Rajd Barbórka uwidocznił polską patologię
W miniony weekend w okolicach Warszawy odbył się Rajd Barbórka. To kultowa w rajdowym środowisku impreza, tradycyjnie zamykająca sezon. Jej kulminacją jest wieczorny odcinek na ul. Karowej w Warszawie, niezwykle chętnie oglądany przez kibiców.
Na tegorocznej edycji położyły się cieniem poranne wydarzenia, do których doszło na dojazdówkach do odcinków specjalnych. Otóż policja zatrzymywała dowody rejestracyjne rajdówek, które w normalnym ruchu, zgodnie z przepisami, przemieszczały się na trasy odcinków specjalnych. Dlaczego do tego doszło?
Rajd Barbórka, podobnie jak każdy rajd, składa się z odcinków specjalnych, czyli zamkniętych dla ruchu tras, które należy przejechać jak najszybciej i na których mierzony jest czas. Każda załoga musi stawić się na start do każdego odcinka o ściśle określonej porze, spóźnienie (lub za wczesny wjazd) oznacza karę czasową.
Między odcinkami specjalnymi samochody rajdowe poruszają się w normalnym ruchu drogowym, jednak czasy dojazdu są tak wyznaczone, że - o ile nie wydarzy się coś nieprzewidzianego (korki, zmiana koła itp.) - nie ma problemu z dojechaniem bez łamania jakichkolwiek przepisów ruchu drogowego, z ograniczeniami prędkości na czele.
Ponieważ samochody rajdowe uczestniczą w ruchu drogowym, regulamin każdego rajdu stanowi, że muszą mieć ważne badanie techniczne, by mogły poruszać się po drogach publicznych. Jest to analogiczne badanie, jakie co roku przechodzą wszystkie samochody i nie ma ci wspólnego z tzw. BK, czyli badaniem kontrolnym przed rajdem.
BK skupia się na rajdowym wyposażeniu samochodu - klatce bezpieczeństwa, kaskach, homologacjach, prawidłowym oklejeniu naklejkami sponsorów rajdu itp. Wówczas sprawdzane jest również, czy samochód przeszedł przegląd.
Dlaczego więc policjanci zatrzymywali dowody rejestracyjne? Jak wyjaśnia Grzegorz Olchawski, kierowca jednego z pechowych samochodów, startującego w klasie samochodów historycznych Audi Quattro, policjanci postąpili... zgodnie z przepisami. Jak to możliwe?
Otóż w Polsce istnieje luka prawna. Nie ulega wątpliwości, że żaden samochód rajdowy, z autami klasy WRC włącznie, nie ma prawa przejść standardowego badania technicznego. Nie ma, bo auto jest przecież poddane daleko idącym przeróbkom. Ma klatkę bezpieczeństwa, głośny, sportowy wydech, czy zmodyfikowany układ hamulcowy.
W przypadku profesjonalnych samochodów rajdowych właściwie trudno nawet mówić o przeróbkach. Są to budowane od podstaw samochody, często przez samych producentów, lub zakłady blisko z producentami współpracujące, które mają wszelkie homologacje FIA, ale nie mogą mieć polskiego przeglądu.
Kierowcy jakoś sobie radzą i różnymi... sposobami takie przeglądy, które są przecież konieczne do startu, zdobywają. Policjanci jednak są w stanie zweryfikować, że auto w stanie, w jakim bierze udział w rajdzie, przeglądu przejść nie mogło (ale nie mogą wiedzieć w jakim teoretycznie stanie przeszło przegląd, bo przecież "przeróbek" można było dokonać później) i w takiej sytuacji zobowiązani są do zatrzymania dowodu rejestracyjnego, co wiąże się z brakiem prawa do poruszania po drogach publicznych. I jeśli kierowca nie zdąży z lawetą - oznacza wycofanie z rajdu.
Co ciekawe, na rajdzie Barbórka, policjanci zatrzymywali samochody startujące w klasie aut historycznych, a więc nie rywalizujące w czołówce klasyfikacji generalnej. Swobodnie mogli jednak zatrzymać dowód każdemu pojazdowi, startującemu w rajdzie!
Taka sytuacja to tolerowana od lat patologia. Tymczasem rozwiązanie jest proste i stosowane od dawna np. w Czechach czy na Słowacji.
W Czechach wprowadzono specjalne "zielone" tablice rejestracyjne, zwane też "eRkami". Uprawniają one do poruszania się po drogach publicznych, ale wyłącznie podczas trwania imprez sportowych. Innymi słowy - na rajd i po rajdzie, auto musi jechać na lawecie (co przecież i tak zawsze się dzieje), ale już na dojazdówkach do odcinków specjalnych, może się poruszać na własnych kołach w sposób całkowicie legalny.
By uzyskać "zielone" tablice trzeba złożyć stosowny wniosek, będący w istocie ubieganiem się o "pozwolenie na produkcję" pojazdu. W dokumencie określamy m.in. cel budowy i przeznaczenie pojazdu. Do wniosku załączyć trzeba również opis techniczny obejmujący np. dane niezbędne do wydania dowodu rejestracyjnego (masy, moc itd.). Trzeba też przedstawić świadectwa homologacji użytych do budowy części. W przypadku "rajdówek" chodzi np. o klatki bezpieczeństwa, fotele czy pasy.
W Czechach samochody z zielonymi tablicami przechodzą badania techniczne w jednej z dwóch wyznaczonych stacji kontroli, które bardziej sprawdzają wyposażenie rajdowe niż to, potrzebne do poruszania się po drogach. Oczywiście na takie badanie, jak i po nim, rajdowy samochód trzeba przywieźć lawetą. Inne są również koszty w przypadku badania technicznego zwykłego samochodu drogowego.
Dlaczego takiego lub podobnego systemu nie udało się przez 30 lat zbudować w Polsce? Bo zwyciężyło, tradycyjne, polskie myślenie, że "jakoś to będzie"... I, jak widać, jest.
***