Dyskutujesz z policjantem? Możesz stracić prawko!
W trosce o bezpieczeństwo ustawodawcy zaostrzają przepisy kodeksu drogowego i rozszerzają uprawnienia policjantów. Niestety, do naszej redakcji trafiają coraz liczniejsze głosy krytyki oburzonych kierowców, w których ocenie funkcjonariusze drogówki zbyt często stawiają się na drodze w roli „pana i władcy”.
Dotyczy to chociażby coraz powszechniejszego zjawiska zatrzymywania praw jazdy za błahe wykroczenia. Jedną z osób, jakiej interwencja policji poważnie utrudniła życie jest pani Justyna, która w końcu 2015 roku spowodowała stłuczkę we Wrocławiu.
Do zdarzenia doszło 23 grudnia 2015 roku na skrzyżowaniu ulic Długiej i Poznańskiej. Prowadzone przez kobietę auto wjechało w tył innego samochodu. Nikomu nic się nie stało, jedynie nieznacznie uszkodzone zostały uczestniczące w kolizji pojazdy.
Niestety, jak przekonuje kobieta, kierowca drugiego samochodu był w stosunku do niej agresywny. Według niej, właśnie z tego względu, sama zdecydowała się wezwać na miejsce policjantów. Jej błąd polegał na tym, że nie przyjęła mandatu więc funkcjonariusze - zgodnie z obowiązującym prawem - sporządzili wniosek o ukaranie do sądu. A ponieważ - w przypadku "spowodowania zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym" - sąd może cofnąć kobiecie uprawnienia do prowadzenia pojazdów, policjant, za pokwitowaniem, zdecydował się zatrzymać dokument.
Już pięć dni później pani Justyna odzyskała prawo jazdy. Sąd zdecydował nie uwzględniać wniosku o zatrzymanie dokumentu uzasadniając to faktem, że zgromadzony materiał dowodowy nie dawał do tego żadnych podstaw. Policja nie dała jednak za wygraną... Kobieta - na wniosek policjantów - skierowana została na powtórny egzamin i dodatkowe badania lekarskie!
Chociaż sprawa wydaje się kuriozalna, nieco inaczej zdarzenie wyglądało z perspektywy wezwanych na miejsce policjantów. Ich zdaniem kobieta, której wina nie ulegała wątpliwości, "kategorycznie nie poczuwała się do winy", "sprawiała wrażenie nad pobudliwej" i przejawiała "lekceważące podejście do popełnionego wykroczenia".
Sytuacja przypomina nieco tę z Gliwic, o jakiej donosiliśmy kilka dni temu. Chodziło o mężczyznę, który skierowany został na powtórny egzamin po tym, jak policjanci z Komisariatu Autostradowego w Gliwicach przyłapali go na jeździe... bez włączonych świateł mijania! Kierujący również "nie poczuwał się do winy" - tłumaczył, że jechał pożyczonym autem, a jego samochód wyposażony jest w system, który automatycznie włącza światła w czasie jazdy. W efekcie policjant uznał, że mężczyzna ma poważne braki w znajomości przepisów i zatrzymał jego prawo jazdy. Ostatecznie sprawa trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, który przyznał rację kierującemu (więcej o sprawie znajdziesz w artykule po lewej).
Wszystko wskazuje na to, że w obu tych przypadkach ostra reakcja ze strony policji spowodowana była nie tylko nieznajomością przepisów przez sprawców, ale też - a może przede wszystkim - ich "nerwowym" zachowaniem. Z postępowania policjantów płynie więc jasne przesłanie - próba wdawania się w dyskusje i wpływania na decyzje funkcjonariuszy może mieć dla kierowców daleko idące konsekwencje.
Nie zmienia to jednak faktu, że - na swojej zawodowej drodze - wielokrotnie spotykaliśmy się z policjantami, których wiedza z zakresu prawa o ruchu drogowym (a nawet fizyki) pozostawiała wiele do życzenia. Znamy przypadek, w którym policjanci postulują o zatrzymanie prawa jazdy kierowcy (na okres 13 miesięcy), bo ten nie zatrzymał się do kontroli. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że znaki do zatrzymania wydawane były ręką przez policjanta, który - po cywilnemu - podróżował nieoznakowanym radiowozem! Skąd więc bogu ducha winny kierowca miał wiedzieć, że machający do niego człowiek, to pełniący służbę funkcjonariusz drogówki?
W pamięci utkwiła nam też sprawa kierującego, który dostał aż 16 punktów karnych za przekroczenie prędkości i wyprzedzanie na przejściu dla pieszych. Na rozprawie sądowej dokonujący zatrzymania funkcjonariusz zeznał, iż prowadzone przez oskarżonego auto - przed i na przejściu dla pieszych - wyprzedziło dwa jadące w kolumnie samochody ciężarowe (dwa pasy w jednym kierunku). Problem w tym, że auto oskarżonego zatrzymało się do kontroli obok policjanta stojącego zaraz za przejściem. W jaki sposób funkcjonariusz zdołał (ryzykując życiem) wejść na przejście, zmierzyć prędkość pojazdu poruszającego się lewym pasem i wrócić na pobocze unikając potrącenia przez owe dwie - jadące prawym pasem - ciężarówki? Zagadka zapewne do dziś nurtuje fizyków...
Powyższe przykłady powinny być jednak jasnym przesłaniem dla wszelkiej maści drogowych "filozofów", w których mniemaniu wymyślne na poczekaniu "bajki", pozwolą im uniknąć odpowiedzialności za popełnione wykroczenia. Nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania, a dziwne tłumaczenia, mogące sugerować braki w znajomości przepisów, mogą zakończyć się skierowaniem na powtórny egzamin! Zanim więc wdacie się w dyskusję z policjantem i bezrefleksyjnie stwierdzicie, że "nie poczuwacie się do winy", lepiej zastanowić się nad możliwymi konsekwencjami.
PR