Wyścig cudów w Hockenheim!
Gdy pada deszcz, wszystko jest w Formule 1 możliwe. Wiadomo było jeszcze przed startem w niedzielne popołudnie, że w Hockenheim będzie rządzić pogoda, ale takiej rzezi niewiniątek w Grand Prix Niemiec chyba nikt nie przewidział. To był totalny chaos! Oglądaliśmy bez wątpienia najbardziej zwariowany wyścig nie tylko tego sezonu, ale od kilku lat, może nawet kilkunastu lat.
Po starcie na oponach deszczowych za samochodem bezpieczeństwa, Verstappen spadł z drugiego na czwarte miejsce. Na czele były dwa Mercedesy - Hamilton prowadził przed Bottasem. Wkrótce tor zaczął wysychać. Gdy kolizję ze ścianą zaliczył Sergio Perez, na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa, a wszyscy skorzystali z okazji i zjechali do swoich boksów, aby zmienić opony. Ale to był dopiero początek dramatów i emocji.
Charles Leclerc po kilku mniejszych przygodach uderzył w ścianę i odpadł po 29 okrążeniach. Wkrótce potem Hamilton wypadł z toru w ostatnim zakręcie. Przejechał tor w poprzek i nieprawidłowo zjechał do alei serwisowej, za co otrzymał 5 sekund kary. Po ponad 50-sekundowym postoju i wymianie przedniego skrzydła spadł na ostatnie miejsce i długo wydawało się, że może zostać wyprzedzony na mecie nawet przez kierowców Williamsa. Ostatecznie ukończył wyścig na 11 miejscu, nie zdobywając punktów.
Wobec niepowodzeń Mercedesa i Vettela, niemieccy kibice liczyli na Hulkenberga, który długo jechał na drugim miejscu i wydawało się, że wreszcie po raz pierwszy w karierze stanie na podium. Nie tym razem... Na 40 okrążeniu wypadł z toru i nie pojechał dalej. Bottas ścigający czołową trójkę odpadł po kolizji ze ścianą na 57 okrążeniu!
Kilka okrążeń przed metą prowadził Verstappen, drugi był Kwiat, a trzeci Stroll. Taki skład podium byłby sensacją chyba co najmniej dziesięciolecia, ale wtedy szarżę przypuścił Sebastian Vettel, który wyprzedził obu rywali i na przedostatnim okrążeniu awansował na drugie miejsce.
Verstappen wygrał po raz drugi w tym sezonie. Chociaż po drodze zaliczył kilka piruetów, w sumie popełnił najmniej błędów. Vettel zanotował wyjątkowo spektakularny awans z ostatniego pola startowego.
Mercedes, który świętował swój dwusetny wyścig w Formule 1, a także 125-lecie obecności w sporcie motorowym zaliczył fatalny wyścig. Po wygranej w sobotę przez Hamiltona sesji kwalifikacyjnej i startu z pole position, niedziela nie przyniosła właściwie żadnego pozytywu. Zupełnie nie tak miał wyglądać jubileusz przed swoją publicznością. W niemal niezawodnym do tej pory urządzeniu coś zawiodło. A właściwie zawiodło niemal wszystko. Być może zespół był zbyt mocno skupiony na świętowaniu, a za mało na wyścigu. Bo chyba nie wchodzi w grę zlekceważenie rywali na półmetku sezonu. Niemniej jednak duża przewaga i na torze i w punktacji być może nieco uśpiła czujność. Zimny prysznic w niedzielne popołudnie na Hockenheim musiał być wyjątkowo przykry.
Williams zastosował zachowawczą strategię. Kierowcy zespołu z Grove zaliczyli na tle rywali stosunkowo czysty wyścig i zajęli swoje najlepsze miejsca w tym sezonie. Kubica był dwunasty, a Russell trzynasty. Gdyby wyścig potrwał jeszcze trochę dłużej, była szansa na punkty... Ale nie o takich punktach dla Kubicy i Williamsa marzymy. Nadal nie było przyczepności, a na częściowo suchej, częściowo mokrej nawierzchni kierowcy walczyli o nią dosłownie na każdym zakręcie. Robert Kubica po raz drugi w tym sezonie ukończył wyścig przed George’m Russellem.
Lista przegranych niedzielnego wyścigu jest wyjątkowo długa. Oprócz kierowców Mercedesa, również Charles Leclerc, kierowcy Renault - Daniel Ricciardo, który odpadł wskutek defektu samochodu i Nico Hulkenberg, a także Pierre Gasly, Sergio Perez i Lando Norris.
Do wygranych, oprócz rzecz jasna czołowej trójki, można zaliczyć Lance’a Strolla, który przez chwilę był liderem wyścigu i o mały włos nie stanął na podium, Carlosa Sainza i Alexandra Albona (odpowiednio 5 i 6 miejsce), oraz kierowców Alfy Romeo i Haasa, którzy zamknęli czołową dziesiątkę, zdobywając punkty.
Ale się działo... Jak długo będziemy czekać na kolejny taki wyścig?
Grzegorz Gac