiele poważniejsze wyzwanie finansowe, ale tak jak zawsze, trzeba mieć świadomość, na jakim gruncie się stoi. Czy na stabilnym, czy też nie... Bez tej wiedzy trzeba tylko czekać, ale czas ma to do siebie, że ucieka.

PAP: Czy zatem podjął już pan rozmowy z partnerami z poprzednich lat?

K.K.: Oczywiście, ale na razie nie mam żadnych odpowiedzi. Dlatego gotowy jestem podjąć rozmowy z innymi zainteresowanymi współpracą z najlepszym w końcu zespołem rajdowym w Europie. Jesteśmy pewnym i profesjonalnym partnerem z pełnym zapleczem: marketingowym, komunikacyjnym, produkcyjnym, logistycznym i organizacyjnym.

PAP: W ubiegłych latach wszystkie laury zdobywał pan w barwach Lotosu.

K.K.: Z Lotosem także rozmawiamy...

PAP: Czy chce pan startować tylko w mistrzostwach świata?

K.K.: Taki był plan, po mistrzostwach Europy sprawdzić się w wyższej lidze. Nie odrzucam jednak żadnej innej propozycji, gdy np. pojawi się szansa na ponowne starty w Europie, przyjmę ją.

PAP: Na razie pańskie plany startowe w mistrzostwach świata nie są możliwe do zrealizowania. Czy na pewno już nie ma szansy na start w styczniowym Monte Carlo, w lutym w Rajdzie Szwecji i w trzeciej rundzie w Meksyku?

K.K.: Monte i Szwecja odpadają definitywnie, Meksyk na 99 procent także. Aby tam wystartować, trzeba byłoby najpóźniej do 21 stycznia wysłać drogą morską samochód przez Atlantyk. To jest już praktycznie nierealne.

PAP: Trzy pierwsze rundy MŚ bez pańskiego udziału. Czy jest zatem sens walczyć o ten cykl?

K.K.: Oczywiście! W rywalizacji WRC2 załoga deklaruje start w siedmiu rundach, a do klasyfikacji końcowej liczą się wyniki z sześciu najlepszych. Zatem jeszcze nic straconego, ale czas rzeczywiście nagli. To jest ostatni dzwonek. Wiem, że każdy dzień zwłoki gra na naszą niekorzyść.

PAP: Dlaczego trzykrotny mistrz Europy budżetu na kolejny sezon nie zapewnił sobie od razu po tym sukcesie?

K.K.: Dopiero w grudniu zakończyliśmy starty i oficjalnie sezon 2017 - Barbórką. Wygraliśmy Rajd Barbórka już po raz piąty z rzędu, a przejazd Karową po raz szósty. Wierzę, że firma Lotos jest zadowolona z naszej długiej, bo już ośmioletniej współpracy, że docenia to, co wnosimy: zaangażowanie, osiągane wyniki, profesjonalizm, wkład w zakresie wizerunku, propagowanie marki, którą dzięki nam znają już dobrze także w Europie.

PAP: Jest pan chyba osobą bardzo ambitną. Przejście do występów w mistrzostwach Świata to dość wysokie progi...

K.K.: Oczywiście, właśnie moją ambicją jest start w mistrzostwach Świata. W Europie już trzy razy z rzędu zdobyłem w rajdach wszystko, teraz mierzę wyżej nie tylko dla siebie. Czy jest w tym coś złego? Kocham jeździć samochodem i dostarczać sportowych emocji, z mojego punktu widzenia nie ma wielkiego znaczenia, gdzie. Wszystkie rajdy są ekscytujące. Ja czerpię przyjemność z jazdy w każdych warunkach i satysfakcję w osiąganiu wyników, ale wiem, że moi fani, niektórzy partnerzy, cały team czy media oczekują, że w tym roku pójdziemy dalej... Czyli na mistrzostwa świata.

PAP: Jest pan na to przygotowany?

K.K.: Ależ tak! Choć obecnie komercyjnie nie jeżdżę samochodem, to non-stop pracuję nad sobą. Potrafię się szybko mobilizować, wiem, że rywalizacja w WRC2 wymaga maksymalnego zaangażowania. Jesteśmy na to z całym teamem przygotowani i gotowi na kolejne kilometry.

PAP: W poprzednim sezonie formalności związane z podpisaniem kontraktu także trwały długo...

K.K.: Trochę się do takich sytuacji już przyzwyczaiłem, ale teraz dłużej już czekać nie można.

PAP: Jakie szanse w walce o tytuł w WRC2 ma mistrz Europy?

K.K.: Samochody są praktycznie takie same, trasy podobne, choć trochę dłuższe. Różnice są dwie, ale spore. W Europie jeździ dużo szybkich kierowców, a w mistrzostwach Świata... jest ich bardzo dużo. W WRC2, jak sądzę, największym wyzwaniem będzie pojedynek z fabrycznym teamem Skody, a od połowy roku Volkswagena. Do tego dochodzą finanse. Utrzymanie teamu w WRC2 jest droższe niż w mistrzostwach Europy. Australia jest najdroższa w kalendarzu. W WRC2 trzeba wybrać siedem rund, sześć jest liczonych do klasyfikacji końcowej sezonu.

PAP: Żal panu startu w Monte Carlo?

K.K.: I to jak... Ale nie zrezygnowałem do końca, pojadę tam jako kibic, mam już wykupione bilety lotnicze.

PAP: Czy bierze pan pod uwagę najczarniejszy scenariusz, że budżetu jednak nie uda się w ogóle skompletować?

K.K.: To mnie zapewne jeszcze bardziej zmobilizuje do startów na najwyższym poziomie w przyszłym roku. Jestem jeszcze dobrej myśli...  Muszę jednak przyznać, że byłoby to bardzo niesprawiedliwe, gdyby się nie udało. Cały zespół na to zasłużył, by zrobić kolejny krok. To jest nam wszystkim potrzebne. Także kibicom.

PAP: Czy czuje się pan rozgoryczony sytuacją, że najlepszy polski kierowca musi tak zabiegać o to, aby ktoś mu pomógł nadal zdobywać laury dla kraju?

K.K.: Wiem tylko, że kończy się czas oczekiwania, że trzeba skuteczniej działać. Ja nie jestem człowiekiem roszczeniowym, który wymaga. Wiem natomiast, że na to zapracowałem wynikami. Negatywna decyzja będzie mnie jeszcze bardziej mobilizować. Swoją pracę wykonałem najlepiej, jak było to możliwe, teraz jednak moja przyszłość sportowa jest poza mną. Nie ja decyduję o swoim dalszym losie.

PAP: Został pan doceniony w Plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na Najlepszego Sportowca 2017 roku, zajmując 11 miejsce.

K.K.: To wielka satysfakcja! Cieszy mnie 11. pozycja, ale jeszcze bardziej, że w głosowaniu internetowym zajęliśmy 5. miejsce. To chyba świadczy o rosnącym zainteresowaniu sportem samochodowym ludzi, którzy tradycyjnych kuponów coraz częściej nie wysyłają. Dziękuję kibicom za zaangażowanie! Marzę o dostarczaniu kolejnych sportowych emocji w biało-czerwonych barwach.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy