Dakar 2009: Afryki nie żal

Podczas gdy większość zawodników startujących w 31 Rajdzie Dakar po każdym etapie odpoczywa w okolicznych hotelach on naprawia swoją ciężarówkę.

Bo jest nie tylko kierowcą, ale także - a może przede wszystkim - mechanikiem, serwisantem i organizatorem swojego startu w tym najtrudniejszym maratonie świata. Grzegorza Barana spotkaliśmy w Valparaiso w Chile, podczas dnia przerwy w Dakarze.

- Który to już Twój start w Dakarze?

- Startuję czwarty raz. Oczywiście pierwszy a Argentynie i Chile.

- W Twojej kategorii jedzie prawie 100 ciężarówek. Po pierwszej części rajdu jesteś sklasyfikowany dość wysoko, bo na 24 miejscu. Niezły wyniki.

- Staram się tym nie zajmować, rajd jest na tyle trudny, że nie chcę prowadzić jakiś wynikowych analiz, zastanawiać się czy jadę wolno czy szybko. Dopiero od kolegów Czechów dowiedziałem się, że jestem pierwszym kierowcą spośród niskobudżetowych załóg.

Reklama

- Za Tobą już ponad połowa rajdu. Jak oceniasz te zawody? Nie żal Ci Afryki?

- Rajd zaskoczył wszystkich. Trudnością trasy, atrakcyjnością, ilością kibiców. Sądzę, że już nigdy nie wróci do Afryki, bo pomimo tych niesamowicie ciężkich warunków, tego wszechobecnego kurzu większość zawodników jest zachwycona. Zwłaszcza reakcją publiczności. Nie było tego w Afryce. A teraz przez wiele kilometrów jedziemy w szpalerze kibiców. Niesamowite wrażenie.

- Także i Ty oceniasz dotychczasowe odcinki pozytywnie?

- Oczywiście. Wiesz, ten afrykański rajd już się trochę przejadł. Dakar rozgrywany przez dwadzieścia parę razy po tej samej trasie powodował, że byli pewniacy, którzy wiedzieli gdzie i jak wygrać, którą wydmę jak pojechać. Jak trudna jest tegoroczna edycja niech chociażby świadczy to, że skraca się bądź odwołuje niektóre odcinki specjalne. Właśnie z powodu ich trudności. Niedawno byliśmy ostatnią załogą, która w normalnym czasie zjechała z wydm, pomimo, że nocowaliśmy na jednej z nich. A na tych wydmach zostało parę innych załóg lepiej przygotowanych niż my.

- Przed Wami druga część rajdu. Podobno będzie jeszcze trudniej.

- Teraz wszyscy boją się pustyni Atacama, nikt nie wie którędy organizator puści rajd. Tu są takie wydmy, na które nawet Peterhansel by nie wjechał.

- Widzę, że ostro pracujesz przy samochodzie. Miałeś "stłuczkę"?

- Do tej pory jechałem nieco zachowawczo aby podczas dnia przerwy wypoczywać, a nie robić przy aucie. Niestety na jedną z wydm chcieliśmy wjechać za szybko, no i uszkodziliśmy nieco nasz samochodzik.

- Jedziesz z dziewczyną - pilotem. Jak sobie radzi

- Bardzo dobrze. Przed Dakarem jechaliśmy już wspólnie dwa rajdy jest więc przygotowana do tego typu zawodów. Troszeczkę zaskoczyły ją wydmy - nie sądziła, że da się po nich ciężarówką tak szybko jechać.

- Nie jesteś kierowcą fabrycznym, nie jedzie za Tobą serwis. Wszystko robisz sam?

- Tak. Ale są takie miłe chwile, jak np. wczoraj, kiedy to przyszło do mnie dwóch mechaników i inżynier z MAN-a, popatrzyli, postukali i powiedzieli jakie części powinienem wymienić. I chwilę później mi je przynieśli.

- A jak wygląda współpraca z innymi polskimi załogami startującymi w tegorocznym Dakarze?

- Może jednak nie będę tego komentował? Powiem tak. Współpraca z załogami, które nie są pierwszy raz na Dakarze przebiega dobrze. Bo oni wiedzą, że tu się liczy solidarność w współpraca.

Grzegorz Baran jedzie w Rajdzie Dakar 2009 z Izabelą Szwagrzyk i Grzegorzem Simonem ciężarówką firmy MAN.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Afryka | rajd | Dakar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy