Potrącił ojca z synem i uciekł. Sąd właśnie wydał wyrok

6 lat pozbawienia wolności, a także dożywotni zakaz prowadzenia auta dla 44-latka oskarżonego o potrącenie po spożyciu alkoholu dwóch osób na przejściu dla pieszych i ucieczkę z tego miejsca - orzekł w piątek Sąd Rejonowy w Białymstoku. Wyrok nie jest prawomocny.

Na ławie oskarżonych zasiada też konkubina mężczyzny, która była wtedy w samochodzie; zarzucono jej nieudzielenie pomocy poszkodowanym. Sąd Rejonowy w Białymstoku w przypadku kobiety w piątek umorzył warunkowo postępowanie.

Wypadek miał miejsce wieczorem 19 października ub. roku na skrzyżowaniu ulic Zielonogórskiej i Wrocławskiej, na białostockim osiedlu Zielone Wzgórza. Na oznakowanym przejściu dla pieszych doszło tam do potrącenia przez samochód osobowy 9-latka i jego ojca, którzy przechodzili na zielonym świetle.

Kierowca uciekł z miejsca wypadku. Wtedy było wiadomo jedynie tyle, że jechał samochodem typu hatchback w ciemnym kolorze; policja poprosiła media o pomoc w poszukiwaniach świadków zdarzenia. Zabezpieczone zostały zapisy miejskiego monitoringu z trasy jazdy przypuszczalnego sprawcy wypadku.

Reklama

Podejrzanego udało się zatrzymać niecałą dobę później na jednym z białostockich osiedli. Po informacji od osoby, która usłyszała komunikat w mediach, policjanci zlokalizowali tam poszukiwany samochód. Zaczekali, aż ktoś się przy nim pojawi. Był to 21-latek; w miejscu jego zamieszkania funkcjonariusze zatrzymali matkę i jej konkubenta. Jak podawała wtedy policja, para była nietrzeźwa.

W zarzutach postawionych kierowcy jest mowa o umyślnym naruszeniu zasad ruchu drogowego; śledczy przyjęli, że mężczyzna miał we krwi między 1,56 a 2,51 promila alkoholu oraz nie zachował należytej ostrożności zbliżając się do przejścia dla pieszych, nie hamował i nie ustąpił pierwszeństwa pieszym, którzy mieli zielone światło, a potem uciekł z miejsca wypadku, nie udzielając poszkodowanym pomocy.

Obaj ranni doznali bardzo poważnych obrażeń, w tym głowy, zagrażających nawet życiu. Chłopiec długo był nieprzytomny, ma do tej pory niedowład części ciała.

Oskarżony 44-latek podczas procesu przyznał się do popełnienia przestępstwa i przepraszał poszkodowanych.

***

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy