Przekroczył prędkość o 2,6 km/h. Kosztowało go to 13 tys. zł!

Coraz częściej odnieś można wrażenie, że kierowcy stają się w wielu środowiskach wrogiem publicznym numer 1. Efektem jest poczucie niesprawiedliwości społecznej, które dotyka coraz większą liczbę zmotoryzowanych.

Sądy coraz częściej dopatrują się winy kierowców, jeśli nie oni doprowadzili do wypadku, ale nieznacznie przekroczyli prędkość
Sądy coraz częściej dopatrują się winy kierowców, jeśli nie oni doprowadzili do wypadku, ale nieznacznie przekroczyli prędkośćINTERIA.PL

Sytuacji nie poprawiają sprawy takie jak ta, która toczyła się niedawno przed sądem w Legionowie. Chodzi o wypadek śmiertelny, który wydarzył się 29 listopada 2016 roku. Około godziny 7:40 doszło wówczas do potrącenia 86-letniego mężczyzny. Starszy pan wszedł na jezdnię zza zaparkowanych samochodów (w miejscu niedozwolonym) i został potrącony przez samochód osobowy. Mimo natychmiastowej pomocy zmarł w szpitalu z powodu rozległych obrażeń.

Wina pieszego wydawać się może bezsporna, ale wypracowanie ostatecznego wyroku zajęło sądowi aż cztery lata. Kluczowa była tu opinia jednego z biegłych, który stwierdził, że w miejscu, gdzie obowiązywało ograniczenie do 40 km/h samochód poruszał się z prędkością - uwaga - 42,6 km/h! W tym miejscu warto dodać, ze sam wypadek wydarzył się nieopodal kościoła, na prostym odcinku drogi.

Biegli uznali, że w momencie wtargnięcia pieszego na jezdnię samochód znajdował się w odległości około 21 m od mężczyzny. Prędkość 42,6 km/h oznacza, że w sekundę pojazd pokonuje odległość 11,8 m. Kierowca miał więc około 1,5 s na reakcję, przy czym przyjmuje się, że sekunda to czas na reakcję kierowcy i samochodu (dostrzeżenie zagrożenia, podjęcie działania, jak rozpoczęcie hamowania, naciśnięcie hamulca, reakcja układu hamulcowego).

Posiłkując się taką opinią sąd orzekł, że: "gdyby oskarżony prowadził samochód z dozwoloną prędkością (11,1 m/s - przyp. red.) i bacznie obserwował jezdnię i jej najbliższe otoczenie, mógł zatrzymać samochód przed pieszym".

W efekcie kierowca stanął przed widmem kary pozbawienia wolności od 6 miesięcy do nawet 8 lat! Sąd skorzystał jednak z możliwości nadzwyczajnego złagodzenia kary mając na uwagę, że głównym sprawcą wypadku był sam pieszy.

Nie oznacza to jednak, że kierowca został oczyszczony z zarzutów. Zasądzono karę grzywny w wysokości 100 stawek dziennych (czyli 3 tys. zł) oraz... zobligowano go do zwrotu kosztów sądowych. Te ostatnie zamknęły się kwotą 4682 zł i 23 groszy. Kierowca musi też pokryć koszty ustanowienia pełnomocnika określone na 5608 zł i 80 groszy. W sumie mężczyzna musi więc zapłacić 13 291 zł i trzy grosze. Za to, że wg biegłego, przekroczył prędkość o 2,6 km/h.

Nie trzeba chyba dodawać, że jeśli kierowca nie miał wykupionego ubezpieczenia AC, do tej kwoty trzeba jeszcze dodać koszty związane z naprawą pojazdu.

Niestety, nie wiadomo, na jakiej podstawie biegły dokonał oszacowania z tak dużą dokładnością. Biegli nie zwykli bowiem dzielić się swoimi wiedzą z obwinionymi kierowcami. Wiedzą o tym np. ci, którzy próbowali udowodnić w sądzie swoją niewinność po nagraniu przez wideorejestrator z odległości kilkuset metrów (jak wiadomo, wideorejestrator mierzy prędkość radiowozu, a warunkiem rzetelnego pomiaru jest utrzymywanie stałej odległości z pojazdem nagrywanym).

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas