Wiesz jak bez problemów dojechać do Chorwacji? (1)

Znowu lato i znowu wyjazd na urlop do Chorwacji, na Istrię.

Dwa tygodnie pod namiotem, z pełnym kempingowym i sportowym wyposażeniem (dwa rowery, tenis, pływanie itp.) - taki plan zmusza do starannych przygotowań logistycznych. Już samo zapakowanie Seata Altei, który nie jest przecież samochodem imponującym gigantycznym bagażnikiem (nominalnie 410 litrów), wymaga starannego przemyślenia. Ale, po pierwsze, mamy za sobą lata doświadczeń, a po drugie wspomniany model minivana, choć w krótkiej wersji, nie do końca spełniającej kryteria tego segmentu, to auto nader funkcjonalne. Dzielone oparcie tylnej kanapy można zablokować w kilku pozycjach a w razie potrzeby łatwo złożyć, dzięki czemu - i podwójnej podłodze bagażnika - powstaje całkowicie płaska powierzchnia załadunkowa.

Reklama

Ruszamy z Krakowa o 8.30 rano, temperatura na zewnątrz przekracza 20 st. C, nadchodzi zapowiadana fala upałów. Już wiadomo, że w podróży bardzo przyda się klimatyzacja. Volkswagenowski Climatronic sprawnie ochładza kabinę. I pomyśleć, że jeszcze niedawno klima była w polskich realiach motoryzacyjnych luksusem...

Wjeżdżamy na A4. Ktoś niedawno powiedział w radiu, że odcinek Kraków - Katowice to najdroższa autostrada w Europie. Chyba miał rację. Przejazd tam i z powrotem samochodem osobowym kosztuje tu 36 zł, czyli niespełna 9 euro. Za takie pieniądze w Austrii można korzystać przez 10 dni z całej sieci autostrad!

Ruch jest niewielki, pogoda piękna, więc nic tam... Po prawej mijamy stojący w polu wielki napis o nieustająco zagadkowej dla nas treści: "Węzeł drogi współpracy regionalnej". Co to u licha znaczy?

Opuszczamy "A-czwórkę" zjazdem na Cieszyn, niebezpiecznym, bo kolidującym z pasem służącym do wjazdu na A4. To uciążliwy fragment trasy, bowiem na kilku odcinkach krajowej "Jedynki" trwają prace remontowe. Zwężenia, ograniczenia prędkości, jakaś para pieszych niefrasobliwie maszeruje krawężnikiem... Trzeba uważać. Stojąc w korku możemy spokojnie zapoznać się z informacjami przekazywanymi przez przydrożną tablicę. Dowiadujemy się, że modernizacja DK 1 "w granicach miasta Tychy" ma kosztować 188,5 mln zł, w tym 157 mln zł pochodzi z funduszy Unii Europejskiej. Ciekawe, jaką część tych pieniędzy pochłonie budowa wszechobecnych ekranów akustycznych...

Z ulgą wjeżdżamy na piękną trasę ekspresową S1, prowadzącą do przejścia granicznego w Cieszynie. Na ostatniej stacji BP tankujemy benzynę, płacąc 5,69 zł za litr bezołowiowej 95. Po chwili jesteśmy już w Czechach (ceny benzyny na przygranicznych stacjach: 36,20 - 36,70 CZK/l), lecz zamiast, jak większość zmierzających na południe Europy zmotoryzowanych Polaków, jechać w kierunku Ołomuńca i Brna, w czeskim Cieszynie kierujemy się na Słowację. Z dwóch powodów: nawierzchnia autostrady z Żyliny do Bratysławy ma o niebo lepszą nawierzchnię niż wspomniana autostrada czeska, a poza tym w ten sposób omijamy często zakorkowane, bo pozbawione miejscowości w Austrii (Poysdorf!), za przejściem w Mikulovie.

Pierwszy odcinek drogi na Żylinę jest jednak uciążliwy. Wąski i ruchliwy. W pewnej chwili we wstecznym lusterku widzimy siedzącą nam niemal na zderzaku ciężarówkę z polskimi "blachami". Jej kierowca pogania nas światłami i klaksonem, choć w tym miejscu obowiązuje ograniczenie prędkości do 70 km na godzinę, a my jedziemy 85 km/godz. Wyprzedza nas, i sznur innych pojazdów, w miejscowości Ropice. Teren zabudowany, linia ciągła... A potem narzekamy na słowacką policję, rzekomo prześladującą niewinnych polskich kierowców.

Jedziemy przez Zaolzie, gdzie miejscowości mają podwójne nazwy. Odpowiednikiem słowackiej Vendryny jest polska Wędrynia. Też ładnie.

Uff... Nareszcie autostrada... 200 km bez historii, wśród pól obsadzonych słonecznikami. Nie zamierzamy tu tankować, ale oczywiście zerkamy na ceny paliw. Benzyna 95 - 1,519 euro za litr, olej napędowy - 1,399 euro. Jak się wkrótce przekonamy, ceny te niewiele odbiegają od cen w Austrii (na jednej ze stacji, położonych przy autostradzie, a zatem z pewnością nie najtańszych: benzyna 95 - 1,599 euro/litr, ON - 1,579 euro/l), a różnice w zarobkach Słowaków i Austriaków... Wiadomo.

Zatrzymujemy się na krótki odpoczynek na "odpocivadle", czyli w polskiej oficjalnej nomenklaturze - w Miejscu Obsługi Podróżnych. Zadaszone stoliki z ławkami, huśtawki dla dzieci, toalety, malowniczy krajobraz, zakłócony jednak dwoma sterczącymi w niebo przemysłowymi kominami. Ot, pozostałości po latach socjalizmu.

Mijamy Bratysławę. Trzeba przyznać, że to bardzo przyjemnie położone miasto. 70 km do Wiednia, 190 km do Budapesztu, dużo bliżej niż z Polski jest stąd także nad ciepły Adriatyk.

Przez przejście Jarovce wjeżdżamy na terytorium Austrii. Winiety autostradowe kupiliśmy już wcześniej, na granicy polsko-słowackiej. Bez jakichkolwiek dodatkowych narzutów, jak to bywa, niestety, u nas. Słowacka, miesięczna, kosztowała 14 euro, austriacka, dziesięciodniowa - 8,30.

Szybko, bo autostradowo, omijamy Wiedeń, przejeżdżając obok gigantycznej rafinerii Schwechat. Naszą uwagę przykuwają jednak wiatraki elektrowni wiatrowych, którymi lokalny krajobraz jest dosłownie usiany. Widać, że tu poważnie podchodzi się do produkcji energii odnawialnej.

Najpierw A6, następnie S1 i A2 w kierunku Grazu. Co i raz spotykamy umieszczone nad drogą świetlne znaki o tzw. zmiennej treści i tablice z informacjami o wolnych parkingach dla ciężarówek. Na odcinku 8 km trwa remont autostrady, nie powodujący jednak prawie żadnych utrudnień w ruchu, tak jest zorganizowany. Na zewnątrz 36,5 st. C. Tropikalny skwar.

Wjeżdżamy w góry, gdzie prawie zawsze spotykamy na tej trasie deszcz. No, tym razem będzie jednak chyba inaczej. Aż tu nagle na niebie pojawiają się ciemne chmury i zaczyna rzęsiście padać. Temperatura w ciągu kilku minut obniża się do 23 st. C. Po chwili jednak wszystko wraca do dzisiejszej normy: 36 st., sucho, słońce...

Przez przejście Spielfeld wjeżdżamy do Słowenii. Na granicy, nie wysiadając z samochodu, kupujemy winietę autostradową (miesięczna - 30 euro) i natychmiast kierujemy się pod dystrybutor, jako że ostatnie kilometry pokonaliśmy niemal "na oparach"- komputer pokładowy pokazywał zasięg 30 km. W Słowenii na wszystkich stacjach, niezależnie od miejsca i sieci, obowiązują identyczne ceny paliw. Tego dnia za litr benzyny 95 płacimy 1,518 euro, czyli sporo ponad 6 zł.

Po następnej niespełna godzinie podjeżdżamy pod hotel w Mariborze, cel pierwszego etapu podróży. Tego dnia pokonaliśmy 752 km, ze średnią prędkością 82 km/godz. Średnie spalanie - 8,9 l/100 km. Nieźle, jak na samochód z przestarzałym, klasycznym volkswagenowskim silnikiem benzynowym 1.6 l 8V, zapakowanym bagażami i z dwoma rowerami na dachu.

Ciąg dalszy nastąpi

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: urlop
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy