Polskie ciężarówki zostaną na Ukrainie? Relacja kierowcy z granicy
Interia dotarła do jednego z polskich kierowców ciężarówek, który próbuje wrócić do kraju przez przejście Hrebenne-Rawa Ruska. Wśród liczącej kilkaset pojazdów kolejce do odprawy duża część stanowią ukraińscy kierowcy pracujący dla polskich firm transportowych.
W związku z wojną na Wschodzie w czwartek 24 lutego Ministerstwo Spraw Zagranicznych opublikowało komunikat, w którym odradza wszelkie wyjazdy na Ukrainę i rekomenduje Polakom opuszczenie tego objętego konfliktem zbrojnym kraju.
Do apelu zastosowała się większość przewoźników drogowych, którzy zawracali ciężarówki z obawy o swoich pracowników i sprzęt. Nierzadko 40-tonowe zestawy wracały kilkaset kilometrów "na pusto" na polsko-ukraińską granicę.
Wśród nich jest pan Bogdan, doświadczony kierowca zawodowy, który od blisko doby próbuje powrócić do kraju przez przejście Hrebenne-Rawa Ruska.
- Podjechałem wczoraj pod kolejkę na przejście w czwartek o 14:00, ale w pewnym momencie ukraińscy żołnierze kazali się nam wszystkim cofnąć. Oczyścili okolice 500 metrów przy samej granicy, żeby nie było widać zatoru w kamerkach internetowych. - mówi polski kierowca ciężarówki.
- W Hrebennem jest z 300, może 400 zestawów. Parkujemy na stacjach, parkingi wszystkie są zajęte, pasy po obu stronach zapchane. Jesteśmy zdezorientowani. Rozmawiałem z innymi kierowcami i wszystkim szefowie kazali wracać, nie ważne czy ktoś dowiózł ładunek czy nie - relacjonuje pan Bogdan.
Pan Bogdan zapytany o to, czy kierowcy otrzymali jakieś informacje lub pomoc od polskich albo ukraińskich służb, odpowiada, że nie. - Z jednej strony polski rząd apelował o powroty do kraju, a z drugiej strony od blisko doby czekamy na odprawę. Można powiedzieć, że utknęliśmy tutaj i nie możemy wydostać się z terytorium Ukrainy.
- Nie wiem czy puszczają ciężarówki wyjeżdżające "na pusto" czy też z i ładunkiem. Nikt nic nie wie. Stojący obok mnie Ukrainiec pracujący dla polskiego przewoźnika dostał telefon od żony, że przyszło dla niego wezwanie do wojska. Wygląda na to, że ciężarówki zostaną a chłopaki pójdą walczyć - relacjonuje w rozmowie z Interią pan Bogdan.
- Słyszałem, że ukraińskie służby potrafią być agresywne, próbowali obezwładnić jednego Polaka, który chciał się dowiedzieć, co się dzieje. Ostatecznie puścili go, jak inni koledzy po fachu zaczęli telefonami nagrywać całą sytuację - opowiada pan Bogdan.
Państwowa Służba Celna Ukrainy już w czwartek poinformowała, że ze względu na stan wojenny wszyscy mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat będący obywatelami Ukrainy nie zostaną wypuszczeni z ojczyzny. Oznacza to, że pracujący dla polskich firm transportowych ukraińscy kierowcy nie wrócą do Polski.
W konsekwencji może dojść do sytuacji, kiedy to przy polsko-ukraińskich granicach zostaną opuszczone ciężarówki, które trzeba będzie ściągnąć do kraju. Czy zajmą się tym sami przewoźnicy czy może w pomoc zaangażuje się też polski rząd? Tego na razie nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że w branży transportowej od lat brakuje kierowców zawodowych. Nasze firmy w dużym stopniu bazują na pracownikach ze Wschodu - aktualnie około 37 proc. wszystkich kierowców wykonujących transport międzynarodowy dla polskich przewoźników pochodzi z Ukrainy.
Jeżeli teraz cześć z nich zostanie na Ukrainie i będzie wcielona do armii, a jeszcze inni sami porzucą pracę szofera i wyjadą walczyć z rosyjską armią, może się okazać, że mocno ucierpi na tym nie tylko polski sektor transportu, ale może nawet dojść i do przerwania łańcucha dostaw.
***