3 lata więzienia dla Zientarskiego. Obrona chce uchylenia wyroku
28 czerwca sąd zbada apelację sprawy znanego dziennikarza motoryzacyjnego Macieja Z., skazanego w sądzie I instancji na 3 lata więzienia za spowodowanie w 2008 r. w Warszawie wypadku samochodu ferrari, w którym zginął inny dziennikarz.
Przed Sądem Okręgowym w Warszawie obrona Z. będzie walczyć o uchylenie wyroku skazującego, którego będzie bronić prokuratura (nie składała własnej apelacji).
W lutym 2008 r. ferrari prowadzone - według oskarżenia i sądu I instancji - przez Z. rozbiło się o filar wiaduktu na stołecznym Mokotowie. Samochód jadący z prędkością 150 km/h - na odcinku, gdzie obowiązywało ograniczenie do 50 km/h - rozpadł się i stanął w płomieniach. W wypadku zginął jadący autem dziennikarz "Super Expressu" Jarosław Zabiega. Z. został ciężko ranny; długo był w śpiączce.
W lipcu 2008 r. mokotowska prokuratura wydała postanowienie o zarzutach dla Z., ale ze względu na zły stan zdrowia długo nie mógł on brać udziału w czynnościach. Śledztwo wznowiono w lipcu 2010 r., gdy biegli uznali, że Z. można już przesłuchać. We wrześniu 2010 r. przedstawiono mu zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku przez niezmniejszenie prędkości - za co grozi do 8 lat więzienia. On sam oświadczył, że nie pamięta wypadku i odmówił wyjaśnień. Akt oskarżenia prokuratura wysłała Sądowi Rejonowemu dla Warszawy-Mokotowa w październiku 2010 r.
Proces zaczął się w styczniu 2012 r. Prokuratura wniosła o wymierzenie Z. kary 4 lat więzienia i 10-letniego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych. Oskarżony "zapomniał, że jedzie jedną z głównych ulic miasta, a nie bierze udziału w wyścigu czy rajdzie Paryż-Dakar" - mówiła prok. Urszula Jasik-Turowska. Adwokat Macieja Z. mec. Grażyna Flis wniosła o uniewinnienie Z., powołując się na sprzeczności w zeznaniach świadków co do tego, kto kierował autem.
W styczniu br. sąd skazał Z. na 3 lata więzienia i 8 lat zakazu prowadzenia pojazdów. Sąd podkreślił, że kierowcy drastycznie naruszający podstawowe zasady ruchu muszą się liczyć z karami więzienia bez zawieszenia.
Sąd uznał, że Maciej Z. z winy umyślnej jaskrawo naruszył podstawową zasadę ruchu - kierowania z prędkością pozwalającą na panowanie nad autem i to w miejscu, gdzie była oznaczona nierówność jezdni i nakaz ograniczenia szybkości. Uzasadniając wyrok, sędzia Agnieszka Jaźwińska przytoczyła opinie świadków, że ferrari jechało "agresywnie", "szarżowało", a prowadzący zmieniał pasy bez używania kierunkowskazów. Zdaniem cytowanego przez sędzię biegłego, gdyby oskarżony jechał z mniejszą prędkością, do wypadku w ogóle by nie doszło.
Opinie biegłych i zeznania dwóch świadków nie pozwalają na podważenie, że to Maciej Z. kierował ferrari - uznał sąd. Sędzia wskazała na kluczowe zeznania dwóch świadków, którzy rozpoznali Z. za kierownicą, gdy ferrari stało na skrzyżowaniu.
Podkreśliła też m.in., że narzeczona Zabiegi okazała jego nieuszkodzone prawo jazdy, co oznacza, że jeśli planowałby on prowadzenie auta, prawo jazdy miałby przy sobie. Sędzia podsumowała, że jednym z celów wyroku jest wyrobienie u kierowców przekonania o nieuchronności kary za drastyczne łamanie przepisów oraz że muszą się liczyć z karą bez zawieszenia.
Czytaj również: Gdyby jechał tico, i nie nazywał się Zientarski....
Poniżej fragmenty filmu o Zientarskim.