Największe karambole na polskich drogach

Coraz więcej autostrad, coraz większy ruch i coraz więcej karamboli. To dowód, że nie potrafimy jeździć. Szczególnie po autostradach, gdzie samochody poruszają się z większymi prędkościami. Gdzie i kiedy zderzyło się najwięcej aut?

Ostatni karambol na autostradzie A2, to tak naprawdę kilkanaście oddzielnych wypadków, do których doszło w przeciągu kilku godzin i na dystansie kilku kilometrów. Przed południem, na nitce w kierunku Świecka zderzyły się trzy pojazdy. Poszkodowanych zostało pięć osób, w tym dwoje dzieci w wieku 8 lat i 16 miesięcy. Do akcji włączył się śmigłowiec ratowniczy.

Kilkaset metrów dalej zderzyły się kolejne dwa auta, najpewniej kierowcy zagapili się na wypadek, doprowadzając do kolejnego. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.

Reklama

23 auta i ofiara śmiertelna

Po południu ok godz. 16:30, na odcinku między węzłem Buk, a Nowy Tomyśl najpierw zderzyły się dwa samochody (brak poszkodowanych). Po kwadransie cztery pojazdy po drugiej stronie autostrady, na trasie w kierunku Warszawy (2 osoby ranne). Najprawdopodobniej ich kierowcy nie zachowali bezpiecznej odległości i oglądając wypadek na przeciwnym pasie ruchu, sami doprowadzili do kolizji.

Nie minął kwadrans, a na trasie w kierunku Świecka, doszło znowu do kolejnych zderzeń. Kierowcy samochodów, nie mogąc wyhamować przed stojącymi na jezdni autami i próbując uniknąć zderzenia, zjeżdżali na pobocze i w bariery.

Do najpoważniejszego w skutkach wypadku doszło jednak około 17:20, na trasie w kierunku Świecka. Tam zderzyło się 8 samochodów. To właśnie w tym zdarzeniu zginęła jedna osoba, kilka innych zostało rannych. W sumie bilans popołudniowych wypadkach na A2 to jedna ofiara śmiertelna, dziewięć osób rannych i 23 rozbite auta. Warunki jazdy? Dobre.

76 samochodów i ranni

Do tak poważnych w skutkach karamboli dochodzi przeważnie, gdy nad drogą pojawi się gęsta mgła. Nie mamy nawyku zwiększania dystansu do samochodów poprzedzających, uznając autostrady za drogi bezpieczne. Niestety niesłusznie. W styczniu tego roku, na autostradzie A1 zderzyło się ponad 76 samochodów. Najpierw, dziesięć kilometrów od zjazdu na S8 kolizję miało ponad 40 aut, a po chwili, na pasie w przeciwnym kierunku w miejscowości Wola Bykowska 36 aut.

W obu przypadkach przyczyną była gęsta mgła, a dokładniej brak bezpiecznej odległości między pojazdami i ciekawość kierowców, którzy na widok wypadku często gwałtownie hamują, chcąc zobaczyć, co się tam dokładnie stało.

Podczas karambolu poszkodowanych zostało kilkadziesiąt osób. Pięć było w ciężkim stanie, dwie strażacy uwalniali z wraków używając pneumatycznych nożyc, a jedno z aut osobowych spłonęło. Rozbite samochody stały na odcinku ponad pół kilometra.

W akcji brało udział ponad 100 policjantów, kilkudziesięciu strażaków, osiem karetek pogotowia i dwa śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, które ze względu na mgłę nie mogły odlecieć z miejsca wypadku.

71 aut i ofiara śmiertelna

Do poważnego karambolu doszło także w grudniu 2010 roku. Na krajowej "jedynce" w miejscowości Międzyświeć (między Bielskiem-Białą a Cieszynem) zderzyło się aż 71 pojazdów. Scenariusz znowu podobny - najpierw wypadek na jednym pasie ruchu, po chwili zderzenia na sąsiednim. W karambolu jedna osoba zginęła, a kilkanaście zostało poważnie rannych.

Z relacji świadków wynika, że gigantyczny karambol zapoczątkował tir, który zwolnił na wysokości wypadku, który wydarzył się chwilę wcześniej. To w jego naczepę uderzyło kolejne auto, a w gęstej mgle następne pojazdy nie zdążyły już wyhamować.

55 pojazdów plus 8

W styczniu 2005 roku na obwodnicy Krakowa zderzyły się 63 samochody. 55 na jednym pasie, 8 na przeciwległym. 17 osób zostało rannych, w tym cztery ciężko. Wszystkie rozbite auta usunięto po blisko siedmiu godzinach akcji, a ruch w obu kierunkach przywrócono po niespełna 10 godzinach prac służb ratunkowych. Tutaj także przyczyną karambolu była gęsta mgła i nieuwaga kierowców.

Rekord i cud

Największy karambol w historii polskich dróg rozegrał się jednak w okolicach Paczkowa pod Poznaniem w 2003 roku. Na wylotówce w kierunku Warszawy, na dwóch pasach drogi nr 2, w gęstej mgle zderzyło się ponad 130 samochodów. Droga w obu kierunkach była zablokowana na odcinku 5 kilometrów. Auta wpadały na siebie jak zabawki, tiry taranowały samochody osobowe, kierowcy uciekali do rowów. Mimo to, nikt w wypadku nie zginął. To cud, mówili wtedy strażacy.

Zk

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy