Produkcja japońskich aut wraca powoli do normy
Produkcja Toyoty już w czerwcu ma osiągnąć 90 proc. poziomu sprzed trzęsienia ziemi i tsunami z marca, które wymusiły częściowe wstrzymanie produkcji - poinformował koncern.
W wyniku kataklizmu uszkodzone zostały fabryki dostarczające części dla wszystkich japońskich producentów samochodów. Spowodowało to zahamowanie produkcji: na przykład w maju Toyota zmuszona była zredukować produkcję w USA do 30 proc. normy sprzed tsunami, zamykając fabryki na kilka dni i skracając czas pracy robotników.
I choć produkcja stopniowo wraca do normy, jeszcze przez kilka miesięcy na rynku może brakować pewnych modeli samochodów. Do przyszłego roku na dostawy będą musieli m.in. poczekać chętni na zakup hybrydowego minivana toyota prius alpha.
Dane ogłoszone przez rzecznika koncernu Keisuke Kirimoto są bardziej optymistyczne niż zakładano. Wcześniejsze prognozy mówiły, że w nadchodzących miesiącach globalna produkcja miała sięgnąć ok. 70 proc. pułapu sprzed fali tsunami i do końca tego roku nie wrócić do normy.
Produkcja Toyoty do końca maja zmniejszyła się o 500 tys. samochodów w Japonii, a w innych krajach - o kolejne 350 tys.
Z powodu problemów z dostawami koncern początkowo odnotowywał brak 150 rodzajów części; na początku maja brakowało już tylko 30 rodzajów części - podał koncern.
Inne japońskie koncerny motoryzacyjne także ucierpiały w wyniku trzęsienia ziemi i tsunami, które 11 marca nawiedziło północno-wschodnią Japonię. Nissan prognozuje, że jego produkcja na świecie powinna wrócić do poziomu sprzed kataklizmu do października, a Honda spodziewa się tego dopiero pod koniec roku.
W kwietniu w Japonii odnotowano spadek produkcji samochodów o ponad 60 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem ubiegłego roku - wynika z danych przekazanych przez stowarzyszenie producentów samochodów.
Po uszkodzeniu elektrowni atomowej Fukushima producenci samochodów obawiają się również problemów z dostawą energii elektrycznej. Producenci zamierzają częściowo rozwiązać ten problem, dając pracownikom wolne w czwartki i piątki, a podejmując pracę w weekendy, kiedy niższe jest zapotrzebowanie na energię.