W tym kraju każdy może być taksówkarzem

Wsiadając do taksówki, podobnie jak do tramwaju, autobusu miejskiego czy pociągu powinniśmy mieć pewność, iż będzie nas wiózł profesjonalista. Osoba, która ma odpowiednie kwalifikacje, poświadczone stosownym dokumentem, nie była karana za groźne przestępstwa itd. To jednak tylko teoria. W Polsce można trafić na taksówkę, która jest kierowana przez kryminalistę, człowieka, który dopiero od dwóch tygodni ma prawo jazdy albo nawet je utracił, który kompletnie nie zna topografii miasta.

Nie TAXI, ale TAKI

Znane są już powszechnie przypadki cwaniaków, którzy podszywają się pod taksówkarzy, a swoje samochody upodobniają do taksówek.  Na kogutach  dachowych mają zamiast TAXI napis TAKI, oklejają  pojazdy paskami i herbami miasta, wypisują jakieś dziwne numery, mające pozorować, że jest to numer korporacyjny pojazdu.

Co ciekawe, władze miejskie pozostają zadziwiająco bezradne wobec tych osobników. A przecież prawo powinno być jednoznaczne: jeżeli ktoś upodabnia pojazd do taksówki, a nie wykonuje legalnie zawodu taksówkarza, to jasne jest, że próbuje ludzi oszukać. Samochód jest wówczas narzędziem przestępstwa, a więc należy go skonfiskować. Podobnie, gdybym okleił swoje auto paskami z napisem POLICIA, a na dachu umieścił belkę z pomalowanymi na niebiesko bombkami, tyle, że nieczynnymi. Myślę, że przy odpowiedniej kolorystyce i stylizacji niejeden by się nabrał...

Reklama


Okazjonalne przewozy - czyli Polak potrafi

Aby zostać licencjonowanym taksówkarzem, należy odbyć szkolenie, zdać egzamin przepisów i z topografii miasta, legitymować się zaświadczeniem o niekaralności, przejść badania psychotechniczne, zalegalizować taksometr, mieć odpowiednio wyposażony i oznakowany samochód. To wszystko trochę kosztuje, wymaga fatygi, wykazania się odpowiednią wiedzą i predyspozycjami.

Polak jednak zawsze znajdzie sposób, aby ominąć prawo.  Jakiś czas temu pojawiły się  tzw. przewozy osób. Kierowca, który wykonywał tzw. okazjonalny przewóz, nie musiał mieć licencji, nie musiał znać topografii miasta. Byli podobno tacy, którzy przyjeżdżali na weekendy z okolicznych miejscowości do dużego miasta, aby sobie zarobić. Ulic nie znali w ogóle, posługiwali się GPS-em. Kierowca mógł być wielokrotnie karany, nikt tego nie sprawdzał. Za to przewoźnicy oferowali tańsze usługi, stanowiąc poważną konkurencję dla taksówkarzy.  Z tego powodu od początku byli przez nich znienawidzeni.

Dopiero niedawno w ustawie o transporcie drogowym wprowadzono zapis, że "Przewóz okazjonalny wykonuje się pojazdem samochodowym przeznaczonym konstrukcyjnie do przewozu powyżej 7 osób łącznie z kierowcą". W praktyce wyeliminowało to większość samochodów osobowych używanych dotąd przez przewoźników.

Psychoterapia w czasie jazdy czyli polska fikcja

Inni wymyślali jeszcze bardziej zaskakujące bajery. Zamawiam przewóz, którego dokonuje psycholog (autentyczny lub zmyślony) i on podczas jazdy poddaje mnie psychoterapii. Albo zamawiam ochroniarza, który mnie przewozi, a jednocześnie chroni.

Ciekawe, że nie wymyślono jeszcze ginekologa, który wiezie i jednocześnie bada pasażerkę albo masażysty, które kieruje autem i masuje po kolanku...

Rzecz jasna wszystko to jest fikcja, mająca umożliwić ludziom bez uprawnień i kwalifikacji wykonywanie zawodu taksówkarza.

Nie oznacza to oczywiście, że osoba z licencją zawsze gwarantuje profesjonalizm, uczciwość i usługi na najwyższym poziomie. I tutaj zdarzają się często czarne owce, kombinatorzy, osobnicy pozbawieni kultury, oszuści. Uważam jednak, że ktoś, kto chce wozić zawodowo ludzi, powinien spełnić chociaż podstawowe wymogi sprawdzające.

Najnowszy hit czyli odpis licencji

Obecnie działają taksówkarze, jeżdżący w korporacjach, którzy tak naprawdę taksówkarzami nie są. Licencję ma bowiem nie dany kierowca, ale właściciel firmy taksówkowej. Jak to działa? Do pracy do danej korporacji zgłasza się pan X, dostaje korporacyjny samochód i odpis licencji swojego pracodawcy. Ma jeździć i codziennie do kasy firmy odprowadzić określoną kwotę, np. 120 zł, a reszta to jego sprawa.

Pan X jednak bardzo ryzykuje. Łatwo go bowiem wykryć, gdyż NIE MA IDENTYFIKATORA, jaki obowiązuje prawdziwych taksówkarzy i powinien być umieszczony w widocznym miejscu.

Wystarczy zatem, że wsiadając do taksówki poproszę o identyfikator. Jeżeli kierowca go nie okaże, grożą mu surowe konsekwencje. Inspekcja Transportu Drogowego za takie  wykonywanie przewozu osób bez licencji nakłada kary w wysokości 8 tys. zł!  Korporacji to jednak nie interesuje, gdyż to nie ona ponosi odpowiedzialność, a kierowca. Ten zaś płaci wysoką grzywnę i wylatuje, a na jego miejsce przychodzi następny i jeździ na tym samym odpisie licencji.

To są skutki 25 lat rozwalania gospodarki

Problemem w wielkich jest zbyt duża liczba osób, które chcą zarobkowo przewozić ludzi. Czy jednak z drugiej strony można się temu dziwić, skoro powszechnie zaczyna brakować pracy?

Jeden z polskich taksówkarzy mówi:  

Uczciwie nie da się pracować w tym zawodzie, nie da się co miesiąc odłożyć na ZUS 1300 zł., na podatek do skarbówki, na księgową, na bazę do korporacji 1000 zł. plus 1 zł. od każdego zlecenia, na paliwo, na utrzymanie samochodu.  A do tego ciągła  walka o klienta, zaniżanie stawek przez nieuczciwą  konkurencję. Jak ktoś chce zarobić, to musi jeździć codziennie po 16 godzin na dobę. Aż w końcu padnie na zawał albo spowoduje wypadek.  Ja pracuję ile mogę, kręgosłup mi wysiada, a rośnie zadłużenie mieszkania, nie mam w co ubrać syna, nie byłem na urlopie od 8 lat. Co za chory kraj.

Nietrudno zatem zrozumieć także i to, że uczciwi taksówkarze chcieliby chociaż wyeliminować nieuczciwą konkurencję, która de facto wykonuje tę samą pracę, ale pod innym szyldem.

Mamy skutki tego, że w ciągu wspaniałych 25 lat wolności zlikwidowano setki tysięcy miejsc pracy. Uczciwej pracy. Polską gospodarkę sprzedano za grosze, które zresztą już dawno roztrwoniono. Obecnie każdy zatem chwyta się tego co może, każdy kombinuje. Przestają się liczyć takie wartości jak profesjonalizm,  rzetelność, perfekcjonizm, uczciwość. Pan Czesio wczoraj był malarzem, jutro będzie taksówkarzem. To jest już walka o przetrwanie.

A o to co mówi niemiecki taksówkarz, 42 letni Jürgen Wedell z Bremy:

Ja pracuję około 8  godzin na dobę, zazwyczaj 5 dni w tygodniu. Czasem, jak zbliżają się wakacje, to pojeżdżę parę godzin dodatkowo w sobotę. Zarabiam ok. 2400 euro. Urlopy? No tak, oczywiście, raz w roku jedziemy z żoną na miesiąc do Włoch albo na wycieczkę statkiem. Oszukiwanie klienta? Nawet mi to głowy nie przyjdzie. Ja dbam o swoja reputację, a poza tym za to grożą bardzo surowe sankcje. Wystarcza mi to, co uczciwie zarobię.  

Zwróćcie uwagę na to ostatnie zdanie: "wystarcza mi to, co uczciwie zarobię". W normalnym kraju tak właśnie być powinno. 

Polski kierowca

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: taksówka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy