Przejechał 40 km z głową za oknem!

Część chłopców szybko wyrasta z piaskownicy, ale wielu prawdziwych twardzieli nie wyobraża sobie życia bez zabaw w kopnym piachu i taplania się w błocie.

Z wiekiem zmieniają się jedynie zabawki - miejsce łopatek i resoraków zajmują saperki i samochody terenowe...

Zwłaszcza miniony weekend był dla fanów offroadu bardzo wymagający. Po trzech dniach zaciekłej walki z terenem i blisko 700 "oesowych" kilometrach, w sobotę wieczorem zakończył się rajd MT Rally 2012.

Jak przystało na imprezę dla zawodowców, załogi i ich maszyny musiały zmagać się z naturą na terenie Poligonu Drawskiego. Trasa była bardzo wymagająca, pierwszy odcinek o długości 88 km załogi pokonywały w kompletnych ciemnościach - ostatni pojazd dotarł na metę około 4 nad ranem...

Reklama

Uczestnicy rajdu walczyć musieli nie tylko z terenem, ale też z własnym zmęczeniem. Mimo nocnych wojaży, odprawa przed II, liczącym aż 165 km, etapem odbyła się już o 7.30 rano...

Pięć odcinków specjalnych i 700 kilometrów jazdy w ciężkim terenie sprawiło, że wiele załóg nie pojawiło się na mecie rajdu. Przed finałowym etapem poddało się aż 25 załóg, w sumie rajdu nie ukończyły 42 ekipy.

Rajd zakończył się ostatecznie bezapelacyjnym zwycięstwem "gratów" (czyli pojazdów własnej konstrukcji), które triumfowały zarówno w samochodowej klasie Sport (dwa pierwsze miejsca: Roberta Kufla i Pawła Kado), jak i Cross-Country 1 (Marcin Łukaszewski). Niestety - przypadki losowe przedwcześnie wyeliminowały z walki ich najgroźniejszych rywali: Pawła Oleszczaka i Artura Owczarka. Gdyby nie one, walka o zwycięstwo toczyłaby się zapewne aż do samej mety.

W samochodowej klasie Cross-Country 2 (auta seryjne) zwyciężył ostatecznie Piotr Krawczyk, a wśród ekip ciężarowych triumfował niemiecki duet Ralf i Guido Neubert. Wśród quadowców najlepsi byli Polacy: Krzysztof Kolasiński (klasa CC) oraz Mariusz Sipa (Sport). Motocyklową klasę CC wygrał Michał Żukowski, a Sport - Austriak Beat Juen. Najszybszym kierowcą UTV był Jarosław Małkus.

- Rajd był bardzo trudny - podsumowuje Marcin Łukaszewski, zwycięzca samochodowej klasy Cross-Country. - Siedemset kilometrów w terenie wymaga znakomicie przygotowanego sprzętu. Było to widać wyraźnie - wiele załóg nie ukończyło rajdu z powodu awarii, które miały również wpływ na wygląd końcowej klasyfikacji. Nas też nie ominęły problemy. Już na pierwszym etapie dziennym zaliczyliśmy spektakularny lot, w czasie którego dachem ścinaliśmy gałęzie, a na 50 kilometrów przed metą pogięliśmy wahacze. Dużo trudu kosztował nas również przedostatni etap nocny. Chlapiąca woda na silnik i gorące podzespoły spowodowała całkowite zaparowanie szyb. Kompletnie nic nie widziałem! Musiałem rozpiąć się z górnych pasów i przez 40 kilometrów jechałem z głową na zewnątrz! Innej rady nie było. Myślałem, że będziemy mieć katastrofalną stratę, ale później okazało się, że zerwany pasek wyeliminował z walki o zwycięstwo Pawła Oleszczaka i ostatecznie wszystko poukładało się po naszej myśli...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy