Kryminalista po narkotykach spowodował śmiertelny wypadek. Jechał 370Z

Przed gdańskim sądem ruszył we wtorek proces Artura W., ps. Wolv, oskarżonego o spowodowanie w 2015 r. po narkotykach wypadku, w którym zginęła jedna osoba. Mężczyzna był wtedy z powodów zdrowotnych zwolniony z więzienia, gdzie odsiadywał karę za inne przestępstwo.

Przed gdańskim sądem ruszył we wtorek proces Artura W., ps. Wolv, oskarżonego o spowodowanie w 2015 r. po narkotykach wypadku, w którym zginęła jedna osoba. Mężczyzna był wtedy z powodów zdrowotnych zwolniony z więzienia, gdzie odsiadywał karę za inne przestępstwo.

Na wniosek obrońcy Karola Żelaźniaka, sąd wyłączył jawność procesu w części, w której podawane były informacje o zdrowiu oskarżonego.

Artur W. nie przyznał się do winy, zgodził się odpowiadać tylko na pytania obrońcy.

Według prokuratury, 25 kwietnia 2015 r. Artur W. po zażyciu kokainy, jadąc pożyczonym samochodem, sportowym Nissanem 370Z cabrio, bez prawa jazdy, spowodował w Gdańsku-Wrzeszczu wypadek. Prowadzone przez niego auto marki nissan próbując zmienić pas ruchu uderzyło w prawidłowo jadącego citroena, który od siły uderzenia ściął metalowe słupki i wpadł na ścieżkę rowerową, po której jechały dwie kobiety i mężczyzna. Cała trójka z poważnymi obrażeniami trafiła do szpitala. Po kilku godzinach zmarła jedna z kobiet w wieku 40 lat. 

Reklama

"Nie pamiętam praktycznie nic z tego wypadku, nie zażywałem tego dnia kokainy. Może dosypano mi jakiegoś narkotyku, kiedy byłem poprzedniego dnia w pubie" - mówił tuż po zatrzymaniu w trakcie śledztwa "Wolv".

Podczas wtorkowej rozprawy Artur W. opisywał już szczegółowo przebieg wypadku.

"Było duże natężenie ruchu. Z prawej strony wyjeżdżał czarny citroen. Nie jechałem z dużą prędkością, najwyżej 65-70 km na godzinę (jak ustaliła prokuratura oskarżony jechał 80 km/h - PAP), po chwili poczułem, że samochód nie ma przyczepności, zaczęło mi zarzucać auto i wpadłem w poślizg. Kiedy już wydawało mi się, że jest OK poczułem uderzenie w przód auta, otworzyła się poduszka powietrzna od strony pasażera. Okręciło mi auto, uderzyłem w krawężnik, tam miałem utratę świadomości i nie mogłem się poruszyć" - mówił oskarżony.

Na pytanie obrońcy, dlaczego stracił nagle panowanie nad kierownicą, odpowiedział, że przyczyną tego była "zła nawierzchnia" jezdni.

Obrońca pytał też Artura W. dlaczego w prokuraturze mówił, że nic nie pamięta z wypadku. "Byłem wtedy całą tą sytuację przerażony i zaskoczony. Nie byłem w stanie przypomnieć sobie tego zdarzenia, leczyłem się w tym czasie na depresję. Byłem obolały i osowiały" - wytłumaczył.

Jak donosiły lokalne media, 41-letni "Wolv" był już trzykrotnie karany i łącznie spędził w więzieniu za różne przestępstwa 11 lat, po raz pierwszy trafił za kratki w 1995 r. 

Mężczyzna odbywa teraz karę 10 lat więzienia za wielokrotne wymuszenia rozbójnicze i zastraszanie wraz ze swoim kompanem wobec trójmiejskiego przedsiębiorcy budowlanego. Prawomocny wyrok w tej sprawie zapadł w lipcu 2015 r. przed Sądem Okręgowym w Gdańsku - tę samą karę orzekł we wrześniu 2014 r. sąd pierwszej instancji. 

W chwili tragicznego wypadku Artur W. miał z powodu złego stanu zdrowia przerwę w odbywaniu kary jednego roku i trzech miesięcy więzienia za inne przestępstwo. Mężczyzna miał na wolności poddać się zabiegowi, a powrót do więzienia miał wyznaczony na 27 kwietnia 2015 r.

Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym Arturowi W. grozi do 12 lat więzienia.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: wypadek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy